Prawdziwy przyjaciel

1.9K 86 37
                                    


❥𝕹astępnego dnia, Ophelia obudziła się z wyśmienitym humorem. Przez połowę nocy nie spała, ponieważ rozmyślała nad tym jak mogłaby się pogodzić z Lily. W prawdzie nie wymyśliła nic, co mogłoby jej w tym pomóc, za to wymyśliła coś innego. Skoro Lily znalazła sobie innych znajomych to ona też miała do tego pełne prawo.

Dzisiejszego dnia Ophelia specjalnie nastawiła budzik na późniejszą godzinę. Pierwszą lekcję miała dzisiaj razem z Lily oraz Ślizgonami. Zwykle siadały na lekcjach eliksirów razem, czasami tylko Lily siadała razem z Severusem Snapem, ale to się zdarzało raczej rzadko.

Gdy się obudziła, w dormitorium nie zastała żadnej z dziewczyn, no ale czemu się tu dziwić. Za dziesięć minut zaczynały się lekcje, więc pewnie wszystkie albo już czekały przed salą Horacego Slughorna, lub były w drodze do niej.

Bailey przetarła wierzchem dłoni oczy, głośno ziewając. Zamaszystym ruchem zrzuciła z siebie kołdrę, przez co w dziewczynę trafił zimny podmuch powietrza, przez co mimowolnie zadrżała. Wstała z łóżka i podeszła do uchylonego okna. Ugh! Jak ona nienawidziła jesieni! Zamknęła je i szybkim krokiem przeszła przez dormitorium, zgarniając przy okazji z komody nową szatę, którą przyszykowała sobie poprzedniego wieczora. Szybko się umyła i ubrała w mundurek. Przetarła zaparowane lustro krańcem szaty. Szybko rozczesała swoje włosy i podmalowała lekko rzęsy. Na swój nadgarstek standardowo założyła zegarek, który aktualnie wskazywał godzinę 8:05. Czyli była już pięć minut spóźniona. Szybko spakowała do torby podręczniki i zwój pergaminu oraz pióro, a na stopy wsunęła buty. Za to drzwi od dormitorium zabezpieczyła zaklęciem na wypadek, gdyby ktoś aż nader wścibski ( czyt. Huncwoci ), chciałby się po nim rozejrzeć.

Biegiem ruszyła do lochów, albowiem właśnie tam znajdowała się pracownia do eliksirów. Gdy już była pod salą, zapukała lekko w drewniane drzwi. Gdy po drugiej stronie usłyszała ciche proszę, uchyliła lekko drzwi i weszła do pomieszczenia ze spuszczoną głową. Jak na zawołanie głowy wszystkich w pomieszczeniu zwróciły się w jej stronę.

- Dzień dobry, profesorze - odparła Ophelia, z udawanym smutkiem w głosie. - Przepraszam za spóźnienie.

- Och, no już dobrze - powiedział Slughorn, machając ręką. - Usiądź... gdzieś tam. - odparł wskazując ręką w jakiś bliżej nieokreślony punkt.

Dziewczyna stała chwilę zdezorientowana, nie bardzo wiedząc gdzie właściwie ma usiąść. Wszystkie ławki były zajęte... oprócz jednej w której siedział Regulus Black we własnej osobie. Na twarzy Opheli pojawił się chytry uśmieszek i z wysoko uniesioną głową ruszyła w stronę ławki Ślizgona. Taki rozwój wydarzeń pozwalał jej zrealizować swój plan praktycznie bez jakiegokolwiek wysiłku z czego była bardzo dumna.

Chłopak zauważając kątem oka zmierzającą w jego stronę dziewczynę tylko przeklął cicho pod nosem. Jakoś nie widziało mu się siedzenie w jednej ławce z Gryfonką, a w dodatku koleżanką jego kochanego braciszka.

- Cześć - odparła dziewczyna z życzliwym uśmiechem. - Regulus, prawda? - spytała, siadając obok niego i przechylając głowę lekko w prawą stronę.

Młodszy Black popatrzył na nią kątem oka i burknął coś niezrozumiałego, co dziewczyna przyjęła jako potwierdzenie.

Przez kilka następnych minut Gryfonka próbowała nawiązać jakąkolwiek konwersację ze Ślizgonem, co jakiś czas zerkając na siedzącą kilka ławek od niej Lily Evans, jednak chłopak cały czas ją zbywał.

- Ugh! Czy wszyscy Ślizgoni muszą być aż tak nadęci? - zapytała, nie mogąc wytrzymać już tego braku zainteresowania swoją osobą ze strony Blacka.

Dopiero, gdy Ophelia zadała to pytanie, Regulus raczył zaszczycić ją spojrzeniem.

- Wiesz... Nie nazwałbym tego nadęciem - odparł brat Syriusza, z pozoru spokojnie. - To raczej nieufność w stosunku do obcych osób.

Dziewczyna uznała odpowiedź Regulusa za triumf. Teraz był najlepszy moment, by ciągnąć tą rozmowę dalej.

- Ophelia... - odparła, wyciągając do niego rękę, ale nie było dane jej dokończyć.

- ...Bailey - dokończył za nią Ślizgon. - Znam cię.

Dziewczyna uśmiechnęła się na odpowiedź młodszego Blacka. Zrobiło jej się miło na serduchu, że jest jako tako znana.

- A ja Regulus...

- ...Black - teraz to Gryfonka dokończyła za chłopaka. - Kto by cię nie znał?

Wymienili uściski dłoni pod czujnym okiem Lily Evans oraz Severusa Snape'a - jej kolegi z ławki.
Do końca lekcji Ophelia wraz z Regulusem posyłali sobie tylko uśmiechy lub zerkali czasem na siebie kątem oka. Dziewczyna polubiła obecność Regulusa, a on z niechęcią musiał przyznać, że Bailey nie była wcale taka zła.

Oprócz Lily Evans oraz Severusa Snape'a, jeszcze ktoś inny im się przyglądał. Szukający Gryffindoru, kapitan drużyny quidditcha, jeden z twórców mapy huncwotów oraz posiadacz peleryny niewidki. Pełnoprawny huncwot - James Potter.

~•~

Gdy Slughorn ogłosił koniec lekcji, Ophelia szybko pozbierała książki i niemal wybiegła na korytarz. Była dumna z siebie, że udało jej się utrzeć nosa Evans.

Nagle poczuła czyjąś rękę na swoim ramieniu, przez co zaskoczona omal się nie przewróciła. Wzięła głęboki wdech i odwróciła się, słysząc czyiś chichot.

- Zawsze byłaś niezdarna.

Przed nią stała Lily Evans we własnej osobie. Ophelia też miała ochotę zachichotać, ale w porę się zreflektowała, gdy przypomniała sobie, że nadal jest na nią zła.

- Co ty tu robisz sama Evans? - spytała Ophelia, specjalnie nazywając ją po nazwisku, a nie po imieniu jak zwykła robić. - Nie powinnaś spędzać czasu ze swoimi PRZYJACIÓŁMI? - odparła dziewczyna, nie bez powodu mocniej podkreślając ostatnie słowo.

W zasadzie, to Ophelia nie była zła na Lily, bo niby za co miała by? Przecież Evans niczemu tutaj nie zawiniła. Ophelia Bailey po prostu czuła się odrzucona i nikomu nie potrzeba. W ostateczności dziewczyna sięgnęła po ostatnią deskę ratunku, jaką było utarcie nosa przyjaciółce.

- Z przyjaciółmi, tak? - odparła mugolaczka, uśmiechając się krzywo. - Jakbyś nie zauważyła, właśnie to robię.

Mimowolnie oczy Bailey się zeszkliły. Zdała sobie sprawę jak bardzo jej brakowało tej żywiołowej, pewnej siebie dziewczyny. Siłą woli jednak próbowała się powstrzymać, aby tylko nie rozpłakać się na środku korytarza, a Lily wcale jej w tym nie pomagała.

Evans rozpostarła ramiona, dając jej tym samym niemy znak, że czeka na przytulasa. Ophelia bez zastanowienia wpadła w ramiona przyjaciółki.

No i teraz można było powiedzieć, że Ophelia Bailey była w końcu naprawdę szczęśliwa, a jej wszystkie rozterki odeszły w zapomnienie.

Ale, czy na długo?

Ale, czy na długo?❥

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Expecto Patronum ➶︎ 𝔍𝖆𝖒𝖊𝖘 𝕻𝖔𝖙𝖙𝖊𝖗  ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz