Rozdział 27

1.8K 51 4
                                    

Pov. Hope

Siedząc całkowicie rozwalona na siedzeniu, patrzyłam z zaciekawieniem na postać brata, która robiła coś na laptopie. Bawiąc się najbliższą rzeczą, jaka wpadła mi pod ręce, rozmyślałam o sytuacji, która ostatnio miała miejsce. Nie wiedziałam, czy powinnam o niej powiedzieć starszemu. Nie trudno było się domyśleć, że Harry dzisiaj nie był zbytnio w dobrym humorze, gdyż cicho klął patrząc w ekran laptopa.

- Czy mam coś na twarzy? – spytał unosząc na mnie na chwile wzrok.

- Ym nie, nic.

- To co jest?

- A co niby miało by być?

- No nie wiem, dlatego się Ciebie pytam.

Nie odpowiedziałam mu tylko wstałam powoli z krzesła i podeszłam do regału z książkami. Nieśpiesznie sunąc palcem po tytułach książek, zerkałam co kilka chwil na brata, który robił coś teraz na telefonie. Usiadłam na dość wygodnej kanapie, głęboko przy tym wzdychając.

- Dobra nie wytrzymam, mów mi w tym momencie, o co chodzi.

Przygryzłam wargę, po czym niepewnie spojrzałam na starszego.

- Jest taka jedna rzecz, która się ostatnio wydarzyła i dość bardzo mnie zaniepokoiła.

- Jaka? – spytał wysyłając mi pytające spojrzenie.

- Kilka dni temu zostałam tak jakby napadnięta. – odpowiedziałam dopiero po chwili.

Od razu dostrzegłam zmieniające się rysy twarzy szatyna.

- Co? Dopiero teraz mi o tym mówisz? – powiedział podnosząc lekko głos.

- Po prostu nie wiedziałam, czy powinnam Ci o tym powiedzieć.

- Dlaczego niby nie? Jestem twoim bratem i powinienem o takich rzeczach dowiadywać się jako pierwszy! Opowiedz mi dokładnie co się stało.

- Byłam ostatnio wraz z Alice w kawiarni. Po kilku godzinach bezczynnego siedzenia w lokalu, postanowiłyśmy się na chwile przejść. W pewnej chwili poczułam, że coś jest nie tak. Zauważyłam, że jakiś dwóch typów idzie za nami. Stwierdziłam, że najlepiej będzie się rozdzielić. Niestety wybrałam drogę, która okazała się dość ciemna i nieprzyjemna. Nagle przede mną pojawił się inny mężczyzna i przycisnął mnie do ściany. Mówił coś o wyrównaniu jakiś rachunków, chyba dotyczyły one Ciebie.

- Pamiętasz może jak wyglądał?

- Nie, niezbyt. Jedyne co pamiętam to to, że miał bliznę na twarzy. Byłam za bardzo zdezorientowana i wystraszona, aby coś więcej zapamiętać.

- Rozumiem. – westchnął, po czym usiadł koło mnie.

- To przez niego masz ten siniak na policzku?

- Tak.

- Boli?

- Nie już nie.

- Przepraszam to moja wina. – powiedział, po czym mnie do siebie przytulił.

Nie protestowałam, tylko jeszcze bardziej wtuliłam się w szatyna. Trwaliśmy w tak przyjemnej dla ucha ciszy, dopóki nie poczułam wibracji w tylnej kieszeni spodni. Spojrzałam na wyświetlacz komórki, po czym odebrałam połączenie.

- Halo?

- Hej Hope, jak się czujesz?

- Dość dobrze. – uśmiechnęłam się lekko.

- Niestety dzisiaj nie możemy się spotkać.

- Czemu? – spytałam delikatnie smutniejąc.

- Dziś około dwudziestej czwartej w jednym z kontenerów na porcie morskim odbędzie się wymiana towarów z jednym takim gangiem. A przed tym spotkaniem musze jeszcze załatwić kilka spraw na mieście.

- Oh szkoda. 

- Chyba, że chcesz mi towarzyszyć i pojawić się ze mną? - dodał po chwili.

Od razu spojrzałam na brata, który przysłuchiwał się naszej rozmowie. Pokiwał głową na znak, abym się zgodziła.

- Nie przepuściłabym takiej okazji, niech wszyscy wiedzą, że jesteś mój. – uśmiechnęłam się zadziornie.

- A ty tylko moja, będę pod twoim domem po dwudziestej trzeciej.

- Dobrze, do zobaczenia.

- Do zobaczenia, kocham Cię mała.

- Ja Ciebie też.

Odkładając telefon na bok, szeroko się uśmiechałam. Jednak, gdy dostrzegłam wzrok brata od razu spoważniałam.

- Widzę, że twoja znajomość z Jamesem się rozwinęła.

- No tak, jesteśmy parą.

- To dobrze. Jeszcze chwila, a ten debil zdradzi Ci, gdzie położona jest ich kryjówka. Wtedy wszystkie ich towary, umowy i tajemnice będą nasze. Tylko pamiętaj, nie zakochaj się w nim.

- No co ty, ja w nim? – zaśmiałam się nerwowo.

- No ja mam nadzieję.

Jeszcze chwile posiedziałam z bratem, po czym wróciłam do domu. Niestety na moje nieszczęście trafiłam na straszne korki w mieście, przez co na miejscu byłam dopiero po dwóch godzinach. Zaparkowałam samochód na podjeździe, a następnie nieśpiesznie weszłam do środka.   

***********************************************************************************************

Gra się rozpoczęła skarbie...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz