Nothing is fine / rozdział 11

341 24 2
                                    

Niecierpliwie chodziliśmy w tą i z powrotem po hali przylotów, ekscytując się tym, że za niecałą godzinę zobaczymy się z Felixem. 

- Chce mi się trochę pić... Wam też coś kupić? - Spytał Omar, wskazując ręką na mini sklep.

- Było by wspaniale, najlepiej colę - Odpowiedział Oscar. 

- Również poproszę - OG był zapatrzony w swój zegarek - W sumie jak Felix przyleci, możemy się wybrać wszyscy gdzieś na pizzę-

Zadowoleni przystaliśmy na jego pomysł.

- Pójdę z tobą -  Zaproponowałam Rudbergowi który oddalał się w kierunku stoiska.

Odwrócił się ucieszony, ponieważ nie przepadał za brakiem towarzystwa.

Kiedy znaleźliśmy się przy dziale z napojami, chłopak zaczął rozglądać się za colą. Po chwili chwycił poszukiwaną butelkę, i wziął również jedną Oggy'ego.

- Alia, co dla Ciebie?

- Chyba wezmę mrożoną herbatę - I już miałam sięgnąć po nią, gdy Omar mnie wyprzedził. 

- Spoko, zapłacę - Uśmiechnął się z uprzejmością.

- Nie ma potrzeby, ale miło z twojej strony - Odparłam sympatycznie, niestety nie przekonując go do zmiany zdania.

- Przyjacielska przysługa - Z uparciem trzymał na swoim.

Sięgnął po sok pomarańczowy dla siebie, i udaliśmy się do kasy. Po zapłaceniu Omar podał mi picie.

- Dziękuję, następnym razem się zrewanżuję, haha

- Przestań, to nic takiego - Spojrzał na mnie dobrodusznie.

Jakiś czas później, cała nasza czwórka siedziała na lotniskowych ławkach, śmiejąc się z najróżniejszych żartów. Oscar już zamierzał się odezwać, gdy nagle rozległ się komunikat

- Drodzy państwo - Usłyszeliśmy głos jakiejś kobiety, mówiącej przez głośnik - Z powodu usterki w locie 203E*, z Nowego Jorku do Sztokholmu, wszystkie inne kursy zostaną opóźnione bądź anulowane na najbliższy czas, na wypadek przewidywanego lądowania awaryjnego -

Przez pierwsze parę sekund te słowa do mnie nie dochodziły. To zbyt absurdalne, by mogło być prawdą.

- Czy to jest jedyny lot ze Stanów o tej porze?! - Krzyknęłam mając nadzieję na przeczącą odpowiedź.

OG zmarszczył brwi, uważnie obserwując tablicę przylotów. Po chwili cichych błagań, żeby to było nieporozumienie, zauważyłam jak Molander pobladł i spuścił wzrok na ziemię.

- Niestety... -

Oscar wypowiedział kilka nieformalnych słów i złapał się za głowę, podczas gdy Omar, drżącą ręką wyciągnął z kieszeni komórkę. Odświeżył portal z wiadomościami, na którym powoli zaczynały pojawiać się informacje, na temat samolotu, w którym znajdował się Felix. Odetchnęłam ciężko, czując jak wszystkie emocje; strachu, smutku i niepokoju nasilają się we mnie. Enestad dostrzegł tą nerwowość, więc objął mnie swoim ramieniem. 

Spokojnie. Kurde, oczywiście, że wszystko będzie w porządku. Pewnie mają jakąś niewielką usterkę na pokładzie, a każdy robi z tego niesamowitą aferę. Za jakiś czas Sandy wyląduje, i wszyscy  znowu będziemy razem, tak jak planowaliśmy - Oscar wypowiadał te słowa z pewnością, starając się przekazać nam choć trochę entuzjazmu. 

Racjonalne myślenie przychodziło mi w tej chwili z trudem. Każda pociecha była niszczona przez panikę, że już więcej nie zobaczę osoby która tak wiele dla mnie znaczy, jak i zaniepokojeniem nad życiem innych pasażerów.  

- Nic nie jest jeszcze przesądzone - Powiedziałam cicho, patrząc się na chłopaków. 

Cieszyłam się z ich towarzystwa, ponieważ miałam w nich wsparcie. Oni również przyjechali tutaj, dla tej jednej osoby. 

Źrenice Omara gwałtownie się zmniejszyły, po czym zaklął ledwo słyszalnie. 

- Odwróćcie się... - Wypowiedział to tonem, całkowicie przepełnionym zdenerwowaniem.

Zaciekawieni szybko spojrzeliśmy w tym kierunku co on, i naszym oczom ukazał się dymiący obiekt w oddali. Na płycie lotniska robił się coraz większy harmider. W gotowości stała straż pożarna i karetki. 

Nie zwiastowało to niczego dobrego. 

// 
* wymyślony numer lotu, oczywiście 

Nareszcie wyszedł ciut dłuższy rozdział. 

Jesteście ciekawi jak to się dalej potoczy? ;) 


Initium SpeiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz