32. To naprawdę ty

823 100 139
                                    

Przez całą poprzednią noc prawie nie zmrużył oka. W pracy chodził przytomny tylko do połowy, na szczęście Oka robił większość roboty, bo widział, że znowu coś musiało zajść pomiędzy chłopakami. Nie wtrącał się w ich sprawy, ale przynajmniej dzisiaj mógł odpuścić Landze.

Tymczasem Langa nawet nie pamiętał, co robił przez cały dzień. Czuł, że dzisiaj będzie lepiej. Musiało być, bo inaczej na świecie nie będzie choć krzty sprawiedliwości.

W nocy odgrywał w głowie miliony możliwych scenariuszy, a potem się za to beształ. Był dorosły, nie miał czasu na niespanie przez jakieś wyobrażenia. Ale jednej z jego wersji Reki pozwalał mu po całej kłótni spać tuż obok. Mógł go nawet przytulać.

Lubił tę wersję, bo póki co w rzeczywistości nawet nie śmiał prosić o coś takiego. Ciągle troszkę bał się reakcji Rekiego na wszystkie nowe rzeczy. A teraz dodatkowo sam wykopał pod sobą dół, w który przypadkiem wpadł. Jak ich relacja miała iść cokolwiek do przodu, skoro po każdym kroku cofali się pół kroku?

Coraz trudniej było mu w ogóle nie być blisko Rekiego. Nie chciał nic dużego, zwykłe drobne gesty by mu wystarczyły. Miał nadzieję, że kiedy już naprawi, co zepsuł, spędzą trochę czasu razem. Reki wciąż nie spełnił jego życzenia, które Langa otrzymał w zamian za grzeczne siedzenie w domu i przyjmowanie leków.

Najlepsza i jednocześnie najgorsza była świadomość, że Reki czuł do niego dokładnie to samo, co on do niego. Widział to po jego niewymuszonych uśmiechach, trosce, tych drobnych gestach, za które go uwielbiał. Reki był zaskakująco otwarty ze swoimi uczuciami, kiedy mu się na to pozwoliło. Patrząc na niego, Langa nie mógł zrozumieć, jak jedno serce może pomieścić tyle dobra.

Chciał udowodnić Rekiemu, że jest kochany, chociaż nie powiedział mu dokładnie tego słowa. Nadal się odrobinę obawiał.

Jednak obiecał sobie, że jeżeli dzisiaj Reki mu wybaczył, zrobi coś, na co normalnie by się nie zdobył.

***

Wieczór był ciepły. Parne powietrze wisiało jak mgła, zapowiadając ulewny deszcz. Langa chciał, żeby padało. Chciał zmoknąć, chciał, żeby woda spływała po nim i zmywała wszelki kurz, brud, winę. A najbardziej chciał znowu wyjść na deszcz razem z Rekin. Tym razem w środku lata, gdy było gorąco. W nocy, po ciemku, gdy tylko księżyc by ich obserwował. Pozwoliłby mu na wszystko.

Już teraz zgodziłby się za wszystko, o cokolwiek Reki by poprosił.

Zaraz po pracy pojechał na desce do domu Rekiego. Otworzyła mu Masae i skierowała go do garażu, gdzie jej syn majstrował coś od paru dni.

— Reki!

Prawdopodobnie go nie słyszał, ale to mu nie przeszkadzało.

Zaczął biec przez podwórze, potknął się o jakieś rozrzucone zabawki, ale nie zwracał na nie uwagi. Otworzył niedomknięte drzwi garażu, wszedł do środka. Poczuł ostry zapach farby i jakichś środków chemicznych. Reki nie powinien tego wdychać, ale chyba aktualnie miał to gdzieś.

— Reki, martwiłem się! — zawołał, wreszcie do niego dopadając.

Objął go mocno, tak mocno, żeby już mu nie uciekł. Nigdy. Drugi raz go nie straci.

— Przepraszam — powiedział. — Przepraszam.

Gdyby nie delikatne unoszenie się klatki piersiowej Rekiego Langa myślałby, że znalazł głaz albo wyjątkowo realistyczną rzeźbę. Nie doczekał się najmniejszej nawet reakcji. Mimo to czekał, a każda sekunda zamieniała się w wieczność. Nienawidził czekania.

Polaroid || Renga ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz