❥ 𝕯rugi września. Utrapienie prawie wszystkich uczniów, bo to właśnie tego dnia rozpoczynały się zajęcia.Ophelia tego dnia została brutalnie obudzona przez jedną ze swoich współlokatorek.
Bailey dzieliła pokój z czterema dziewczynami - Lily Evans, Mary McDonald, Marlene McKinnon oraz Dorcas Medows. Wszystkie bardzo się od siebie różniły, ale to chyba te różnice między nimi pozwalały im się tak dobrze dogadywać.
- Wstawaj śpiochu. Za 10 minut śniadanie - szepnęła jej do ucha Lily, szturchajac lekko w ramie.
- Jeszcze pięć minut - wybełkotała Ophelia, wciskając głowę w poduszkę i szczelniej przykrywając się kołdrą.
Evans na jej zachowanie przewróciła tylko ostentacyjnie oczami. Była przyzwyczajona do tego typu zachowań dziewczyny, bowiem panna Bailey była strasznym śpiochem.
Lily nie zamierzała cackać się z dziewczyną. Na jej twarzy pojawił się szatański uśmieszek, który nigdy nie zwiastuje nic dobrego. Evans szybkim krokiem ruszyła na środek pokoju.
- OPHELIO AURORO BAILEY! - krzyknęła jak najgłośniej tylko potrafiła, budząc tez przy okazji reszte dziewczyn.
Ophelia nie spodziewając się czegoś takiego ze strony przyjaciółki, szybko podniosła się do siadu, przy okazji uderzając dość mocno głową o baldachim łóżka. Bailey zmroziła przyjaciółkę wzrokiem.
- MARSZ DO ŁAZIENKI! - Lily nic sobie nie robiła ze wzroku przyjaciółki i kontynuowała swój wywód.
- Na merlina, Evans! - krzyknęła Ophelia, a głowa pulsowała jej tępym bólem. - Ja cię kiedyś zabije, ukatrupie i nawet nie pochowam!
Lily tylko zachichotała przyzwyczajona do wybuchowego charakteru i docinek ze strony przyjaciółki.
- Za pięć minut widzę cię na dole! - krzyknęła tylko, przekraczając próg dormitorium, a tym samym uciekając sprzed pola poduszki, rzuconej w jej stronę przez Ophelie.
- Walnięta Evans - mruknęła pod nosem Bailey, ale posłusznie poszła się szykować.
♪
Ophelia właśnie schodziła po schodach prowadzących do Pokoju Wspólnego Gryfonów, ale jej pechowa natura nie pozwalała jej zejść po nich bez jakiejkolwiek gafy.
Zbiegając po schodach, Gryfonka stanęła stopą na podręcznik od zielarstwa, fundując sobie tym samym wywrotkę.
Dziewczyna zacisnęła powieki, gotowa na randkę z podłogą, ale nic takiego się nie stało. Usłyszała czyiś jęk przy uchu co zmusiło ją do otworzenia oczu. Z przerażeniem stwierdziła, że leży na czymś miękkim.
Otworzyła szerzej oczy i uniosła się na rękach, aby zobaczyć kto był tym pechowcem, na którego zaszczyt miała wpaść. Serce Opheli przyspieszyło swój bieg dwukrotnie, gdy pod sobą zobaczyła Jamesa Idiotę Potter'a!
- Od zawsze wiedziałem, że na mnie lecisz - odparł chłopak ze swoim typowym uśmieszkiem.
Ophelia na to stwierdzenie tylko prychnęła, odwracając głowę w drugą stronę, schodząc tym samym z chłopaka.
Kątem oka zauważyła leżący nieopodal dość gruby podręcznik od zielarstwa, który był sprawca całego zamieszania.
Chwyciła go więc, zauważywszy, że chłopak już trzyma się na nogach i z całej siły trzepnela go nim w głowę.
- Ała! - syknął Potter, łapiąc się za głowę. - To bolało.
- Najwidoczniej zasłużyłeś - odparła lekkim tonem Evans, której obecność dopiero teraz Ophelia zauważyła. - Idziemy? - tym razem Lily zwróciła się do Bailey.
CZYTASZ
Expecto Patronum ➶︎ 𝔍𝖆𝖒𝖊𝖘 𝕻𝖔𝖙𝖙𝖊𝖗 ✔︎
Fanfiction,,Przyjdzie taka chwila, gdy stwierdzisz, że wszystko się skończyło. To właśnie będzie początek." ❗️W trakcie korekty❗️