Langa nienawidził tych nowych uczuć, tym bardziej, że nie wiedział, skąd się brały. Na szczęście to nie obecność Rekiego je wywoływała, bo kiedy się pożegnali, one tylko się powiększyły, zwiększyły objętość jak rosnące ciasto albo kiełkująca roślina. Bez kontroli, niespodziewanie, samoistnie.
— Ogarnij się! — nakazał sobie, ochlapując twarz zimną wodą. — Co się z tobą dzieje?
Pochylał się nad umywalką, z nienawiścią zauważając takie rzeczy, jak zarumienione policzki i rozszerzone źrenice. Biegł, to dlatego. Również dlatego czuł się taki słaby. Ciężko oddychał, zaciskał mu się żołądek. Nie powinien iść biegać, kiedy Reki kazał mu wracać, ale musiał jakoś pozbyć się tego dziwnego uczucia otępienia, które mu towarzyszyło.
— Brawo, Langa, teraz tylko masz ochotę rzygać — warknął ostro.
Kiedy wracał z biegania, prawie wywrócił się o deskę, którą pośpiesznie zostawił w samym progu. Upadła kołami do góry, przez co widać było nieco przetarty obraz Rekiego. Różowe geranium, takie samo, jakie Langa miał na głowie razem z doniczką.
Wspomnienia zaczęły napływać same, nieproszone i niemile widziane. Gorący, letni wieczór, Reki rozłożony na jego kanapie jak u siebie. Na samą myśl o
upale Landze zrobiło się jakoś cieplej, chociaż nienawidził lata. Zdecydowanie wolał zimę.
Reki naprawdę wyglądał inaczej z mokrymi włosami. Bardziej delikatnie. Krucho. Odsłaniał swoją bezbronną stronę, zazwyczaj skrywaną w szerokim uśmiechu i włosami bardziej nieogarniętymi niż najdziksze skrawki Ziemi.
— Odzyskałem przyjaciela. Tego chciałem, prawda? Dokładnie o to prosiłem.
Dlaczego więc nadal czuł, jakby brakowało ostatniego elementu układanki? Jakby był puzzlami, w których nie ma fragmentu z sercem.
Wytarł twarz, rzucił ręcznik na pralkę i kopnięciem zamknął drzwi do łazienki. Potrzebował się wyciszyć, ale nie wiedział, jak. Wziął z półki w sypialni nowy aparat. Kupił go w Kanadzie, kiedy wyjątkowo bardzo brakowało mu Rekiego. I chociaż zapłacił za niego parę stówek, do tej pory ani razu go nie użył. Jakoś dziwnie leżał mu w dłoniach, nie pasował do zdjęć, które robił. Teraz jednak nie obchodziło go specjalnie, czy zmarnuje parę wkładów do polaroida. Potrzebował tego uczucia, które towarzyszy zatrzymywaniu chwili w wieczność, kiedy tusz zasycha na papierze.
Skierował obiektyw na tulipany, które nieco już odżyły. W tym świetle zdjęcie wyjdzie beznadziejne, ale nie o to chodziło. Jeśli przeleje wszystkie emocje w kawałek papieru, będzie mógł spokojnie zasnąć, a po przebudzeniu być może to zamieszanie w jego głowie zniknie.
Chciałby umieć nazwać ten chaos, ale jedyne, co zrobił, to zmarnował wkład na beznadziejne zdjęcie. Mimo to podpisał je, bo wiązało się z nim zbyt wiele wspomnień.
Tej nocy miał bardzo dziwny sen, który składał się z rozmazanych na ścianach farb, pękniętej deski, jego starego snowboardu, wydrukowanych zdjęć. On leżał na środku tego wszystkiego. Musiał dokonać wyboru jednej z tych rzeczy, ale nie wiedział, co one znaczą. Kiedy się obudził, nic już nie pamiętał.
***
Cokolwiek czuł wczoraj wieczorem, rano nie było po tym śladu. Udało mu się tego pozbyć przynajmniej na chwilę.
W ciągu dnia robił wiele rzeczy. Wyszedł pojeździć, zrobił ciasto, posprzątał w domu, przy okazji segregując swoje ulubione zdjęcia.
Po południu zadzwonił do niego Reki.
— Nadal nie masz pracy? — zapytał prosto z mostu.
Langa odpowiedział, że nie miał nawet czasu czegoś poszukać, co nieco mijało się z prawdą, ale Reki nie musiał i tym wiedzieć.
CZYTASZ
Polaroid || Renga ||
FanfictionLanga z samego ranka robił zdjęcia kościoła Mariackiego - zbiera wspomnienia zamknięte na papierze. Kiedy później je przegląda na monitorze, na jednym ze zdjęć widzi perfekcyjne wręcz ujęcie chłopaka ze śladami farby na twarzy opierającego się o met...