Zapięłam zamek walizki, ciężko przy tym wzdychając. Wcale nie miałam ochoty nigdzie jechać, no ale jakie miałam wyjście? Miałam zaczynać wielką wojnę z matką? Robić jej awanturę, tupiąc nóżką jak mała dziewczynka, uciekać z domu? Przecież to nie miało najmniejszego sensu. Ona i tak by mnie znalazła i postawiła na swoim. No i tak z drugiej strony, nie chciałam takim nastawieniem sprawić przykrości tacie. Naprawdę chciałam się z nim zobaczyć, no ale... naprawdę koniecznie to ja musiałam przebywać tyle kilometrów żeby się z nim spotkać? Nie ukrywam, że od małego marzyłam żeby przeprowadził się do USA, tak bardzo chciałam mieć go na miejscu, zawsze przy sobie. Tak blisko jak to tylko możliwe. Niestety to to nie było możliwe - tak przynajmniej twierdził ojciec. Do dziś nie potrafię zrozumieć co go tak właściwie trzymało w Australii. Dzisiaj, okej - zajmował wysokie stanowisko w firmie, zarabiał naprawdę bardzo dużo i do tego jego praca rzeczywiście sprawiała mu przyjemność. Faktycznie ciężko to ot tak rzucić i wyjechać, ale 18 lat temu? Ledwo skończył studia, zaczynał pracę w jakimś sklepiku muzycznym, nie miał u boku żadnej kobiety, ze swoimi rodzicami i rodzeństwem był skłócony (swoją drogą z rodzicami nie dogadał się do dzisiaj). Sami widzicie - co go tam takiego trzymało... W Melbourne miał co najwyżej przyjaciół, ale czy oni naprawdę znaczyli dla niego więcej niż jego jedyna, kochana córeczka? Mogę jedynie podejrzewać co było prawdziwym powodem dlaczego tak bardzo bronił się przed przyjazdem do Ameryki. Moja mama - nigdy mi tego nie powiedział, ale dobrze wiedziałam że on wciąż ją kocha. Bolało go to, że tak naprawdę ona nigdy nie odwzajemniła jego uczucia.
Moi rodzice poznali się w Melbourne, gdzie mój ojciec jeszcze wtedy mieszkał, a moja mama spędzała święta u swojej rodziny. Ich znajomość nie trwała długo, kilka zwyczajnych przyjacielskich spotkań, które później przerodziły się w coś więcej... do czasu kiedy moja mama nie musiała wracać do domu, do szkoły... Tak, moja mama miała wtedy 18 lat i była w klasie maturalnej, natomiast mój tato kończył już studia. Ale wracając do ich 'romantycznej' historii, którą słyszałam w swoim życiu jedynie dwa razy - raz opowiadał mi ją ojciec, a później namówiłam również matkę, by opowiedziała to ze swojej perspektywy, żeby poznać obie wersje... Mój ojciec od razu zakochał się w tej "młodej, pięknej buntowniczce", jak ją określił, pech chciał że ta dziewczyna nigdy nie czuła do niego nic. "Owszem, był naprawdę przystojny, ale nasz związek nie miał przecież żadnej przyszłości...". Wciąż nie mogę zrozumieć jak ona mogła mówić to z takim spokojem i obojętnością. Nie wyobrażacie sobie jak to jest usłyszeć z ust swojej rodzicielki słów "nigdy nie kochałam twojego ojca", do tego powiedzianych z takim luzem, obojętnością, że to aż bolało... W każdym razie, pożegnali się wtedy, po Nowym Roku spędzonym oczywiście razem i mieli się już nigdy nie spotkać - taki przynajmniej był plan mojej mamy, mimo tego iż ojciec próbował się z nią skontaktować na różne sposoby. Los jednak wymyślił sobie zupełnie inne zakończenie tej historii. Po trzech miesiącach, kiedy mój tato już pogodził się z faktem że "ta dziewczyna się nim po prostu bawiła" i że już nigdy jej nie zobaczy, ona po prostu do niego zadzwoniła. Pamiętam doskonale chwilę kiedy mi o tym opowiadał, kiedy mówił o tym jak zobaczył jej piękny uśmiech na wyświetlaczu swojego telefonu i jak jego serce zabiło mu szybciej, żeby zaraz rozsypać się chyba na miliony kawałeczków, kiedy usłyszał w słuchawce jej zapłakany głos. Tak, właśnie wtedy dowiedział się że za kilka miesięcy na świat przyjdzie jego córeczka. Dopiero po naciśnięciu czerwonej słuchawki zaczął nabierać wątpliwości - no bo skąd miał mieć pewność że to jego dziecko? Nie oszukujmy się, każdy by takowych nabrał. Dziewczyna owinęła sobie go wokół palca, bawiła się jego uczuciami przez tę ich krótką znajomość, a teraz dowiaduje się że będzie miał dziecko... A może po prostu chciała tylko naciągnąć go na alimenty, wykorzystując jego "wciąż żywe uczucia"? O tym że faktycznie jestem jego córeczką, dowiedział się po pięciu miesiącach, kiedy przyszłam na świat. Dla wszystkich którzy lubią się czepiać szczegółów i zaczną mi tu zaraz wypominać że przecież wcześniej pisałam że... Tak, jestem wcześniakiem i przyszłam na świat po 8 miesiącach, a nie tak jak zapewne większość z was po 9. Oczywiście, ojciec rzucił wszystko i przyjechał zobaczyć swoją córeczkę. O tym że faktycznie, to on jest ojcem, przekonał się w momencie kiedy tylko zobaczył moje wielkie, zielone oczy, którymi uważnie mu się przyglądałam. Były dokładnie takie same, jakie miał on sam. Kiedy byłam młodsza, niejednokrotnie oglądałam jego zdjęcia z dzieciństwa, porównując je ze swoimi. Faktycznie - nasze oczy były identyczne. Tak czy siak, ojciec nie nacieszył się swoją pociechą długo, gdyż już po tygodniu siedział w samolocie powrotnym do Australii. Zdążył jednak się umówić z moją mamą iż będzie regularnie płacić alimenty, ale będzie mógł widywać się kiedy tylko będzie miał takie widzimisię. I mimo ich licznych kłótni w późniejszych latach, konsekwencje trzymają się tej umowy do dzisiaj.
