Ruchomy postój

734 55 23
                                    

~~~

"Let me be the one to lift your head up and save your life. I don't think you even realize... Baby you'd be saving mine."

~~~


Spojrzałam na Kiliego, który miał swój jak zwykle nieodgadniony wyraz twarzy. Jednak mimo to kącik jego ust delikatnie unosił się w górę.

Zaśmiałam się pod nosem, kiedy w końcu przypomniałam sobie, że wciąż trzymam w dłoni miecz Kiliego. Chyba muszę popracować nad wysypianiem się (co jest niesamowicie trudne w warunkach kilkumiesięcznej podróży), bo moja koncentracja ostatnio nie działa najlepiej. Świadczyło o tym moje zdecydowanie zbyt późne oderwanie się od wzroku brązowookiego.

Kiedy oddawałam miecz w ręce jego prawdziwego właściciela, coś sobie uświadomiłam.

- Mówiłeś "wymiana"?- zapytałam. Byłam ciekawa, o co mogło chodzić krasnoludowi.

- Nie inaczej- odpowiedział, po czym uniósł w górę wąski, błyszczący miecz, którego wcześniej nie zauważyłam.

Szatym czekał, aż wyciągnę po niego rękę. Zerknęłam na niego. Niewiele się dowiedziałam z wyrazu jego twarzy. Namyśliłam się chwilę, po czym niepewnie wzięłam do ręki miecz.

Był bardzo ładny- wąski, błyszczący, sprawiał ważenie dziwnie delikatnego.

- Teraz jest idealnie- skomentował Kili, dumnie podrzucając swój miecz. Brunet uśmiechnął się do mnie kącikiem ust i odszedł w swoją stronę.

Ja tymczasem wróciłam do przyglądania się mojej nowej części oręża. Kto wie, może podarunek od młodszego siostrzeńca Thorina kiedyś uratuje mi życie?

Nie wykluczone. Ale zanim do tego dojdzie, jednak najpierw to by się przydało wiedzieć, jak czymś takim walczyć. Niby w teorii się wie, w końcu parę razy oglądało się walkę Ryczypiska i Eustachego na Wędrowcy do Świtu. Ale wiecie, teoria w postaci wskazówek myszy ze szpadą, a umiejętności praktyczne to całkiem inna bajka.

Coś kazało mi odwrócić wzrok. Spojrzałam w lewo i zobaczyłam Gandalfa rozmawiającego z lekka przestraszonym Bilbem. Kiedy brodaty czarodziej odszedł, rzucając mi przelotne spojrzenie, Bilbo zerknął na mnie nieobecnym wzrokiem. Pokazałam hobbitowi kciuk w górę. Z lekkim uśmiechem ruszyłam przed siebie, aby dogonić kompanię, która już jakiś czas temu zdążyła opuścić okolicę obozu trolli. Oczywiście z Sarą u boku.

A przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Kiedy dobiegłam do krasnoludów, zorientowałam się, że mój jakże wierny pies wcale nie skacze wesoło przy moim boku. Zaczęłam się panicznie rozglądać. Przecież nie dałabym rady znieść straty kolejnego zwierzaka. I tak już nie mogłam sobie darować, jakim cudem dopuściłam do tego, aby trzyletni ogier i kilkuletnia wariatka dostały się do tak niebezpiecznego (i pięknego) miejsca, jakim jest Śródziemie.

