Rozdział 11.

445 27 26
                                    

Mruknąłem coś niezrozumiałego pod nosem i nie miałem zamiaru odsuwać się od Malfoya. Gdy byłem tak blisko, czułem w nozdrzach jego zapach, który przesiąkał przez jego odzież.

- Zabije cie kiedyś Harry - mruknął Draco chyba lekko wkurzony, przez zaistniałą sytuację.

Przez to wszystko zacząłem się obawiać, co takiego powiem za 3 dni po wypiciu eliksiru prawdy. Bałem się, że powiem coś niestosownego na temat Draco, przez co zniszczę tą całą relacje którą zbudowaliśmy przez te dni.

- Muszę iść powiadomić McGonagall o...o czymś - oznajmiłem niepewnie po czym odsunąłem się od Dracona i podniosłem się z łóżka zostawiając go samego.

Idąc korytarzami, przy okazji zwiedzałem nowy Hogwart, który zmienił się od czasu bitwy. W jednym z korytarzy można było znaleźć obrazy, przedstawiające osoby które umarły za naszą szkołę, walcząc z śmierciożercami. Fred, który był namalowany na jednym z nich, pomachał mi uśmiechając się szeroko. Kilka kroków dalej, była namalowana Nimfadora Tonks. W pewnej chwili poczułem ból w klatce piersiowej, bo mimo tego że Syriusz był po dobrej stronie i bronił nas w Ministerswie, to nikt nie chciał żeby powstał obraz z nim, tak samo było z Lupinem który walczył w bitwie ale nikt nie raczył umieścić go na płótnie.

Nie zwracając na nic uwagi poszedłem dalej, patrząc na swoje buty. Nagle poczułem, jak przez moje ciało przechodzą ciarki. Odwróciłem się i zobaczyłem ducha, którego nigdy wcześniej nie widziałem.

- Uważaj gdzie latasz dzbanie! - krzyknąłem za nim. Duch stanął w miejscu, po czym odwrócił się i podleciał do mnie.

- Spokojnie Harry. A tak na marginesie, to ty nie patrzysz gdzie chodzisz - powiedział miło uśmiechając się. Przyjrzałem się mu bardziej, aż w końcu zrozumiałem z kim rozmawiam.

- Profesorze Lupinie, pan duchem? - zapytałem niepewnie.

- Tak Harry, postanowiłem zostać w Hogwarcie jako duch, i nie mów do mnie profesorze bo już nim nie jestem od paru dobrych lat, mów mi po imieniu - odpowiedział duch przyglądając mi się z uśmiechem.

Pokiwałem głową, a Remus odleciał. Stałem w miejscu przez kilka minut, po czym udałem się do gabinetu McGonagall.

***
Kiedy opowiedziałem dyrektorce o moim śnie, ta postanowiła zachować mój sen żeby móc w najbliższym czasie obejrzeć je na spokojnie w myślodsiewni. Wracając od niej było już ciemno. Na korytarzach było bardzo mało uczniów, lecz po chwili wracali do dormitoriów, przez Filcha który wraz ze swoją kotką obchodził całą szkołe.

Zmierzałem jednym z ciemniejszych korytarzy, więc musiałem użyć zaklęcia Lumos żeby móc cokolwiek widzieć. Usłyszałem coś za sobą, więc się odwróciłem. Niestety na marne, bo po chwili nie trafiłem do przejścia na inny korytarz, uderzając się o kant wejścia. Cicho syknąłem z bólu dotykając czoła. Nie zwracając więcej na to uwagi, teraz ostrożnie zmierzałem do pokoju. Kiedy weszłem Draco już siedział na jednym z foteli przy kominku.

- Co ci się stało? - zapytał Draco widząc mnie i podnosząc brwi. Nie wiedząc o co chodzi, dotknąłem miejsca które mnie bolało, a gdy popatrzałem na dłoń, zauważyłem krew.

- Uderzyłem się - mruknąłem siadając na łóżku. Draco podniósł się z fotela, podszedł do mnie i pociągnął do łazienki.

- Siadaj - powiedział poważnie pokazując palcem na miejsce na szafce obok zlewu.

Zrobiłem to co blondyn kazał przyglądając mu się i zastanawiając co kombinuje. Draco wziął jakiś mały ręcznik, i zamoczył w zimnej wodzie. Podszedł do mnie i stanął pomiędzy moimi nogami, przez co przez moją skórę przeszły ciarki. Delikatnie przyłożył wcześniej zamoczony ręcznik do mojej brwi, z której leciała krew. Spojrzałem w jego oczy które błądziły, do póki Draco nie zatrzymał wzroku wtedy kiedy patrzeliśmy sobie w oczy.