Tak jak już wspominałam, słyszałam tę opowieść dwukrotnie i dwukrotnie moje serce krwawiło, kiedy to słuchałam z jaką łatwością mojej matce przychodziło krzywdzenie mojego ojca. I robiła to do dzisiaj, nawet chyba nie zdając sobie z tego sprawy. W każdym razie, po usłyszeniu obu wersji, obiecałam sobie że nigdy nie będę taka jak moja mama i nigdy nie skrzywdzę nikogo w taki sposób, jak zrobiła to ona sama.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos matki, która krzyczała że jeżeli zaraz nie zejdę na dół, spóźnimy się na lotnisko. A może to jest właśnie rozwiązanie? Po prostu zamknę się w pokoju i przeczekam aż samolot do Sydney odleci bez jednego pasażera? Nie bądź naiwna! zganiłam się w myślach, zarzucając plecak na jedno ramię i drugą ręką chwytając za walizkę. Dobrze wiedziałam że to nie jest rozwiązanie - moja matka za wszelką cenę załatwiłaby bilety na następny lot i drugi raz nie dopuściłaby do takiej sytuacji, zamykając mnie w aucie, przykuwając mnie kajdankami do kaloryfera, czy co by tam jej aktualnie wpadło do głowy. Dlatego posłusznie wyszłam z domu, wpakowałam walizkę do bagażnika a sama weszłam bez słowa do samochodu, zajmując tylne siedzenie, na drugim rzucając swój plecak. Kiedy Richard - ukochany mojej mamy - zobaczył że już siedzę, zapiął pasy i przekręcił kluczyki w stacyjce.
- Na pewno wszystko masz? - upewniła się mama, odwracając głowę do tyłu, na co ja tylko kiwnęłam głową - bilet, dokumenty, tele...
- Tak mamo, wszystko mam - przerwałam jej, akcentując przedostatnie słowo, lekko zniecierpliwionym głosem. Ta tylko zrobiła urażoną minę, po czym spojrzała na drogę przez przednią szybę. Ruszyliśmy, a wtedy ja po raz ostatni rzuciłam okiem obejrzałam się, spoglądając na dom, który coraz szybciej się oddalał. Westchnęłam kolejny raz, nie odwracając wzroku ze zmieniających się za szybą widoków. Powiedzmy że w ten sposób żegnałam się za moim 'małym miasteczkiem', za którym na pewno będę mocno tęsknić podczas mojej ponad dwumiesięcznej nieobecności. No cóż... naprawdę lubiłam to miejsce i jestem do niego cholernie przywiązana, a więc na pewno będę je wspominała, przemierzając ulice całkiem obcego miasta.
Cholera, panikujesz jakbyś miała tu już nigdy nie wrócić!
♪ ♪ ♪ ♪
A więc witam was wszystkich którzy to czytają i mam nadzieję że zostaniecie tutaj dłużej a ja was nie zawiodę :) Rozdziały będą pojawiać się co weekend, a przynajmniej będę się starała żeby tak było. No i... tak :D
Powiem wam szczerze, to dużo nad tym rozdziałem myślałam... No bo w sumie to jestem z niego ogólnie bardzo zadowolona, no i mi się podoba. Ale z drugiej strony to miałam pewne wątpliwości czy aby na pewno to ma sens i cokolwiek wnosi do opowiadania, czy jest tylko jakimś zapychaczem... No i naprawdę długo zastanawiałam się nad napisaniem go od nowa. A jednak w ostateczności stwierdziłam że szkoda mi tego rozdziału i macie pierwotną wersje, jedynie z drobnymi poprawkami :D No i cóż... Oceńcie sami!
CZYTASZ
Damn! || 5 Seconds of Summer
Hayran Kurgu" Never say goodbye So kiss me, kiss me, kiss me And tell me that I'll see you again Cause I don't know If I can let you go So kiss me, kiss me, kiss me I'm dying just to see you again Let's make tonight the best of our lives, yeah! Here's to teenag...