Otworzyłem oczy, czując ucisk w klatce piersiowej. Znajdywałem się w skrzydle szpitalny w Hogwarcie.
- Nie zadziałało...- pomyślałem od razu, chowając twarz w dłonie.
- Jak myślisz Remusie, co mu się mogło stać? - usłyszałem głos i natychmiast się podniosłem.
Zacząłem się rozglądać, a gdy nikogo nie zauważyłem wstałem z łóżka szpitalnego i zajrzałem za zasłonę, która oddzielała łóżko, a biurko pielęgniarki.
Przy biurku stała profesor McGonagall i Remus. Remus, ale w postaci ducha. Zrobiło mi się ciepło na sercu, kiedy uświadomiłam sobie, że jednak to zadziałało, ale za razem jednak żałowałem że zostawiłem wszystkich.
- Sama się go zapytaj Minervo - powiedział Remus, pokazując na mnie palcem.
Dyrektorka od razu spojrzała na mnie, po czym uśmiechnęła się sympatycznie.
- Harry, jakim cudem zemdlałeś na środku korytarza? Miałeś szczęście, że Remus wraz z jakimiś drugorocznymi z Ravenclawu cię znaleźli, gdyby nie oni, leżałbyś tam parę dobre godzin.
- Ja naprawdę nie mam pojęcia. Przepraszam, ale muszę iść - powiedziałem i niemalże wybiegłem z sali, zostawiając zdziwioną dyrektorkę.
Chwyciłem swoją miotłe, która znajdywała się przed wejściem do zamku. Usiadłem na nią, po czym zacząłem lecieć do domu Syriusza. Nie wiedziałem dokładnie czy to co się wydarzyło, stało się naprawdę, czy może był to jakiś realistyczny sen, ale musiałem o tym wspomnieć Hermione i...Draco. Jeszcze przed tym, należałoby się z nim pogodzić.
Przelatując nad lasem, rozmyślałem o wszystkim. Od początku do końca, jak mogłoby się to potoczyć, gdyby Voldemort nigdy się nie pojawił. Napewno świat byłby lepszy. Czasami wydawałoby mi się, że moje życie to zwykły sen z którego w pewnym momencie bym się wybudził.
Doleciałem do kwatery, w końcu odetchnąłem. Czułem, że w końcu jestem w domu. W pewnym momencie zdawało mi się, że słyszę kroki?
- Draco? Jesteś tutaj? - zapytałem głośno oczekując odpowiedzi, lecz nikt się nie odzywał.
Kap. Kap. Kap. Dźwięk kapania zaczął wydobywać się z kuchni. Zacząłem iść w stronę pomieszczenia, z którego było słychać dźwięk. Kiedy wszedłem do środka, podszedłem do zlewu, lecz ani jedna kropla nie leciała. Odwróciłem się w stronę lodówki.
Kap. Kap. Kap. Znowu spojrzałem na kran, tym razem dokręcając go z całych sił, a nawet użyłem ścierki do naczyń, żeby mógł bardziej zacisnąć na nim dłonie, ale dźwięk kapania nie ustawał.
Westchnąłem głośno, kiedy dźwięk kapania stał się dla mnie denerwujący. Spojrzałem się w stronę długiego, ciemnego korytarza. Pomimo, że był środek południa, tamten obszar zdawał się być naprawdę strasznie ciemny.
- Coś tutaj nie jest okej - pomyślałem, po czym wyciągnąłem różdżke z tylnej kieszeni spodni.
Zacząłem zmierzać w kierunku ciemnego korytarza. Odgłos moich kroków, idealnie wpasował się w dźwięk kapania, który z każdym moim ruchem stawał się głośniejszy, i głośniejszy, i głośniejszy...
- Avada kedavra! - kiedy usłyszałem te zaklęcie, natychmiastowo schyliłem się. Zielone światło przeleciało nad moją głową, a moje serce o mało nie stanęło.
- Petrifikus totalus! - rzuciłem zaklęciem przed siebie, żeby później usłyszeć dźwięk uderzenia o podłogę.
Natychmiast użyłem zaklęcia lumos, żeby móc zobaczyć kogo spetryfikował. Okazało się, że był to Thorfinn Rowle - jeden z śmierciożerców.
- Ty debilu pierd- - przerwałem kiedy usłyszałem otwieranie się drzwi wejściowych.
- Harry! - krzyknęła osoba która weszła do środka.
Zobaczyłem przed sobą Hermione. Cieszyłem się bardzo, że była to ona, lecz po tym co tu zaszło nie mogłem jej tak poprostu wpuścić. Wycelowałem w nią różdżką biorąc przy okazji głęboki wdech i wydech.
- Hermiona... Co zorganizowało ministerstwo dla nas i kto brał w tym udział? - zapytałem poważnie.
- Harry, nie wygłupiaj się to ja - powiedziała dziewczyna śmiejąc się nerwowo.
- Odpowiedz! - krzyknąłem do niej, a ta spojrzała się na mnie błagalnie.
- Integrację. Musieliśmy spędzić z osobą z innego domu całe 2 tygodnie. Udział brali gryfoni i Ślizgoni. - odpowiedziała dziewczyna.
Podbiegłem do niej, po czym przytuliłem ją mocno. Cieszyłem się, że to była ona a nie jakiś śmierciożerca pod wpływem eliksiru wielosokowego.
- Harry, strasznie się martwiliśmy. Myśleliśmy już, że nie żyjesz - wyszeptała Hermiona, przytulając mnie bardziej.
- Jak wygląda sytuacja? Wskrzesili go? - zapytałem po chwili, a Hermiona przestała mnie przytulać.
Spojrzała na mnie ze łzami w oczach, kiwając głową. Nie sądziłem, że im to się uda.
- A co z Draco? - zapytałem lekko przejęty.
- Harry...Draco myślał że nie żyjesz. Nie miej mu tego za złe ale...wrócił do bycia śmierciożercą. Postawili go pod murem, albo ginie albo przyłącza się do nich - wytłumaczyła Hermiona, a na poczułem dziwne ukłucie w sercu.
- Jak on mógł to zro-
- On zrobił to dla ciebie Harry! - przerwała mi Hermiona.
- A co z Ronem? - zadałem kolejne pytanie.
- Jest w rozpaczy. Zabili Lavender, a on nie może tego znieść - powiedziała Hermiona, lecz po chwili dodała - nie powinnam, ale czuję lekką satysfakcję że się jej pozbyli.
Uśmiechnąłem się szeroko na te słowa z ust Hermiony. Nie sądziłem, że aż tak nie znosiła Lavender, ale miała rację. Satysfakcja była.
- Musimy coś z tym zrobić. Musimy się pozbyć Voldemorta i odbić Draco, nawet jeśli jest to zagrożeniem dla mnie, zrobię wszystko co w mojej mocy - powiedziałem.
Hermiona popatrzała się na mnie z uśmiechem i kiwnela głową, deklarując tym samym, że się przyłącza. Teraz trzeba było przekonać Rona.
CZYTASZ
Under Hate| Drarry | ZAWIESZONE
FanficMinął niecały rok od II wojny o Hogwart. Losy trójki Gryfonów podzieliły się i mogą polegać tylko na sobie. Ron Weasley po wojnie postanowił ułożyć swoje życie z Lavender Brown, Hermiona Granger została zatrudniona w Ministerswie Magii w Departamenc...