❥ 𝕾zkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie - uczelnia kształcąca młodych czarodziejów. Ophelia Bailey zaczęła juz swój siódmy, a zarazem ostatni rok nauki w magicznej szkole. Nie wyobrażała sobie powrotu do domu na dłużej niż okres wakacji, ponieważ po prostu się bała. W wieku jedenastu lat trafiła do domu Godryka Gryffindora, tym samym skazując rodzine na nieprzychylne spojrzenia, bowiem zamożny ród Bailey'ów od wieków trafiał wyłącznie do Slytherinu.Ophelia oparła głowę na dłoni przymykając powieki, bowiem była wykończona siedmio godzinną podróżą pociągiem. Mimo, że na peron przyjechała wypoczęta, to nie odmówiła sobie krótkiej drzemki w pociągu, która jak się później okazało trwała prawie przez cała drogę. Teraz siedziała przy stole w krzywo zapiętej koszuli oraz krawacie, którego w pośpiechu nie zdążyła zawiązać.
W pewnym momencie poczuła szturchnięcie w ramie. W myślach przewróciła na to oczami i postanowiła to zignorować. Nie chciało jej się teraz kompletnie nic. Jedyne o czym marzyła to kompiel i ciepłe łóżko. Jednak gdy szturchnięcie się powtórzyło, zmuszona była uchylić minimalnie powieki. Była zirytowana do granic możliwości. Po jakiego merlina ktoś miałby czelność ją budzić i w jakim celu?
- Co się stało? I po jakiego merlina mnie budzisz? - spytała, przecierając oczy, a wzrok skierowała na swoją przyjaciółkę - Lily Evans.
Lily Evans - śliczna dziewczyna o rudych włosach oraz oczach koloru Avady. Uwielbiała się uczyć. Książki pochłaniała z prędkością światła, czego nie można było powiedzieć o Opheli. Dla Bailey, Evans była idealna. Trzy czwarte hogwarckich dziewczyn dałoby się pokroić, aby być w połowie tak pięknym jak ona. Jednakże Bailey kierowała się tym, że uroda to nie wszystko. Przyjaźniła się z Lily głównie ze względu na jej świetny charakter.
- Potter się na ciebie gapi - szepnęła Evans, aby nie narażać się na to, że chłopak ja usłyszy, bowiem siedziały dosyć blisko huncwotów.
Mimo, że Ophelię i Lily wiele różniło, to dogadywaly się wspaniale. Była jednak jedna rzecz, która je łączyła - nienawidziły huncwotow, a najbardziej Jamesa Potter'a. Dziewczyny uważały go za idiotę oraz aroganta, którego nic nie obchodzi poza czubkiem własnego nosa.
Ophelia odszukała wzrokiem Potter'a siedzącego zaledwie trzy miejsca od niej. Faktycznie, patrzył się na nią, a gdy zauważył, że dziewczyna wyczuła jego wzrok, nic sobie z tego nie robił i nadal kontynuował gapienie się na nią. Ophelia już porządnie wytracona z równowagi jego arogancją, posłała mu najbardziej mrożące krew w żyłach spojrzenie, na jakie było ją stać. A on co? Zamiast uciekać gdzie pieprz rośnie, uśmiechnął się głupkowato i puścił do niej oczko! Bailey juz chciała się na niego rzucić ale powstrzymała ją Lily, przytrzymując rękę dziewczyny i z powrotem usadowiła na miejscu. Tym razem chłopak widząc zdenerwowanie Bailey postanowił nie narażać się jeszcze bardziej na jej gniew, więc
sobie odpuścił i odwrócił głowę w druga stronę.Ophelia na ten ruch zrobiła jedynie kwaśną minę i przymknęła oczy z zamiarem powrotu do niedawno utraconego snu. Ignorowała przy tym Evans, która bez przerwy trajktotała jej nad uchem.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - spytała Lily w pewnym momencie oburzona.
- Jeśli mam być szczera, to nie - odparła Bailey, posyłając przyjaciółce lekki uśmiech, przez co została zdzielona książka w ramie przez Evans.
- Co ty, zwariowałaś dziewczyno?! - krzyknęła szeptem Ophelia.
Lily tylko uśmiechnęła się tak samo, jak wcześniej Bailey i zauważając ze uczta się juz skończyła zabrała swoją ksiazke i szybkim krokiem opuściła Wielką Sale.
- Ach, rude to zawsze wredne - westchnęła tylko Ophelia pod nosem i ruszyła dogonić przyjaciółkę. ❥
CZYTASZ
Expecto Patronum ➶︎ 𝔍𝖆𝖒𝖊𝖘 𝕻𝖔𝖙𝖙𝖊𝖗 ✔︎
Fanfiction,,Przyjdzie taka chwila, gdy stwierdzisz, że wszystko się skończyło. To właśnie będzie początek." ❗️W trakcie korekty❗️