Pov. Hope
Wpatrując się w widoki zza okna rozmyślałam o tym, czy będę przynajmniej znać chociaż jedną osobę na tym spotkaniu. Muszę przyznać, że może już chwile siedziałam w tym chorym świecie, ale jeszcze nigdy nie poznałam żadnej ważnej osobistości. Byłam tylko dziewczyną na posyłki. Nigdy kimś ważniejszym. Z tego powodu trochę się zawstydziłam. Nie chciałam wygłupić się przed tymi ludźmi oraz zawieść Jamesa. Chciałam, aby był ze mnie dumny.
Gdy pomyślałam o mężczyźnie, od razu przeniosłam swoje spojrzenie w jego stronę. Nie mając nic ciekawszego do roboty, zaczęłam się przyglądać jego prawemu profilowi. Miał ostre rysy twarzy oraz dokładnie zaznaczoną szczękę. Włosy tym razem miał zaczesane do góry, pewnie aby kosmyki nie wpadały mu do oczu. Jego szyje zdobił złoty łańcuch, lewą rękę drogi zegarek, a palec wskazujący u prawej ręki złoty sygnet z czarnymi zdobieniami. Choć siedział rozluźniony na fotelu, to jego skupiony wzrok cały czas był skierowany na jezdnię. Lewą rękę trzymał na kierownicy, a prawą zmieniał biegi. Wyglądał tak elegancko i dostojnie, a aura go otaczająca wyrażała dominacje i nutkę niebezpieczeństwa.
- Ślinisz się. – stwierdził zerkając na mnie kątem oka.
- Kto? Ja? – spytałam zdekoncentrowana.
-Tak ty. – uśmiechnął się zadziornie.
- Mylisz się. – odparłam szybko, po czym odwróciłam głowę w stronę szyby i delikatnie zaczęłam wycierać dłonią usta.
- Masz rację, żartowałem. – zaśmiałam się chłopak, widząc moje poczynania.
- Nie jesteś śmieszny. – żachnęłam się, a następnie walnęłam go w ramię.
- Nie wściekaj się, po prostu przyznaj, że się na mnie gapiłaś. – odparł cwanie.
- A nawet jeśli tak to co? – westchnęłam oburzona.
- Nic, nic. – uśmiechnął się cwanie, po czym położył swoją dłoń na moim odkrytym udzie.
W miejscu gdzie jego dłoń dotknęła się z moją skórą, poczułam przyjemne ciarki. Delikatnie się uśmiechnęłam na ten widok.
Nawet nie dostrzegłam, kiedy znaleźliśmy się pod restauracją. James wyszedł szybciej z auta, po czym go obszedł i podszedł do drzwi po mojej stronie, aby je otworzyć. Podał mi swoją dłoń i pomógł mi wyjść z samochodu, na co się wdzięcznie uśmiechnęłam. Podał swoje klucze pracownikowi restauracji, po czym przyciągnął mnie bliżej siebie i objął w tali. Weszliśmy do środka restauracji, a ja nie mogłam przestać się rozglądać. Na samym wejściu można było poczuć wyrafinowanie i bogactwo tego miejsca. Wszędzie było wiele pięknych zdobień i obrazów, a nawet ogromne kryształowe żyrandole. W tamtej chwili poczułam się jakbym była jakąś księżniczką wchodzącą do swego zamku.
- Pan James Carter, proszę się udać za mną. – powiedział nagle ubrany bardzo elegancko mężczyzna.
- Dobrze. – odpowiedział krótko chłopak.
Idąc cały czas czerwonym dywanem doszliśmy do jakiś wielkich drzwi. Dwoje mężczyzn, najprawdopodobniej ochroniarzy, otworzyło nam drzwi i zaprosili nas do środka. Podziękowałam im skinięciem głowy. Od razu uderzył mnie szum rozmów oraz gdzieś w oddali grająca cicho orkiestra. Trzymałam się cały czas blisko mężczyzny, bojąc się, że jak na chwile stracę go z oczu to już go nie znajdę. Wszędzie widziałam krzątających się kelnerów z tackami z wykwintnymi przekąskami albo z szampanem. Uśmiechnęłam się miło do brązowowłosego, kiedy podał mi kieliszek z winem musujący. Niepozornie rozglądnęłam się po sali, dostrzegając ludzi w różnym wieku.
- James jak miło Cię znowu widzieć. – odezwał się nagle mężczyzna z wyraźnym akcentem w głosie.
- Rodrigo Ciebie również. – odpowiedział, po czym obaj uścisnęli sobie dłonie.
- Widzę, że jesteś z towarzyszką. Jestem Rodrigo Ramirez, a ty droga niewiasto? – ucałował moją dłoń czarnowłosy, na co na mojej twarzy pojawiły się małe rumieńce.
- Już nie udawaj takiego dżentelmena Rodrigo. – zaśmiała się blondwłosa kobieta. – Anastazja Romanov.
- Hope Miller, miło mi was poznać. – odpowiedziałam dłużej nie czekając.
- Nam Ciebie również, jestem Tony Michael. – uścisnął mi dłoń na powitanie.
Do naszego małego grona, nagle doszło więcej osób. Z upływem czasu czułam się w ich towarzystwie coraz to lepiej. Przestałam się już stresować i nawet śmiałam się z jakiś bezsensownych żartów mężczyzn.
- Muszę Ci przyznać Hope, że wraz z Jamesem tworzycie bardzo piękną parę. – powiedziała miło Lara Wang.
- Dziękuje. – uśmiechnęłam się co róż zerkając na chłopaka.
Mężczyzna chyba wyczuł mój wzrok, gdyż spojrzał w moją stronę. Posłał mi pytające spojrzenie, po czym się szarmancko uśmiechnął. Lekko zawstydzona odwróciłam wzrok w inną stronę, a kobiety zaczęły się cicho chichotać.
- Powiem wam, że Hope jest bardzo ciekawą osobą. Trochę o niej słyszałem od swoich ludzi.
Gdy do moich uszu w spowolnionym tempie dotarły słowa Louisa Blacka, aż się niepostrzeżenie bardziej wyprostowałam. Przełknęłam głęboką gulę w gardle, po czym odwróciłam się w stronę mężczyzn. Z zaskoczeniem mogłam stwierdzić, że mężczyzna mi się przyglądał, jakby wyczekiwał jakieś mojej reakcji na jego słowa. Spojrzałam na niego niepewnie, starając się zakryć swoje zdezorientowanie i stres pod maską obojętności.
- Ah doprawdy? Jestem bardzo ciekawa, co pan takiego o mnie słyszał. – uśmiechnęłam się nieszczerze.
-Niby taka niepozorna, a jednak umie być niebezpieczna. Można dopuścić się takiego stwierdzenia, jak cicha woda brzegi rwie. – zaśmiał się gardłowo.
- Każdy z pozoru może wydawać się niegroźny, lecz jak się lepiej pozna tą osobę można dostrzec otaczający ją mrok. – odpowiedziałam bez cienia uśmiechu na ustach.
Dostrzegłam, że każdy przygląda się nam i przysłuchuje z niemałym zainteresowaniem.
- Masz rację. – na chwile przerwał, aby spojrzeć mi w oczy. – kilka lat temu poznałem pewnego chłopaka, który miał tak samo na nazwisko jak ty. Niestety już wtedy nie był zbytnio dobrym człowiekiem, a miał zaledwie dwadzieścia lat. Może go kiedyś poznałaś?
- Niestety nie znam żadnych innych Millerów, oprócz swoich rodziców, a rodzeństwa nie posiadam. – odpowiedziałam dopiero po chwili, kiedy dokładnie przetworzyłam sobie jego słowa w głowie.
- Oh no szkoda, pewnie to tylko zwykły zbieg nazwisk.
- Najprawdopodobniej. – odparłam trochę się rozluźniając.
Uśmiechnęłam się do niego sztucznie, po czym powoli odeszłam w stronę Jamesa.
- Wszystko w porządku? – spytał brązowowłosy, gdy stanęłam obok niego.
- Tak. – odpowiedziałam cicho.
Niestety już do końca spotkania, nie miałam tak dobrego humoru, jak na samym początku. A to było spowodowane tylko głupimi słowami pewnego mężczyzny, którego widziałam pierwszy raz w życiu. Czy jak wspominał o innym Millerze miał na myśli mojego brata? Czy oni się znają i czy powinnam zacząć się obawiać tej znajomości? Zważywszy na to, że Louis wcale nie przedstawił tego kogoś w dobrym świetle.
***********************************************************************************************
CZYTASZ
Gra się rozpoczęła skarbie...
Novela Juvenil(Fragm.) Gdy wróciłam do domu było cicho jak makiem zasiał. Zaniepokojona zaczęłam się rozglądać po wszystkich pomieszczeniach wołając, przy tym brata. Nie mogąc go znaleźć usiadłam na kanapie czując to coraz większe przerażenie. Chciałam już dzwoni...