- Spokojnie, nic jej nie jest- odezwał się Fili. Natychmiast spojrzałam w jego stronę i ku mojemu zaskoczeniu ukazał mu się niczego nie świadomy pies, który beztrosko podreptał w moją stronę.

~~~

Szliśmy piechotą środkiem niesamowicie gęstego lasu. Snułam się z nogi na nogę, mając ciągle w myślach Księcia. Jak miałam się o niego nie martwić? Modliłam się w duchu, aby nic mu nie było: aby był zdrowy, aby nie trafił na wargów, orków czy inne śródziemne zło. I przede wszystkim- aby żył.

Kiedy pomyślałam o najczarniejszych scenariuszach, jakie mogłam sobie wymyślić, przeszły mnie niemiłe dreszcze. Rozejrzałam się dookoła, mając minimalną resztkę nadziei, że może akurat zobaczę pomiędzy drzewami sylwetkę wielkiego ogiera. Nie zdziwiło mnie to zbytnio, gdy moim oczom ukazał się jedynie ultrazielony las. Wróciłam do przebierania nogami od niechcenia. Byłam niemiłosiernie zmęczona po całej nocy, ale przecież Thorin nie kwapił się do ustalenia żadnego postoju. Musiałam być twarda. Resztkami sił dawałam sobie radę z bólem głowy, pleców i nóg oraz z natrętnymi wizjami o Księciu.

Myślałam, że idę na samym końcu. Naprawdę byłam o tym przekonana. Do momentu, kiedy nagle obok mnie stanął młodszy siostrzeniec Dębowej Tarczy, jednocześnie wyrywając mnie z zamyślenia (A może już snu?). Musiałam się nieźle hamować, żeby nie wziąć go za jakiegoś wroga-napastnika. Odskoczyłam na bok, ale nawet mój błędnik postanowił się zbuntować, co zaskutkowało niezłym zachwianiem. Zapewne wyglądałam wtedy jak pijany zając, ale byłam zbyt zmęczona psychicznie i fizycznie, aby zwrócić na to uwagę. Wydukałam ciche "dzięki" i stanęłam na równych nogach.

- Jesteś przemęczona- stwierdził krótko szatyn, przyglądając mi się z boku.

- Nie, to nic takiego- odpowiedziałam niezgodnie z prawdą. Sama nie wiem, dlaczego tak zrobiłam. Może chciałam zgrywać twardą?

- Przecież widzę.- Brązowooki podniósł jedną brew w górę. Westchnęłam.

- Póki rozmawiałam z Bilbem, jeszcze tak tego nie odczuwałam- mruknęłam, potykając się o jakiś wystający korzeń. Kili znowu pomógł mi utrzymać równowagę.

- Pójdę do Thorina.

Szatyn ruszył przed siebie pewnym krokiem. Resztką siły złapałam go za rękaw.

- Żeby utwierdził się w przekonaniu, że jestem tu tylko problemem?- syknęłam. Kili zacisnął usta i wbił we mnie wzrok. Wzięłam głęboki wdech.- Dzięki za troskę, ale nic mi nie będzie. Naprawdę- zapewniłam z delikatnym uśmiechem. Głupio mi było, że tak na niego warknęłam. Kamień spadł mi z serca, kiedy brązowooki odwzajemnił uśmiech, a jego wyraz twarzy złagodniał. Młody książę krasnoludów wrócił na swoje miejsce obok mnie i...

Wziął mnie na ręce.

Nigdy w życiu bym się tego nie spodziewała. Wylądowałam w ramionach szatyna, nawet nie rejestrując momentu, w którym się w nich znalazłam. Wypełniała mnie przytłumiona zmęczeniem mieszanina uczuć- od zaskoczenia, przez niemiłosierne zawstydzenie, aż po... Właśnie, po co? Muszę przyznać, że czułam się dziwnie bezpiecznie, przytulona do szatyna.

- Nie chciałaś postoju, to będziesz miała ruchomy postój- zaśmiał się cicho Kili. Gdyby moje oczy same się nie zamykały, na pewno moja reakcja na ten żart nie byłaby taka beznadziejna.

Ostatnim, co usłyszałam (nie licząc szurania butów o ściółkę leśną), był głos Filiego, któremu po chwili odwarknął coś jego młodszy brat. Jednak mnie już coś ciągnęło prosto do krainy snów, więc nie zapamiętałam ani słowa.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem! Na wstępie chcę Was wszystkich (czekających na rozdziały) przeprosić za moją nieobecność. Spotkało mnie trochę swego rodzaju... trudności. Nie miałam ani weny, ani siły, by pisać opowiadania. Mam tylko nadzieję, że ta książka jeszcze nie zakurzyła się na tyle, żeby zostać przez Was zapomniana. Dziękuję za wyświetlenia, gwiazdki, przemiłe komentarze i wszystko inne ♡♡♡ ~ Authorka

Hobbit, czyli tam... Ale czy z powrotem? || Kili cz. 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz