4. Gelato

1.7K 200 387
                                    

W następnym tygodniu Reki albo musiał zajmować się siostrami, bo jego mama znowu wyjeżdżała gdzieś w sprawach pracy, albo - jak się okazało - kompletnie zapomniał o czymś ważnym na studia. Langa nie wiedział, jakim cudem nadal go nie wywalili z uczelni, ale cieszył się jego sukcesami, nawet, jeśli marnymi. Sam się nieco nudził, więc poznawał okolicę coraz dokładniej. Wydrukował też parę zdjęć, a resztę oprócz tych zrobionych przez Rekiego usunął. Podpisał jedno z sobą pozującym jak ostatni debil pod ścianą. Nawet jeśli by chciał, nie mógł zobaczyć żadnych dobrych aspektów tej pozy. Wyglądał, jakby zobaczył wielkiego pająka zwisającego z dachu i starał się za wszelką cenę wygiąć tak, że kiedy ten potwór spadnie, nie zleci mu na ryj. Przynajmniej tak sądził. Mimo to wolał nie ryzykować ściągnięcia na siebie gniewu swojego nowego kolegi. Poznali się już chyba całkiem nieźle, w ciągu tych dziesięciu dni, kiedy się nie widzieli, zdążyli wymienić jakieś pięćset wiadomości, albo nawet więcej. Langa cieszył się, że nie był już sam w tym wielkim mieście. Uśmiechał się, kiedy myślał, że gdzieś wśród zgiełku pobrzmiewa również znajomy mu głos. Chyba właśnie to miała na myśli mama, kiedy nalegała, by znalazł sobie jakichś przyjaciół.

Cieszył się, że spotkał na swojej drodze kogoś takiego, jak Reki. Radosnego, lekkomyślnego, spontanicznego. Kogoś, kto wleje w niego po trochu każdej z tych cech. Podobno był zbyt melancholijny, przez co odstraszał wszystkich kolegów i przyciągał dziewczyny. Nie, żeby narzekał, ale miał ważniejsze problemy, niż nastoletnie romanse. Dlatego każda prędzej czy później została odrzucona najdelikatniej, jak tylko umiał. Cóż, czasami nie miał już siły i udawał debila, który niczego się nie domyśla. Tak było łatwiej. Z tego powodu czasów szkolnych nie wspominał najlepiej.

Ktoś zaczął dobijać się do drzwi wejściowych. Mógł to być kurier, ale kurier użyłby domofonu. Czyli ktoś skorzystał z niezamkniętych drzwi na klatkę i teraz nie chciało mu się wracać na dół, żeby zadzwonić. Obawiał się, że tylko jedna osoba mogła być tak głupia.

— Po co tu przyszedłeś? — zapytał, podchodząc do drzwi. — Miałeś być dopiero o siedemnastej.

Langa miał nadzieję na parę godzin świętego spokoju po pracy.

— Mama ma dzisiaj urodziny! Musimy coś jej dać. Chciałbym jeszcze móc przychodzić na jej obiady i nie wypaść z łask.

— Dlaczego przychodzisz z tym do mnie? Nie mogłeś jej czegoś kupić?

Reki kopnął w drzwi, a Langa zaczął się zastanawiać, czy nie lepiej byłoby zaoszczędzić na wymianie zamka, który na pewno niedługo wyleci, i po prostu wpuścić Rekiego.

— Ona lubi domowe ciasta. Mama znowu jest na delegacji, a moje siostry prędzej spalą kuchnię, niż coś upieką. Langa, musisz mi pomóc.

W końcu otworzył i gwałtownie odsunął się na bok, żeby Reki na niego nie wpadł. Z satysfakcją zauważył, że jego drogi kolega prawie się wywrócił.

— Rozumiem, że spalenie mojej kuchni to lepszy pomysł?

— Cieszę się, że zrozumiałeś. Przyniosłem już wszystkie składniki i przepisy.

Langa przez moment się cieszył, że przecież robienie jednego ciasta nie mogło zająć tak długo, ale liczba mnoga go przeraziła.

— Przepisy? Reki, ile ciast zamierzasz zrobić? — zapytał z czystym strachem w oczach.

Reki kolejno wykładał opakowania z żywnością na stół. Robiła się z tego coraz większa piramida.

— Cztery. Do mamy jutro przychodzą koleżanki na kawę i jakieś wino.

Langa wyglądał na załamanego, ale stał pod lodówką i bezradnie patrzył na zadowolonego z siebie Rekiego.

— Domyślam się, że nie wyjdziesz stąd z własnej woli wcześniej, niż po skończeniu wszystkich ciast, prawda? — zapytał, a Reki potwierdził skinieniem głowy. — Masz szczęście, że dzisiaj jestem wykończony po pracy, bo inaczej bym wyrzucił cię stąd siłą. Po prostu powiedz mi, co mam robić, i miejmy to za sobą.

Polaroid || Renga ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz