Rozdział 22

166 23 2
                                    

Po długiej rozmowie z Ashtonem, wreszcie zgodziłam się z nim, że najrozsądniej będzie zgłosić sprawę na policję. Bałam się, nie miałam zamiaru tego ukrywać, ale ufałam chłopakowi, że tak będzie najlepiej. Najpierw jednak musiałam porozmawiać z Calumem. Uznałam, że ma prawo wiedzieć, co wyprawia jego była dziewczyna oraz jakie mamy wobec niej zamiary. Dlatego właśnie, następnego dnia od razu zadzwoniłam do Hooda i zapowiedziałam, że do niego wpadnę. Kierując się w stronę domu w którym mieszkał chłopak, żałowałam, że Ashton nie mógł mi towarzyszyć. Jednak wiedziałam, że nie powinien drugi dzień z rzędu opuszczać zajęć i osobiście tego dopilnowałam. Nim się obejrzałam, byłam już pod domem Caluma. Wzięłam głęboki oddech i niepewnie nacisnęłam dzwonek. Już po chwili w drzwiach ujrzałam bruneta. Na powitanie przyciągnął mnie w swoje objęcia i cmoknął w policzek. A chwilę później już siedzieliśmy u niego w pokoju. Starałam się zebrać myśli i wydusić wreszcie z siebie to, co miałam mu do powiedzenia. Swoją drogą, szybko zauważył, że jestem cholernie zdenerwowana i zapewne wywnioskował, że nie będzie to wcale przyjemna rozmowa. Zdawało mi się, że nawet udzieliły mu się moje nerwy. W każdym razie, nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, usłyszeliśmy pukanie do drzwi. W pewnym momencie rozmowę przerwało nam pukanie do drzwi. Calum automatycznie skierował w tamtą stronę wzrok, nie fatygując się, żeby wstać i wpuścić swojego gościa, krzyknął tylko zwykłe 'proszę'. Drzwi się delikatnie uchyliły, a mi momentalnie skoczyło ciśnienie, kiedy zobaczyłam w nich Jess. Hood też nie wyglądał, jak gdyby się jej spodziewał, co więcej raczej nie był zadowolony z tej wizyty. Dziewczyna powoli weszła do pomieszczenia spoglądając to na mnie to na Caluma jakby zmieszana i załamana? Nie powiem, nieco mnie to jednak zdziwiło. . Po kim jak po kim, ale po blondynce spodziewałabym się, że rzuci się na mnie z pięściami, zacznie mnie wyzywać od suk i dziwek, grozić mi, że mnie zabije, albo chociaż podejmie próbę morderstwa za pomocą spojrzenia. Ona jednak totalnie zignorowała moją obecność i utkwiła swoje smutne spojrzenie w chłopaku. Chociaż... Na pewno to był smutek? Obawiałam się, że to miała być jej kolejna gierka. Nie ukrywam, że resztkami sił powstrzymywałam się przed powiedzeniem tych kilku słów za dużo. Uznałam jednak, że skoro Calum jej nie wyrzucił za drzwi (co było dla mnie naprawdę dziwne), ja nie miałam do tego żadnego prawa. .
-Cześć Calum, twoja mama mnie wpuściła i... możemy porozmawiać? - przyglądałam się zachowaniu dziewczyny i zastanawiałam się co tutaj się do cholery stało. Wyglądała na naprawdę załamaną i przybitą, a głos jej delikatnie drżał, jakby zaraz, miała się rozpłakać. To wszystko było takie przekonujące, a ja wątpiłam, że była tak świetną aktorką, by potrafiła to tak perfekcyjnie zagrać. - Sami - dodała jeszcze, trochę ciszej, wskazując delikatnie na moją osobę. .
- Jasne, nie ma problemu. Wybacz Charlie... Zaraz wracam - uśmiechnął się jakby zakłopotany, na co ja w odpowiedzi tylko niepewnie kiwnęłam głową, po czym razem opuścili pomieszczenie.
ił do pokoju faktycznie po niedługiej chwili, równie roztrzęsiony co dziewczyna, przeklinając pod nosem. W pośpiechu zaczął szukać jakiejś koszulki i bluzy, jakby zupełnie zapomniał o mojej obecności. Odchrząknęłam, ale nie udało mi się zwrócić tym uwagę Hooda, więc chcąc, nie chcąc musiałam się odezwać.
- Calum co się stało, czego ona od ciebie znowu chciała?
- Jess... jest w szpitalu... przedawkowała jakieś leki...ona chciała się zabić...matka znalazła ją w łazience... Kurwa! - w tamtym momencie autentycznie zdurniałam.
- Ale, jak... przecież... - przed chwilą z nią rozmawiał do cholery! Widząc moje zdezorientowanie walnął się w twarz z otwartej dłoni, jak gdyby go oświeciło.
- To była Jenny, bliźniaczka Jess - w tamtym momencie wszystko stało się jasne. Nie miałam pojęcia, że Jessica miała jakiekolwiek rodzeństwo, ale nie oszukujmy się, miałam to głęboko w dupie, bo do tej pory nie była mi ta informacja do niczego potrzebna. - Wybacz Charlie, ale muszę do niej jechać... - zaczął zbierając rozrzucone po pokoju trampki, które nerwowo wsuwał na stopy, wciąż mamrocząc coś pod nosem. - To wszystko moja wina! - dodał znacznie głośniej, a ja momentalnie dopadłam chłopaka, łapiąc go mocno za ramiona, zmuszając jednocześnie do zaprzestania wszelkich czynności. - Hej! Nawet tak nie myśl! Nie mogłeś nic zrobić...
- Kiedy taka jest prawda... Gdybym jej nie porzucił, gdybym dalej z nią był..
- Calum, nie możesz się zadręczać. Ta relacje była niszcząca dla was obu, nie miałeś na to żadnego wpływu... Przerosło ją to wszystko, ale to nie twoja wina, zrozum! - nie powiem, że było to dla mnie nic, bo mi też wcale nie było aż tak łatwo. Dobra, może i jej nienawidziłam, ale przecież nie życzyłam jej śmierci! A jednak również kołotało mi w głowie, że to ja namieszałam między Calumem a Jessicą. Najważniejsze jednak było to, że matka znalazła ją, póki nie było za późno.
- Ale... - nie był w stanie wydusić już ani słowa, a po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Od razu widać było, że wyrzuty sumienia i poczucie winy zżerały go od środka i niszczyły go... Przetarłam wierzchem dłoni jego mokre policzki, a wtedy Calum jakby wyrwał się z transu, potrząsnął głową na boki, założył drugiego buta i wyszedł z pokoju, oglądając się za nim, czy ja też idę. Wyszłam z domu tuż za nim i zobaczyłam czekającą przy samochodzie blondynkę. Na pożegnanie przytuliłam Caluma, powtarzając mu jeszcze kilka razy, że to nie jego wina. Po chwili go jednak wypuściłam, dając mu pobiec do samochodu i razem z Jenny pojechać do szpitala.

Damn! || 5 Seconds of SummerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz