Kłamstwo

1.5K 75 34
                                    


❥𝕯wudziesty ósmy września. Niedziela. W odróżnieniu od poprzedniego dnia, dzisiaj pogoda była wręcz do bani, jak to określili Gryfoni.

Od rana lał deszcz, tworząc niezliczoną ilość błota oraz kałuż na terenie błoni.

Wraz z pogodą, humor uczniów kompletnie opadł. Wszyscy chodzili posępni oraz smutni.

Nawet Puchoni stracili dzisiaj swój optymizm oraz ciepło i życzliwość, która zawsze od nich biła.

Ophelia tego dnia zwlekła się z łóżka wyjątkowo późno. Nie miała na nic humoru. Najchętniej przeleżałaby cały dzień w łóżku.

No rzesz, niech Merlin ukarze osobę, która ustaliła babski wieczór akurat na dziś dzień.

Przeklęła pod nosem, zdając sobie sprawę, że właściwie to ona ustaliła spotkanie na dzisiaj.

Ophelia zwlekła się mozolnie z łóżka odrzucając kołdrę w bliżej nieokreślonym kierunku.

Rozejrzała się po pomieszczeniu i ze zdziwieniem stwierdziła, że każda z dziewczyn jeszcze drzemała.

Nawet ranny ptaszek, Lily Evans. Bailey tylko pokręciła głową, patrząc na Dorcas, która bełkotała coś przez sen. Zaśmiała się pod nosem, gdy usłyszała coś w stylu - przeklęty kundel.

Ophelia spojrzała na zegar. 10:30. Może jej jeszcze zostanie coś ze śniadania.

Przetarła oczy, aby się już dokładnie wybudzić i ruszyła w stronę łazienki.

Opuściła łazienkę niecałe dwadzieścia minut później, już ubrana i uczesana.

Każda z dziewczyn nadal spała, jednak Dorcas przestała już mamrotać pod nosem.

Ophelia podeszła do komody, stojącej obok jej łóżka. Przyuważywszy leżącą na niej różdżkę, dziewczyna uśmiechnęła się cwanie.

Szybko ją chwyciła i nakierowała na każdą dziewczynę po kolei.

- Aquamenti - szepnęła, a na każdą z dziewczyn wyleciał dość spory strumień wody.

Jak na zawołanie, wszystkie zaczęły piszczeć i jak jeden mąż spadły z łóżek w tym samym momencie.

Ophelia nie mogła powstrzymać już dłużej śmiechu. Dziewczyny zdezorientowane wyplątały się z pierzyn i posłały Bailey mrożące krew w żyłach spojrzenie.

- Już nie żyjesz - syknęła Evans, chwytając swoją różdżkę.

Ophelia ze śmiechem, szybko wybiegła z dormitorium.

Teraz specjalnie będzie wstawać wcześniej byleby móc każdego dnia widzieć zdezorientowane miny dziewczyn.

Do Wielkiej Sali wpadła zdyszana, jednak cały czas się śmiejąc. W sali znajdowała się tylko grupka huncwotów oraz dwójka Ślizgonek, wyglądających na drugoroczne.

Ophelia nie chcąc jeść śniadania sama, była w pewnym sensie zmuszona by usiąść razem z huncwotami.

- Co ci? - pierwszy odezwał się James, obok którego miejsce zajęła dziewczyna.

- Musiałam uciekać przed wściekłą Evans - odparła, i jak na zawołanie znowu wybuchła śmiechem.

- Coś ty jej zrobiła? - spytał Remus, ciężko wzdychając.

- Ja? - zapytała Ophelia z udawanym zaskoczeniem. - Ależ nic. Przecież ja bym nic nikomu nie zrobiła.

Słysząc to, czwórka Gryfonów posłała jej znaczący wzrok, który mówił - zrobiłabyś. Ophelia tylko uniosła ręce w celu kapitulacji i wzięła się za konsumowanie śniadania.

- Właściwie to... - zaczął James. - Kiedy chcesz, abym cię uczył patronusa?

No właśnie. Zaklęcie patronusa. Gryfonce kompletnie wypadł z głowy układ zawarty z Jamesem. Jednak nie dała nic po sobie poznać.

- Pasuje mi w każdy dzień, oprócz dzisiejszego i przyszłej soboty - odparła lekkim tonem.

Chłopak zmarszczył brwi, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.

- Nie możesz, bo idziesz z bratem Syriusza na przyjęcie u Slughorna?

Starszy Black, gdy dotarło do niego to, co powiedział James, wypluł kawę, którą właśnie pił. Dziwnym trafem strumień napoju poleciał właśnie na Ophelie, brudząc jej koszulkę.

- Jak to z moim bratem? - zapytał Syriusz , posyłając Opheli niedowierzający wzrok.

Bailey była zbyt zdezorientowała, aby coś odpowiedzieć. Niby skąd Potter mógł wiedzieć o tym, że Regulus zaprosił ją na przyjęcie do Slughorna? Jednak postanowiła olać pytania zadane przez obu chłopców.

- To jak? - odparła, uśmiechając się lekko. - Piątek wieczór ci pasuje Potter?

- Pasuje - przytaknął, trochę zbity z tropu.

Ophelia uznała zmieszanie chłopaka za triumf.

Zapewne Potter pomyślał sobie, że swoim pytaniem zdezorientuje dziewczynę, co poniekąd było prawdą, jednak trzeba było przyznać, że Ophelia Bailey była naprawdę dobrą aktorką.

- Lepiej znajdź miejsce do ćwiczeń Potter - odparła, uśmiechając się trochę przerażająco.

- A niby dlaczego ja? - spytał chłopak, marszcząc śmiesznie nos.

- Ja przecież muszę obmyślić plan, jak przekonać Lily, że nie jesteś taki zły - powiedziała Ophelia zakładając nogę na nogę i posyłając Jamesowi pewny siebie uśmieszek.

Chłopak tylko westchnął głęboko, pozostawiając to bez komentarza.

Ophelia jeszcze chwile posiedziała z chłopakami, a gdy do sali wyparowały dziewczyny, Bailey postanowiła zostawić huncwotów samych, ruszając w stronę współlokatorek.

- Co oni od ciebie chcieli? - spytała Lily, gdy Ophelia była już na tyle blisko, by usłyszeć co do niej mówi.

Gryfonka machnęła tylko ręką, pokazując tym samym, że nic takiego, nalewając sobie do pucharka soku dyniowego.

Lily wyczuła kłamstwo przyjaciółki, jednak postanowiła nie drążyć tematu.

Może faktycznie nic takiego od niej nie chcieli?

Przecież, przyjaciółki mówią sobie zawsze prawdę i nigdy nic przed sobą nie zatajają, tym bardziej, że Ophelia nie miała powodu, by cokolwiek przed nią ukrywać.

No właśnie, ale czy to napewno była prawdziwa przyjaźń?❥

No i jest kolejny rozdział! Chciałam jeszcze raz podkreślić, że to jest moje pierwsze opowiadanie, więc zawiera zapewne mnóstwo błędów interpunkcyjnych i nie tylko!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

No i jest kolejny rozdział! Chciałam jeszcze raz podkreślić, że to jest moje pierwsze opowiadanie, więc zawiera zapewne mnóstwo błędów interpunkcyjnych i nie tylko!

Expecto Patronum ➶︎ 𝔍𝖆𝖒𝖊𝖘 𝕻𝖔𝖙𝖙𝖊𝖗  ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz