Rozdział 4

520 33 3
                                    

Pierwszej nocy w moim nowym łóżku zdecydowanie nie mogę zaliczyć do tych miłych i przyjemnych. Miałam cholerny problem z przyzwyczajeniem się do innej strefy czasowej, co trwało swoją drogą przez pierwsze kilka dni. Kręciłam się więc z boku na bok, próbując zasnąć, bez żadnych efektów. Dopiero nad ranem udało mi się przysnąć. Nie spałam jednak długo, bo po kilku godzinkach, na moje łóżko wskoczyła Luna, robiąc mi pobudkę, zgniatając mnie swoim cielskiem i śliniąc całą moją twarz. Jęknęłam niezadowolona, a za drzwiami zobaczyłam głowę mojego kochanego tatusia.

- Wybacz, sprawdzałem tylko czy jeszcze śpisz. Nie chciałem Cię obudzić, ale... – wymamrotał naprawdę zmieszany i widać było że faktycznie było mu głupio. Nie dałam mu więc dokończyć, wcinając się i posyłając mu uśmiech.

- Dobra, dobra, przecież nic się nie stało. – zapewniłam zaspanym głosem, witając się jednocześnie z psinką, pieszcząc ją po brzuszku. Chwyciłam telefon, żeby z niezadowoleniem zobaczyć że była dopiero godzina ósma.

- No więc, skoro już nie śpisz... Co zjesz na śniadanie? – spytał tato, na buzi którego pojawił się niepewny i wciąż lekko zmieszany uśmiech. Wymamrotałam że jest mi to obojętne, a kiedy drzwi się już za nim zamknęły, zrzuciłam z siebie Lunę i wygramoliłam się z łóżka. Wyciągnęłam jakieś pierwsze lepsze ciuchy z walizki, gdyż jakoś nie miałam okazji się rozpakować ,i udałam się z nimi do łazienki. Po szybkim prysznicu wsunęłam na tyłek wcześniej przyszykowane szare jeansy, a do tego ubrałam czarną bokserkę, na którą zarzuciłam jeszcze szeroki, beżowy sweter. Moje rude kłaki, które sięgały prawie do pasa, zaplotłam w warkocza na lewym boku. Na koniec jeszcze nałożyłam lekki makijaż, głównie po to żeby zatuszować efekty niewyspania i już mogłam iść do kuchni, gdzie czekały na mnie chrupiące tosty. Po śniadaniu i pożegnaniu się z tatą, który musiał jechać do pracy, wzięłam Lunę na krótki spacer, chcąc rozejrzeć się po okolicy. Więc na nogi wsunęłam czarne glany i ubrałam jeszcze kurtkę, tego samego koloru co buty.

Kiedy po dość wyczerpującym spacerze, wróciłam do domu, kompletnie nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Postanowiłam się rozpakować, a potem jakiś czas siedziałam na łóżku z laptopem na kolanach, serfując po internecie, ale wreszcie rzuciłam laptopa na łóżko i stwierdziłam że wystarczy. Szczerze? To był dopiero pierwszy dzień, a ja już dostawałam tutaj pierdolca. Wymyśliłam że mogę ugotować obiad, dlatego poczłapałam do kuchni, gdzie stwierdziłam że konieczne było zrobienie porządnych zakupów. Po zastanowieniu się co by dzisiaj ugotować, ponownie zarzuciłam na siebie kurtkę, ubrałam buty i wymaszerowałam w poszukiwaniu jakiegoś sklepiku, w którym mogłabym kupić najpotrzebniejsze mi składniki. Kiedy już wracałam ze skromnymi zakupami do domu, mijałam jakąś niewielką, aczkolwiek uroczo zapowiadająca się kawiarenkę. Jako że stwierdziłam że przecież i tak nigdzie mi się nie spieszy, postanowiłam zajść na coś rozgrzewającego.

Weszłam do środka, czemu towarzyszył dźwięk dzwoneczków wiszących nad drzwiami. Rozejrzałam się po lokalu, gdzie było właściwie pusto, nie licząc jakiejś pary zajmującej stolik w kącie i młodej kelnerki krzątającej się po kawiarence. Ledwie zajęłam miejscę przy oknie i chwyciłam leżącą na stoliku kartę, dziewczyna w fartuszku zmaterializowała się obok mnie

- Co podać? – zaświergotała, posyłając mi szeroki uśmiech, który odwzajemniłam, po czym ponownie zerknęłam w kartę. Po chwili namysłu zamówiłam sobie czekoladowe Cappucino i do tego jakieś ciasto z kreme. Dziewczyna zniknęła na moment, żeby zaraz wrócić z moim zamówieniem. Z jej ust cały czas nie schodził szeroki uśmiech, co było wręcz zaraźlwe. Już miała się odwrócić i wrócić do swojej pracy, ale coś ją zatrzymało.

- Nie obrazisz się, jeśli zadam Ci pytanie? – spytała niepewny, acz bardzo sympatycznym tonem. Kiwnęłam tylko delikatnie głową, utkwiwszy w niej swoje zaciekawione spojrzenie. - Nie chcę wyjść na ciekawską, czy niegrzeczną ale... Skąd ty się tutaj wzięłaś? Mam na myśli... znam chyba każdego mieszkającego w okolicy, więc na pewno tutaj nie mieszkasz. Natomiast turyści raczej wybierają knajpki gdzieś bliżej centrum, więc... – rozgadała się, co zmusiło mnie do ponownego, rozbawionego uśmiechu. Nie chciałam jej przerywać, ale kiedy nagle urwała, wykorzystałam chwilę i się odezwałam.

Damn! || 5 Seconds of SummerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz