Rozdział 39

1.6K 44 1
                                    

Pov. Hope

Od tamtego, nagłego nalotu na siedzibę James'a oraz znienawidzenia mnie przez wszystkich minęło niespełna czterdzieści osiem godziny. To wydarzenia tak na mną wstrząsnęło, że nie mogłam normalnie spać, a jak już na chwile usnęłam to widziałam martwe ciała ludzi, których zabili podwładni Harrego albo scenę, w której moi przyjaciele mówią w moim kierunku, jak strasznie mną gardzą, po czym sami giną. Zawsze budziłam się z krzykiem i łzami w oczach.  Przez ciągłe wyrzuty sumienia i wyczerpanie, spowodowane brakiem snu, byłam cały czas dzisiaj rozkojarzona oraz niespokojna. Jedyne, co mnie w tej chwili odprężało, była to świadomość, że już za chwile spotkam swojego małego braciszka.  

Siedziałam w gabinecie Harrego i czekałam, aż porywacz da mi znać, gdzie jest Mike, bo zgaduje, że napewno nie tutaj. Zirytowana wstałam z fotela i zaczęłam chodzić po pokoju. Brata aktualnie nie było w pomieszczeniu, z czego poniekąd się cieszyłam. Nie potrafiłam już dłużej udawać, że wszystko jest okej. Z nudów chciałam zacząć grzebać w szafkach, ale niestety wszystkie były zamknięte na klucz. A to wzbudziło moje podejrzenia. Czy Harry coś przede mną ukrywał albo, co najważniejsze, mi nie ufał? Westchnęłam dłużej się nad tym nie zastanawiając, po czym wyszłam na korytarz. No bo, co mi lepszego zostało, jak nie szwendanie się po budynku? 

Była dość późna godzina, przez co nie zostało w siedzibie za wiele osób. Prawie w ogóle rzecz ujmując. Wpatrując się w pełne gwiazd niebo, usłyszałam gdzieś w oddali kłótnie. Zaciekawiło mnie to, zwłaszcza dlatego, że wydawało mi się, że jeden z głosów należał do mojego brata. Cicho podeszłam w tamtym kierunku. Delikatnie się wychyliłam zza ściany, upewniając się kim są te osoby. Teraz byłam pewna, że był to Harry i jeszcze jakiś jeden facet. 

- Co mam zrobić? - spytał się po chwili ciszy. 

- Stary sam nie wiem, może powiedz jej prawdę?

- Ta kurwa jeszcze czego! Mam tak po prostu do niej podejść i powiedzieć: ,,Hej Hope to ja do Ciebie pisałem i to ja jestem tutaj szefem. Nikt Ci o tym nie powiedział, bo im zabroniłem. A i zapomniałbym wspomnieć, że zabiłem naszego brata, bo mi przeszkadzał w zdobyciu Ciebie"? - odpowiedział sarkastycznym tonem. 

Poczułam nagle jak tracę grunt pod nogami, a przed oczami pojawiły mi się mroczki. Zakryłam dłońmi usta i zaczęłam kręcić z niedowierzaniem głową. To nie mogła być prawda! Za te wszystkie złe rzeczy nie mógł stać Harry! A co najważniejsze, to niemożliwe, aby Mike nie żył! Mój mały braciszek, moje światełko w tunelu. W tym momencie, tylko dzięki wyćwiczonemu samozaparciu, nie rzuciłam się w stronę mężczyzn. Nadal stałam nieruchomo w jednym miejscu, nasłuchując, o czym jeszcze będą rozmawiać. 

- Wiesz, zawsze możesz ją zabić, jakoś nie miałeś skrupułów, aby zlecić komuś tam zabójstwa swego brata, więc siostrę też możesz zamordować. Choć w sumie trochę szkoda, bo niezła jest w naszym fachu i w ogóle jeszcze nie raz by nam się przydała. 

- Dobra kurwa potem, o tym pomyśle.   

Zalało mnie tsunami mordu. Jak śmiał? Jak do jasnej cholery śmiał, coś takiego zrobić? I ja go niby miałam za brata? Nieporozumienie. Jedyne, o czym w tej chwili marzyłam, było to zabicie go. Dla mnie już nie istniał, był nikim w moich oczach. 

Na chwiejących się nogach, zaczęłam kierować się w stronę magazynu. Weszłam tam z myślą, że jak tylko kogoś spotkam to go kurwa rozkurwie. Wzięłam do ręki pierwszą wolną torbę i zaczęłam do niej wpakowywać pistolety, naboje i różnego rodzaju noże. Gdy torba była już pełna, zsunęłam ją i zarzuciłam ją sobie na plecy. Następnie jak najszybciej zaczęłam schodzić schodami do podziemi. Teraz nikt już mnie nie powstrzyma. W końcu po raz kolejny wybudziła się moja mroczna strona, którą już nigdy więcej nie chciałam widzieć. Ale w tym momencie wcale nie czułam się przerażona z tego powodu, moje drugie ja się ze mną utożsamiało i chciało dokładnie tego samego. Idąc przyciemnionym korytarzem, czułam jak, wszystkie moje zmysły się wyostrzają. Gdy byłam obok ostatniego zakrętu, usłyszałam jakąś głupią rozmowę strażników. Nie zwracali uwagi na nic. Tylko raz na jakiś czas przenieśli swój wzrok za zamkniętych w celi mężczyzn. Przed tym, jak najciszej odłożyłam torbę na ziemię, wyciągnęłam z niej swój ulubiony nóż - Recurve. W oka mgnieniu zaczęłam podkradać się w ich stronę, jak wilk do swej ofiary. Za jako pierwszy cel wybrałam sobie mężczyznę, który stał do mnie tyłem. Wręcz wprost prosiło się o to, aby na niego skoczyć i podciąć mu tętnicę. I właśnie bez żadnego oporu to zrobiłam. Zanim z szoku wybudził się kolega mojej pierwszej dzisiejszego dnia ofiary, doskoczyłam, także i do niego. Walka z nim trwała nieco dłużej, ale i tak po chwili mój nóż znajdował się w ciele nieżywego strażnika. Starłam krew z noża o ubranie mężczyzny oraz wyciągnęłam kluczę z jego kieszeni, po czym się wyprostowałam. Byłam wręcz pewna, że wyglądałam teraz jak wyrwana z jakiegoś horroru. Cała we krwi, a oprócz tego napewno moje oczy były czarne jak węgiel i świeciły się niebezpiecznie. Pośpiesznie wróciłam po torbę, która grzecznie na mnie czekała, po czym otworzyłam drzwi celi. Od razu zauważyłam wymalowaną konsternację na ich twarzach. 

- Wstawajcie. - odezwałam się zachrypniętym, a zarazem wypranym z emocji głosem.

- Czemu niby mamy słuchać takiej sukowatej zdrajczyni, jak ty? - spojrzał na mnie kpiąco John. 

Gdy dotarły do mnie jego słowa, poczułam nagle wielki gniew, przez co niespodziewanie podeszłam do chłopaka i przycisnęłam go do ściany. Nie wiem skąd znalazły się we mnie takie pokłady siły, ale nie powiem, spodobało mi się to. 

- No nie wiem, może dlatego, że pomagam wam uciec i, że mam przy sobie duże ilości broni? Wiesz, co? Też byś tak musiał postąpić, jakby od tego zależało życie twojego młodszego brata. - powiedziałam puszczając go, po czym odsunęłam torbę. - Dobra ruszcie się, bo nie mamy czasu na takie zabawy. Macie tutaj pistolety i noże. Nie wiedziałam, jakie preferujecie, więc wzięłam po kilka rodzajów. Wiem, możecie mi w tym momencie nie ufać, ale jak zabiję Harrego, wtedy wy będziecie mogli mnie zabić, albo torturować za zdradę, mi to już obojętne. 

- Czemu chcesz zamordować Harrego, swojego brata? - odezwał się Corey.

Nie wytrzymując, zaczęłam się sztucznie śmiać, po czym ze złowrogim głosem, jak i wzrokiem odezwałam się. 

- Bo to on doprowadził do tego kim się stałam, co musiałam zrobić, żeby przetrwać w tym popieprzonym świecie, to on zmusił mnie do zignorowania swoich uczuć i zdradzenia was, przez co mnie znienawidziliście i to on zamordował naszego własnego młodszego brata!!!

W chwili, gdy ja próbowałam uspokoić się po moim nagłym wybuchu i nie dopuścić, aby łzy wypłynęły mi z oczu, reszta wstrzymała oddech. Czas na płacz będę miała później, teraz musze się zemścić. Za mnie, za Mike'a. 

James nie za wiele myśląc, podszedł do mnie i mocno mnie do siebie przytulił, w momencie kiedy ja nadal byłam w swoim świecie. Na początku zaczęłam się szamotać i wyrywać, lecz po chwili się uspokoiłam w jego kojących ramionach.

- Hope nigdy Cię nie nienawidziliśmy, nie potrafilibyśmy my. Ja bym nie potrafił. Byliśmy tylko tobą zawiedzeni, ale teraz rozumiemy twoje postępowanie i pomożemy Ci zabić Harrego oraz pomścić śmierć brata. 

Z niedowierzaniem zaczęłam wpatrywać się w mężczyznę. 

- Tak szybko się nas nie pozbędziesz. - dodał Adrian lekko się uśmiechając.

Reszta chłopków przyznała rację blondynowi, a John podszedł do mnie i mnie przytulił, przepraszając mnie przy tym, za jego wcześniejsze słowa. Odpowiedziałam mu krótkim uśmiechem. Pomimo tego, że ich zdradziłam to i tak mogę na nich liczyć.

- Moi drodzy, czas kogoś zabić. - powiedziałam, chwytając w ręce dwie spluwy. 

***********************************************************************************************





Gra się rozpoczęła skarbie...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz