Rozdział 1

6K 121 1
                                    

Pov. Hope 

Był deszczowy i mglisty dzień. Założyłam na głowę kaptur, a ręce schowałam do kieszeni kurtki. Ze spuszczoną głową szłam przez powoli zasypiające miasto. Mając słuchawki w uszach wracałam z cmentarza.

Kiedy wyszłam z poprawczaka miałam osiemnaście lat. Przez ten czas zdążyłam przemyśleć całe swoje dotychczasowe życie. Zrozumiałam co zrobiłam źle i postanowiłam się zmienić. Zaczęłam się znowu zachowywać tak jak kiedyś. Chodź przynajmniej dwa razy w miesiącu odwiedzała mnie rodzina czułam się strasznie samotnie. Były takie dni, które całe przepłakałam i nawet nie wychodziłam z pokoju. Jedyną osobę, którą wtedy do siebie dopuszczałam była moja współlokatorka, a zarazem przyjaciółka Alice. Była jedyną osobą, którą polubiłam. Gdy mogłam już wyjść do domu szkoda mi było ją tu samą zostawić, ale obiecałyśmy sobie, że na pewno się jeszcze spotkamy. Pół roku po moim wyjściu zmarli rodzice. Mieli wypadek samochodowy, gdy wracali wieczorem ze sklepu. Wjechał w nich pijany kierowca. Zginęli na miejscu. Wtedy znowu zaczęłam wpadać w depresję, ale walczyłam z całych sił o to, aby znowu to stare złe zachowanie nie powróciło. Miałam dla kogo walczyć i żyć! Przecież musiałam się zaopiekować moim dziesięcioletnim bratem. Musiałam być silna dla Mike. 

Wyciągnęłam słuchawki z uszu, a następnie starłam łzy z policzków. Chciałam już przejść przez pasy, gdy nagle usłyszałam jakieś krzyki z ciemnej uliczki. Wiele nie myśląc odwróciłam się i udałam się w tamtym kierunku. Powoli zbliżałam się w tamto miejsce coraz bardziej czując niepokój. Gdy weszłam do uliczki od razu przyległam plecami do ściany. Dwóch mężczyzn stało kilka metrów przede mną i z irytacją patrzyli na trzeciego mężczyznę, który o coś ich błagał. Schowałam się za kontenerem i z bezpiecznej odległości czekałam na rozwój wydarzeń. Powinnam była jak najdalej stąd uciekać no, ale cóż ciekawość to pierwszy stopień do piekła.      

-Proszę dajcie mi jeszcze tydzień! Na pewno do tego czasu uzbieram pieniądze!-powiedział błagalnie mężczyzna. 

-Miałeś wystarczająco dużo czasu, aby zebrać kasę-odszczeknął poddenerwowany jeden z napastników. 

-Jak to wystarczająco! Jak w trzy miesiące mogłem uzbierać dwieście tysięcy dolarów!

-Nie tym tonem gówniarzu! Trzeba było się od bossa nie zapożyczać na pokera. To nie nasza wina, że straciłeś całe pieniądze-odezwał się do tej pory milczący napastnik. 

Co do kurwy? O co chodzi? Jaki poker? Jakie pieniądze?

-Błagam tylko tydzień!-prawie już płakał.

-Już Ci i tak wydłużaliśmy termin spłaty, teraz tego nie zrobimy. Szef się już denerwuję, że jeszcze nie odzyskał swoich pieniędzy. 

-Wiesz co Cię teraz czeka?-spytał drugi. 

-Błagam nie!

-Albo oddajesz nam pieniądze, albo pożegnasz się z życiem.

-Aalle...jja nnie mam tych jebanych pienniędzy!

-No cóż...do widzenia-uśmiechnął się szatańsko. 

Jeden z mężczyzn wyciągnął za paska pistolet i nie czekając ani sekundy dłużej zabił klęczącego chłopaka. Gdy ciało zaczęło opadać pisnęłam przestraszona na ten widok. Zabójcy od razu popatrzyli w moją stronę. Mężczyźni zaczęli się do mnie zbliżać, a ja dopiero po chwili się ocknęłam i zaczęłam jak najszybciej biec przed siebie. Słyszałam za sobą ich przekleństwa. Wbiegłam do parku i starałam się zgubić swoich prześladowców. Schowałam się za jakimś drzewem i próbowałam uspokoić swoje rozszalałe serce. Brałam głębokie wdechy, rozglądając się przy tym w każdym kierunku świata. Gdy byłam na sto procent pewna, że ich zgubiłam wyszłam ze swojej kryjówki i zaczęłam szybkim krokiem iść w stronę domu. Od razu gdy weszłam do domu, zamknęłam drzwi na trzy spusty. Oparłam się plecami o nie, po chwili zjeżdżając z nich na sam dół. Cały czas miałam ten okropny widok morderstwa przed oczami. 

-Hope, czy coś się stało?-pojawił się znikąd Mike, czym doprowadził mnie do palpitacji serca. 

-Nie nic tylko postanowiłam sobie pobiegać i trochę się zmęczyłam-przytuliłam młodszego.

-Aa okej, wracałaś od rodziców?-spytał.

-Tak, a teraz chodź spać, bo jest już po dwudziestej pierwszej-zerknęłam na zegarek na ręce.

-No dobrze.

Złapałam brata za rękę, a potem poszliśmy na górę do jego pokoju.

-Jesteś już w piżamie i umyłeś zęby?-spytałam siadając na łóżku.

-Tak.

-Okej, więc chodź się położyć.

Chłopak wykonał moje polecenie i już po chwili leżał pod kołdrą. 

-Dobranoc.

-Dobranoc Mike-powiedziałam, gdy już miałam wyjść z pokoju. 

-Hope?

-Hm?

-Położysz się na chwilę koło mnie?

-No dobrze-powoli położyłam się koło brata.   

Mike przytulił się do mnie, przy tym okrywając mnie kołdrą. 

-Tęsknie za nimi-powiedział cicho.

-Ja też Mike, ale musimy być silni. Dla taty, mamy i Harrego-odszepnęłam.

-Boję się, że pewnego dnia i ty mnie zostawisz Hope.

-Nawet tak nie mów. Byłam, jestem i będę zawsze przy tobie. Nigdy Cię nie zostawię braciszku-przytuliłam mocniej malca. 

-Będę pamiętać-uśmiechnął się lekko.

Gdy po kilkunastu dobrych minutach Mike zasnął, dopiero wtedy wstałam z łóżka i wyszłam z jego pokoju. Powoli zeszłam na dół i weszłam do kuchni. Włączyłam wodę w czajniku, by później zalać nią herbatę. Z kubkiem w ręku sprawdziłam, jeszcze raz czy drzwi są na pewno dobrze zamknięte. Następnie poszłam na górę do swojego pokoju. Usiadłam przy biurku i zaczęłam pić herbatę, patrząc przy tym przez okno. Gdy kubek był już pusty poszłam przygotować się do spania. Przebrana w piżamę weszłam do łóżko, opatulając się przy tym cieplutką kołdrą. Przez chwilę leżałam wpatrując się w sufit, ale po paru minutach usnęłam zmęczona tymi wszystkimi wydarzeniami z dzisiejszego dnia.  

***********************************************************************************************

Hejka!

Na wstępnie chcę wam życzyć spokojnych i wesołych Świąt Wielkanocnych. Choć teraz jest trudna dla nas wszystkich sytuacja mam nadzieję, że spędzicie całe święta z ogromnym uśmiechem na twarzy. 

Do następnego!

Niebezpieczna329

Gra się rozpoczęła skarbie...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz