Z kostką Rekiego było lepiej z dnia na dzień. Dostał urlop od lekarza, tylko odrobinę przesadzając z jęczeniem podczas wizyty. Jeśli trzeba było, potrafił pięknie dramatyzować.
Dlatego siedział w domu, a Langa czasem go odwiedzał po pracy. W ten sposób schodziły im całe dnie. Reki mnóstwo malował, ale nikomu nie chciał pokazać. Zamykał się na poddaszu, chodził umazany w farbie, bo ciągle zapominał o jakiejś plamce. Praktycznie się nie przebierał ze swoich spranych ubrań, których nie będzie mu szkoda zabrudzić.
Dlatego zawsze otwierał drzwi Landze w przetartych na kolanach szerokich dżinsach nad kostkę - takich z niską talią, które były modne dwadzieścia lat temu, o dwa rozmiary za dużym T-shircie, kolorowych skarpetkach wystających spod nogawek i w opasce na rozczochranych truskawkowych włosach. Do tego zazwyczaj miał farbę na policzku przez nawyk dotykania twarzy, gdy potrzebował skupić myśli. Zazwyczaj uśmiechał się wtedy przepraszająco, że nie wygląda jakoś bardziej przyzwoicie.
Kiedy tak stał, tylko trochę wieszając się na klamce, Langa miał trochę ochotę z miejsca go pocałować, ale ograniczał się do zwykłego pomachania ręką albo szybkiego przytulenia. Doskonale wychodziło mu powstrzymywanie się. Po prostu nie wypadało, poza tym bał się tak często prosić o coś Rekiego. Doskonale pamiętał każdy raz, kiedy się całowali. Zupełnie, jakby to było wczoraj.
Miał wtedy wrażenie, że nagle się budzi - tak było w momencie, kiedy ich usta wreszcie się stykały. Prąd przeszywający całe ciało. Za to chwilę później już czuł to dziwne, ciepłe upojenie, z którego nie mógł się otrząsnąć. W ciągu tych dwóch razów zdążył już dojść do wniosku, że mu się to podoba. I to bardzo.
Czasami Reki zabierał go do pokoju, w którym malował. Nie pozwalał Landze zobaczyć obrazu, ale nie przeszkadzało to chłopakowi w oglądaniu Rekiego od frontu. Widział jego zmarszczone od skupienia czoło, delikatnie przymrużone oczy, rozszerzone źrenice.
Podobno źrenice mogły też robić się większe pod wpływem gwałtownych emocji, głównie od wielkiego szczęścia. Langa chciałby kiedyś przetestować to na Rekim. Wpatrywał się w niego uważnie. Czasami żaden z nich nic nie mówił, bo nie musieli. Kiedy indziej rozmawiali godzinami. Nucili piosenki i pozwalali drugiej osobie dokończyć refren, grali w jakieś idiotyczne gry słowne.
Siostry Rekiego czasem wbiegały nagle do jego pokoju, a gdy go nie zastały, pukały do małej garderoby przerobionej na pracownię. Wiedziały, że nie mogą tam nawet wchodzić - tak na wszelki wypadek.
Na dźwięk pukania do drzwi Langa zrywał się na równe nogi, chociaż nie robili nic poza rozmawianiem. Reki wtedy się z niego śmiał, bo zdecydowanie bardziej podejrzanie wyglądał, gdy prawie rozpłaszczał się na ścianie, niż gdy siedział przed nim i rozmawiał.
— W sumie wyglądasz tak całkiem uroczo — powiedział raz, a Langa automatycznie odrobinę poczerwieniał.
— Co jest uroczego w wyglądaniu jak naleśnik? — zapytał podstępnie, odwracając twarz.
Wyglądał wtedy trochę jak jeden z tych greckich posągów, gdy przykładał palce do ust i starał się powstrzymać gorąco zalewające policzki.
— Właśnie to — odpowiedział tajemniczo Reki, a Langa nigdy nie domyślił się, o co mu chodziło.
W ten sposób mijały im dni aż do weekendu, kiedy Reki był mocno przybity. Nie pomagał fakt, że Langa musiał być na sesji zdjęciowej, bo inaczej Nanako by go chyba udusiła. Przepraszał Rekiego przez jakieś parę minut, dopóki nie dostał zapewnienia, że wszystko w porządku.
Dlatego Rekiemu ten weekend minął na bawieniu się z siostrami. Nawet zrobił z nimi ciasto, prawie przy tym powodując pożar w kuchni. Wyjątkowo raz nie było to jego winą.
CZYTASZ
Polaroid || Renga ||
FanfictionLanga z samego ranka robił zdjęcia kościoła Mariackiego - zbiera wspomnienia zamknięte na papierze. Kiedy później je przegląda na monitorze, na jednym ze zdjęć widzi perfekcyjne wręcz ujęcie chłopaka ze śladami farby na twarzy opierającego się o met...