Dolina Dal

524 41 38
                                    

~~~

No sacrifice,
no victory.

~~~


Thorina nadal nie było kiedy wróciliśmy do reszty. Przeróżne pieśni- te poważne i bardziej zabawne- brzmiały jeszcze do późna, a to dlatego, że nasz król jak nie wracał, tak nie wracał.

Teraz już nie miałam czasu na czekanie. Ale też nie mogłam w tej chwili nagle zniknąć. Koniec końców musiałam czekać na odpowiedni moment, aby czym prędzej znaleźć się w Dolinie.

~~~

Kili wiercił się jak wariat, kiedy to ja już nie spałam od jakiegoś czasu. Z resztą niemal od samego początku tylko czuwałam, starając się nie zasnąć i nie stracić momentu, w którym wszyscy tutaj zasną, abym ja mogła po cichu wymknąć się na zewnątrz. Może czuł, że nie śpię i tylko czekam, żeby uwolnić się od jego uścisku- którego swoją drogą sobie wcale nie pożałował pomimo tego, że nic się nie zmieniło w naszym spaniu razem ze wszystkimi w jednym pomieszczeniu- i pędzić do Dali ile sił, zanim orkowie zdążą nas zaskoczyć. Albo może też miał zły sen... Sama nie wiedziałam, którą wersję wolę. Z jednej strony chciałam go obudzić, bo nie mogłam przecież zostawić go w takim stanie, ale z drugiej nie mogłam tego zrobić. To właśnie trzymało mnie w miejscu i choć nie miałam przy sobie żadnego zegarka od niepamiętnych czasów- w głowie szaleńczo popędzały mnie kolejne sekundy.

Pytacie się, co z Thorinem? Od początku spał w oddzielnym pomieszczeniu. Albo w ogóle gdzieś, gdzie nikt nie sądził, że tam jest lub nawet na tronie w Sali Tronowej. Jeśli teraz w ogóle spał...

Krasnolud uspokoił się nareszcie, a ja mogłam odetchnąć z ulgą, że jego niespokojny sen chyba minął na dobre. Lub cokolwiek to było. Gdy upewniłam się, że na pewno wszystko było już w porządku, jak najdelikatniej i najciszej w świecie zaczęłam wstawać na nogi. A wydawało mi się, że trwa to wieki. Może też dlatego, że wstrzymałam oddech, by móc kontrolować swój najmniejszy ruch i szmer. Stałam już na równych nogach. Ogarnęłam więc wzrokiem wszystkich dookoła- spali i zdawało się, że nic ich nie ruszyło. Nawet Bilbo, choć ten akurat leżał odwrócony do mnie plecami, więc można było spodziewać się wszystkiego. Właściwie serce łomotało mi z wielu powodów, ale w tym momencie doszedł kolejny- że wszyscy mnie doskonale słyszą i wiedzą co kombinuję, ale oni, jak to oni, nie pokażą tego. Ostatecznie jednak udałam, że nie słyszę tej myśli. Musiałam rzucić zdecydowanie dłuższe niż być powinno, ostatnie spojrzenie na śpiącego Kiliego, zanim ruszyłam na palcach do wyjścia. Prawie tak samo bezszelestnie jak hobbit przemknęłam pierwsze parę kroków, aż w końcu coś musiało przecież nie pójść po mojej myśli.

W tym momencie usłyszałam za sobą nie tyle co niepokojący szmer, ale nagłe poruszenie. Zupełnie takie, jakby ktoś szybko wstał, do tego niczym... zbudzony nagle z niespokojnego snu.

Odwróciłam się. Co innego miałam zrobić, skoro i tak byłam na wpół pewna, kto to był. I się wcale nie myliłam.

Wstrzymywanie oddechu tej nocy chyba w końcu całkiem odtleni mi mózg, ale w tym momencie o tym nie myślałam. Z szeroko otwartymi oczami obserwowałam czy może Kili zaraz uśnie z powrotem.

- Czyli jednak idziesz- mruknął brązowooki krasnolud, siedząc na kocu, podparty na jednej ręce. Ale to naprawdę mruknął, bo brzmiało to niemal jak zaspany niedźwiedź. Przetarł twarz dłonią, a ja natychmiast chciałam do niego podejść, zaskoczona tym, skąd on wziął to "jednak". Powstrzymałam się w ostatniej chwili, by nie narobić jeszcze większego hałasu. Bądź powstrzymał mnie jego wzrok, i choć chyba jeszcze nie do końca trzeźwy, tak obserwujący mnie na pewno uważniej, niż zrobiłabym to ja po takiej pobudce. W tym momencie już wiedziałam, że z mojego niezauważonego wypadu w stylu Czarnej Wdowy wyszły nici i zagwostką było tylko to, czy cieszyć się z tego powodu, czy też nie.

Hobbit, czyli tam... Ale czy z powrotem? || Kili cz. 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz