Rano czekała ich niezwykle trudna do podjęcia decyzja: udawać na razie, że nic się nie stało, i dzięki temu w miarę normalnie funkcjonować, albo zaryzykować przyjście do pracy kompletnie rozchwianym emocjonalnie.
Dlatego gdy Langa z samego rana powiedział Rekiemu, że ładnie wygląda, ten kazał mu na wszelki wypadek milczeć najwięcej, jak się da, gdy będą już w sklepie. Dla ich wspólnego dobra.
— Pamiętaj, że na razie wciąż jesteśmy tylko przyjaciółmi — powtarzał chyba po raz dziesiąty. —W pracy, czasem w domu.
— A teraz?
Langa nagle znalazł się bardzo blisko niego i patrzył z pytaniem w oczach. Reki doskonale rozumiał, o co mu chodzi. Początkowo chciał udawać, że nie rozumie, ale przypomniał sobie ich wczorajszą obietnicę. Koniec udawania, bo w ten sposób tylko obaj będą cierpieć.
W ten sposób prawdopodobnie łatwiej im będzie zachowywać się normalnie. Zniknie to dziwne skrępowanie towarzyszące im za każdym razem, gdy są blisko siebie.
— Porozmawiamy o tym po pracy, dobrze? — Reki go nie zbywał, jedynie starał się nie wprowadzać jeszcze więcej chaosu, niż było wokół nich do tej pory. — Chociaż chyba się już domyślasz.
Langa się rozpromienił, jakby doskonale wiedział, do czego zmierzał Reki.
— Pójdziemy gdzieś? — zapytał.
Reki przytaknął. Jechali teraz na deskorolkach, byli tuż obok siebie. Langa cieszył się, że Reki przestał przed nim uciekać, chociaż częściowo było to spowodowane jego wypieraniem się swoich uczuć.
— Jeśli tylko chcesz. Możemy iść do jakiejś kawiarni, a potem wieczorem do parku, gdzie będzie mało ludzi.
Na prośbę Rekiego Oka przesunął im godziny pracy tak, żeby zaczynali razem. Była dopiero szósta, świat powoli budził się do życia, kiedy oni mknęli chodnikami zdecydowanie zbyt szybko. Parę razy Langa się zachwiał, bo choć w Kanadzie ćwiczył jazdę na desce, nie miał nauczyciela. Za każdym razem jednak Reki go łapał, nie pozwalając upaść. Dlatego Langa się nie bał, wiedział, że może liczyć na Rekiego.
Słońce przedzierało się przez wysokie budynki, promienie padające pod kątem czasami raziły ich w oczy. Langa z zachwytem patrzył, jak pod złotym światłem czerwone włosy Rekiego wyglądały, jakby były ze stopu złota z miedzią. Miał wrażenie, że słońce za chwilę je rozpuści, zmieni w coś zupełnie innego.
Chwiejnie wyciągnął rękę i koniuszkami palców zahaczył o końcówki sterczących włosów Rekiego. Kiedyś myślał, że musi używać jakiegoś żelu lub pianki, bo przecież niemożliwym było, żeby one układały się tak same z siebie, ale jakimś cudem u Rekiego to działało.
Reki zawsze rzucał wyzwanie niemożliwemu i udowadniał wszystkim, że się mylą. Za to Langa go uwielbiał. Kiedy Reki myślał, że coś da się wykonać, próbował, dopóki mu się nie udawało, jednak nie robił tego na ślepo. Analizował swoje błędy i zmieniał na pozór nieistotne szczegóły, a po czasie pokazywały się tego efekty. Z ich dwójki to Langa był typem osoby, która bezmyślnie ciągle wywalała się na tym samym kamieniu, ale i tak go nie przesunie.
— Coś się stało? — zapytał Reki, z troską lustrując wzrokiem Langę, żeby upewnić się, czy nic mu nie jest.
— Zatrzymaj się na chwilę — poprosił Langa, zaskakując samego siebie.
Ustawił Rekiego tak, że słońce padało na jego twarz i włosy, przez co widać było tylko wyjątkowo jasne, bursztynowe oczy i miedziany chaos na głowie. Wyjął aparat, skierował obiektyw, a widok zmusił go do wstrzymania oddechu.
CZYTASZ
Polaroid || Renga ||
FanfictionLanga z samego ranka robił zdjęcia kościoła Mariackiego - zbiera wspomnienia zamknięte na papierze. Kiedy później je przegląda na monitorze, na jednym ze zdjęć widzi perfekcyjne wręcz ujęcie chłopaka ze śladami farby na twarzy opierającego się o met...