Rozchyliłem lekko swoje usta nie wiedzieć czemu. Nagle zaczęliśmy się do siebie zbliżać, nie zwracając na to uwagi, że jesteśmy na tyle blisko że czułem jego niestabilny oddech. Przymknąłem oczy, a nasze usta złączyły się w jedność. Poczułem jak rozpala mnie od środka, jak i na zewnątrz. Jak do tego doszło niewiem, to była spontaniczna sytuacja. Pocałunek był bardzo delikatny, ale i namiętny. Mimo tego że całowałem się z chłopakiem na dodatek że z Malfoy'em, nie przeszkadzało mi to. Oderwaliśmy się od siebie po długiej chwili, wpatrując się sobie w oczy.

- Przepraszam - mruknąłem cicho spuszczając wzrok na swoje kolana. Draco chrząknął, po czym odwrócił się i wyszedł. Czułem się podle, myśląc że zniszczyłem wszystko, bo w sumie tak było. Niepotrzebnie go pocałowałem chociaż gdyby tego nie chciał, odepchnął by mnie od razu.

Zeskoczyłem z blatu i przemyłem do końca ranę, przyglądając się jej w lustrze. Wyciągnąłem różdżke z kieszeni po czym przyłożyłem ją lekko do czoła.

- Episkey - mruknąłem a z różdżki wyleciało światło, które od razu naprawiło mi przeciętą brew, zostawiając tylko mały ślad.

Wróciłem do pokoju nie patrząc na Dracona. Usiadłem w fotelu który znajdywał się przy kominku, po czym zacząłem przyglądać się ogniu palącym się w kominku.

- Ja naprawdę nie chciałem, nie wiedzia... - zacząłem wzdychając ciężko

- Daj spokój Potter, ale więcej tego nie rób to było obrzy... - urwał niechętnie blondyn - Zapomnimy o tym i będziemy żyć, jakby nic takiego nie miało miejsca, zgoda? - zapytał jakby nigdy nic nic.

- Jasne... - odpowiedziałem łamiącym głosem. Nie mogę zaprzeczyć, zabolało mnie to że blondyn chce o tym zapomnieć.

***

Następnego dnia było coraz gorzej. Nie mogłem zapomnieć o tym, co wydarzyło się wczoraj. Skutkiem tego było spanie na jednym z foteli, przez co strasznie mnie wszystko bolało, chociaż i tak przez pół nocy nie mogłem spać przez sny oraz bóle blizny. Oczy same mi się zamykały z przemęczenia, a moje ciało drżało z zimna, gdyż ognień z kominka zgasł a w nocy nie miałem żadnego okrycia, bo sądziłem że nie będzie mi potrzebne aż tak bardzo.

Wstałem z fotela i podszedłem do szafy przeszukując ubrania, które McGonagall teleportowała z mojego domu tutaj. Wybrałem białe jeansy z przetarciami na kolanach oraz liliową bluzę z błękitnymi rękawami oraz kapturem. Spojrzałem na nadal śpiącego Draco, który cicho coś mruczał pod nosem przez sen. Nie wiedzieć czemu do moich oczu zaczęły napływać łzy.

Czy to wina tego że mógłbym poczuć coś do tego blondyna przez sytuację z wczoraj? A może to tylko myśl że to ja mógłbym mu się podobać? Chyba że on podoba mi się, a ja mu. Sam już nie wiedziałem o co mi chodzi, gubiłem się sam w swoich przemyśleniach. Moim jedynym marzeniem na ten moment, było zaklecie Obliviate które rzuciłbym na Dracona a później na siebie.

- Cześć... - mruknął zaspany Draco chowając twarz w dłonie - Ale tu jasno...

- Bo jest dzień, może dlatego ale niewiem, nie znam się - oznajmiłem pewnie chowając ręce w kieszenie w bluzie.

-------------

*niuch niuch* Wyczuwam... Nie... To niemożliwe... Wyczuwam cringe alert

Cringe tutaj jest jak chuj ale to nic, napewno jeszcze więcej będzie takich sytuacji gdzie będę chciała zapaść się pod ziemię ale trudno

Under Hate| Drarry | ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz