Minął tydzień, nadszedł dzień wyścigu Rekiego. Langa wiedział, bo chyba wszyscy ludzie poznani w S mu o tym przypominali, ale nie zmieniało to faktu, że nie zamierzał przychodzić. Wciąż nie znalazł pracy, ciągle czuł się trochę nieobecny, jakby robił wszystko wyłącznie z poczucia obowiązku. Myślał, że po czasie ta niszcząca tęsknota zacznie słabnąć, ale się mylił. To jedynie rosło, zabierało większą część jego duszy. Zmuszał się, żeby nie myśleć o Rekim, bo należał do przeszłości. Należało pogodzić się z losem i iść dalej, krok po kroku, nawet, jeśli było ciężko. Z czasem będzie łatwiej i łatwiej, aż wreszcie wróci do normalnego funkcjonowania. Przynajmniej taką miał nadzieję.
Dwadzieścia minut przed rozpoczęciem wyścigu siedział w swoim domu na kanapie, tej samej, gdzie kiedyś spał Reki. Może, gdyby wtedy zrobił coś inaczej, nie doszłoby do takiej sytuacji. To mógł być jeden szczegół, ale by wystarczył. Langa oddałby wszystko, by cofnąć czas. Mógł odpowiedzieć inaczej, ale nie chciał bawić się uczuciami Rekiego i dawać mu fałszywych zapewnień. Wolał pozwolić mu odejść, a później znaleźć lepszego przyjaciela, niż nieświadomie zwodzić albo, co gorsza, dawać mu nadzieję. W ciągu dwudziestu lat swojego życia nigdy jeszcze nie był zakochany, powoli zaczynał myśleć, że nie jest w stanie kogoś pokochać. To był kolejny powód, dlaczego nie mógł zostać przy Rekim nawet jako przyjaciel. Nie mógł mu powiedzieć "może kiedyś", bo to kiedyś mogło nigdy nie nadejść, a on skończyłby z ciężarem bólu Rekiego na sercu. Nawet, jeśli zaczynał kiedyś coś czuć, kończyło się to po mniej więcej tygodniu. Dlatego nauczył się już nie ufać swoim uczuciom, gdy kiełkowały w jego sercu. Zawsze były tak samo niestałe, jak wiosenna pogoda albo bańki mydlane znikające chwilę po powstaniu.
Telefon zadzwonił, informując o nowej wiadomości. Według wyświetlacza był to Miya. Langa dostał numer do niego od Rekiego, ale nigdy wcześniej do siebie nie pisali. Ktoś tak znany jak Miya nie powinien mieć powodów, żeby z nim rozmawiać. Dlatego Langa był zbyt zaciekawiony, jaki mógł być powód nagłej zmiany, żeby nie odczytać wiadomości.
Langa, przyjdź do S, natychmiast. Reki cię potrzebuje, wygląda naprawdę słabo.
W jednej chwili coś w nim się zmieniło. Dopiero teraz Langa zrozumiał, że jego serce było związane łańcuchem tęsknoty, który każdego dnia zaciskał się ciaśniej i ciaśniej, a teraz był bliski zmiażdżenia go. I to na własne życzenie.
Dlatego biegł, nie zważając na nic. Kiedy tylko mógł, jechał na desce, jak tylko najszybciej się dało. Mijał przechodniów, niektórzy coś za nim krzyczeli, ale on nie słyszał. Parę razy przebiegł przez ulicę na czerwonym świetle, raz prawie potrąciło go auto. Miasto nie spało, żyło, oddychało, tętniło swoim specyficznym rytmem.
Bolały go płuca, paliły, jakby ktoś podpalił wlaną w nie benzynę. Mino to Langa ostatkiem sił wdrapał się na podwyższenie, rozpychając się łokciami. Ludzie znowu na niego krzyczeli, a on znowu nie słuchał. Ostatni raz nabrał powietrza w płuca i wydarł się najgłośniej, jak tylko mógł:
— Reki, wpierdol im ode mnie!
Czerwonowłosy chłopak rozejrzał się niespokojnie, podejrzewając, że majaczy, ale nie. On tam stał i darł się na całe gardło.
— Zmieniłem zdanie, ale masz wygrać!
Reki coś krzyczał, ale Langa nie mógł go usłyszeć.
— Powiedział: “wygram dla ciebie” — przekazał Miya, który nagle znalazł się za Langą. — Dobrze, że przyszedłeś, bo Reki zachowywał się, jak jakaś nastolatka ze złamanym sercem. Co ty mu zrobiłeś? — zapytał podejrzliwie, a Langa poczuł jeszcze większe poczucie winy, skoro nawet Miya zauważył, jak bardzo zranił Rekiego.
CZYTASZ
Polaroid || Renga ||
FanfictionLanga z samego ranka robił zdjęcia kościoła Mariackiego - zbiera wspomnienia zamknięte na papierze. Kiedy później je przegląda na monitorze, na jednym ze zdjęć widzi perfekcyjne wręcz ujęcie chłopaka ze śladami farby na twarzy opierającego się o met...