5. Prezent

1.7K 186 387
                                    

Następnego dnia rzeczywiście było chłodniej. Langa czuł się nieco lepiej, ale wciąż zostawiał przy swoim przekonaniu, że woli niższe temperatury. Do tego bolało go gardło. Na jego szczęście Reki mówił, że przez najbliższy tydzień będzie zajęty, więc Langa miał spokój. Zastanawiało go co prawda, cóż takiego mógł robić Reki przez cały tydzień, ale nie naciskał. Dawał ludziom przestrzeń, kiedy jej potrzebowali. Nie naciskał, tylko cierpliwie czekał, aż ktoś otworzy się z własnej woli, a nie pod wpływem presji. Reki miał prawo do swoich tajemnic, przecież to nie tak, że byli nierozłączni. Znali się dopiero niecałe dwa miesiące.

Bez skateboardu czuł się nieco pusto, brakowało mu ruchu, ale przecież nie będzie biegał w taki upał, poza tym bolało go gardło. Pozostawało mu rozpuszczanie się na kanapie w salonie. Nauczył się już, że jeśli całe przedpołudnie żaluzje będą rozpuszczone, w pokoju będzie nieco chłodniej, bo przez okna wpada mniej słońca. Dlatego miał ciemno jak w norze. Reki twierdził, że kiedyś przywyknie do tych temperatur, ale Langa mu nie wierzył. Nie był stworzony do upałów, wolał zakopać się w śniegu i tak siedzieć. Mimo to podziwiał Rekiego, który był całkowicie niewzruszony gorącem. Nawet słońce było dla niego łaskawsze, bo Langa robił się czerwony, kiedy wychodził na pięć minut bez filtra. Jedynym, co uratowało go od bycia truskawką, były wcześniejsze bolesne doświadczenia. Poza tym nie chciał dawać Rekiemu satysfakcji, gdyby znowu musiał eskortować go do domu, tym razem z powodu oparzeń słonecznych. To by było zbyt wiele. Miał swoją dumę, a Reki perfidnie wykorzystywał fakt, że był nowy w mieście i nic jeszcze nie ogarniał. Jednak te czasy się już kończyły, więcej Reki nie dostanie szansy zbierania Langi z podłogi.

Ten tydzień bez Rekiego postanowił traktować jako siedem dni odpoczynku, nie nudy. Miał tak wiele czasu, zanim jego przyjaciel niczym tornado wpadnie do jego domu i wprowadzi całkowity chaos. Nie powinien narzekać. A jednak. Żałował, że była niedziela, bo w przeciwnym razie przynajmniej byłby w pracy. Tak nawet nie miał żadnego zajęcia. Nie podobało mu się to, że czeka na Rekiego.

Na szczęście następnego dnia przyszła praca, a razem z pracą nawał obowiązków. Były wakacje, dookoła centrum Starego Miasta kręciło się mnóstwo turystów, zatem Langa miał wielu klientów. Co chwilę podawał komuś jakieś produkty, bo ludzie nie umieli szukać. Niektórym za to się zwyczajnie nie chciało.

Reki wpadł do niego w środę.

— Umieram, Langa — zawodził, patrząc tęsknie w stronę chłodzonych napojów.

Całe ramiona miał w siniakach i zadrapaniach, ale Langa nie dociekał. Skoro do tej pory mu nie powiedział, najwyraźniej wolał to przemilczeć. Langa bez słowa podał mu picie, a Reki rzucił parę monet.

— Odbiorę cię stąd po pracy, bądź gotowy, żeby wyjść równo o czternastej — oznajmił. Nawet nie wziął pod uwagę możliwości, że Langa mógł mieć inne plany. Doskonale wiedział, że bez niego się nudził.

Ludzie w kolejce zaczynali się niecierpliwić, toteż szybko się pożegnał i wybiegł, zostawiając Langę zdezorientowanego do granic możliwości.

— Znasz go? — zapytała jakaś dziewczyna, wskazując na drzwi. Chyba stała w kolejce za Rekim.

— Tego, co wyglądał, jakby bił się z pięcioma kotami? — Dziewczyna przytaknęła. — Znam.

— Dasz mi jego numer? — Tym razem brzmiała nieco nieśmiało.

Podsunęła mu swoją komórkę z polem do uzupełniania danych w nowym kontakcie, więc Langa przepisał ze swojego telefonu numer do Rekiego, jednak podpisał go jako Mariusz. Żałował, że nie zobaczy miny swojego przyjaciela, kiedy ta biedna dziewczyna do niego zadzwoni.

Polaroid || Renga ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz