2. Kamyk

2.2K 254 482
                                    

Reki wstał o piątej rano, żeby zdążyć dobiec na rynek przed turystami. Nikt normalny nie zwiedza Krakowa przed szóstą. No, chyba że było się na studiach artystycznych i należało zrobić coś na zaliczenie. Wtedy biegło się ile sił w nogach, aż brakowało tchu. Nic tak nie dodaje motywacji, jak wizja oblanego roku. Reki z całego serca nienawidził wtorków - za daleko im było, by wizja minionej niedzieli nakładała na usta uśmiech, ale jeszcze dalej była wizja kolejnego weekendu. Nienawidził wtorków.

Rozłożył sztalugę ze szkicem przed Sukiennicami, wyjął farby i bez zastanowienia zaczął nakładać kolory na płótno. Wybierał same najmniej oczywiste jak zielony, fioletowy, pomarańczowy. I czerwony, dużo czerwonego, bo go uwielbiał. Mimo to nic nie przebijało jego upodobania do niebieskiego, koloru nieba, wody, najpiękniejszych kwiatów. Uspokajał, dawał chłodne zapewnienie, że wszystko będzie dobrze. A Reki w to wierzył, bo kolory nigdy nie kłamały.

Po jakimś czasie wstał, żeby podejść do kościoła i spojrzeć na Sukiennice z daleka. Chciał objąć wzrokiem cały budynek albo przynajmniej większą jego część. Oparł się o metalowy słupek przytrzymujący łańcuch. Byłoby idealnie gdyby nie słońce, które go oślepiało. Musiał przysłonić oczy dłonią.

To zadanie przynajmniej jasno mówiło, co ma zrobić - namalować Sukiennice. Proste. Ale zadanie na wakacje? Tego nie rozumiał ani trochę. Rozumiał, że miało to rozwijać ich kreatywność, ale w niczym mu nie pomagało niejasne polecenie.

Zauważył, że jakiś chłopak robi zdjęcia kościoła. Pewnie tu nie mieszkał, inaczej miałby tej budowli po dziurki w nosie. Kraków miał do zaoferowania wiele więcej, niż ten jeden kościół, a jednak dokładnie każdy przewodnik turystyczny ograniczał się do kościoła, zamku i Sukiennic. Jakby na tym kończyły się granice starego miasta, a Kazimierz nie istniał.

Znowu pobrudził się farbą, właściwie jak zawsze. Będzie musiał to zmyć przed pójściem na zajęcia. Robiący zdjęcia chłopak już sobie poszedł, Reki mógł wrócić do malowania bez ryzyka, że ktoś się nim zainteresuje. Dzisiaj chciał mieć święty spokój, bo siostry w nocy nie dały mu spać.

Mimo najszczerszych chęci do kontynuowania malowania Reki nie potrafił dodać nic więcej. Farba była w całkowicie losowych miejscach, najróżniejsze kolory do niczego nie pasowały. Obraz był beznadziejny, ale Reki nie miał już czasu na kolejná próbę. To była już jego piąta.

Z zaciśniętymi zębami zaniósł małe płótno do pracowni, która była całkiem niedaleko. Nawet nie starał się, by być delikatny.

— Powinienem był posłuchać swojej intuicji i nie iść na te studia — narzekał, grzebiąc w szatni. Ostatni chyba zostawił tu jakiś zestaw śrubokrętów do deski. — Po co mi to było? Nie mogę nawet nic namalować.

Odpowiedziała mu cisza, co go nie zaskoczyło. Zmartwiłby się, gdyby ktoś odpowiedział mu w pustym budynku. Może i prawie nie spał w nocy, ale był na tyle przytomny, by nie mieć złudzeń słuchowych.

Musiał jeszcze zjeść śniadanie, bo na głodnego nic nie zrobi. Chciał hot doga. Na szczęście parę kroków stąd miał idealne miejsce.

Zamaszyście otworzył drzwi, oczekując dziewczyny, która poznałaby go chyba z zamkniętymi oczami. Pracowała tu właściwie od zawsze i chętnie poświęcała Rekiemu parę chwil na rozmowę. Też lubiła jeździć na deskorolce, co automatycznie czyniło z niej jego przyjaciółkę.

— Daj mi jakiegoś hot doga, zanim umrę z głodu! — wrzasnął w progu i uśmiechnął się do dziewczyny.

Problem tkwił w tym, że zamiast Magdy przy kasie stał dosyć wysoki chłopak mniej więcej w jego wieku. Bardzo znudzony, chociaż teraz bardzo zaskoczony, a przede wszystkim bardzo obcy. Reki widział go po raz pierwszy w życiu, ale przecież teraz nie mógł sprawić, żeby nieznajomy zaczął cokolwiek podejrzewać. Musiał doprowadzić przedstawienie do końca, a potem ucieknie, żeby wykopać sobie grób w okolicznym skwerku.

Polaroid || Renga ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz