Sen

85 2 1
                                    

Pomieszczenie wirowało jakby czerń, która je zalewała była wodą. Stałam na arenie niekończącej się nicości z mocno zaciśniętymi powiekami. Przez zamknięte oczy czułam jednak mrok jaki mnie otaczał. Chciałam poznać sens. Sens tej projekcji. Dowiedzieć się tego co skrywała ciemność.
Czerń gęstniała dusząc mnie swoją nieprzeniknioną postacią. Kim byłam, albo czym się stawałam?

Obudziłam się ze łzami w oczach. Moje serce biło jak szalone. Nie mogłam podnieść się z łóżka sparaliżowana świeżym jeszcze strachem. Czułam zdezorientowanie i palące łzy na skórze. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie śniłam. To nie był tylko sen, to coś znacznie więcej. Czułam to w każdej ostrej łzie, zwiastowała to każda lodowata kropla potu na moim ciele. Nie potrafiłam się poruszyć. Jedyne co mi zostało to myślenie, w dodatku na półsennie, nietrzeźwo w zniekształcony sposób. Moje myśli mnie zwodziły. Oddychałam niespokojnie i szybko. Próbowałam skupić się na sensie tego co widziałam przed chwilą, co czułam. Strach nie ustępował był jakby wytatuowany wewnątrz mojej czaszki. Zamknęłam oczy, łzy leniwie potoczyły się. Czułam ciepłą wilgoć nawet przy ustach i we włosach, które teraz przylepiły się do mojej twarzy i pleców. Przywracałam przed oczami obrazy z mojego snu. Czerń i drążące mój umysł uczucie cielesności. Chęć poznania prawdy, chociaż to za delikatne określenie. To była czysta żądza sensu!

Zawsze miałam sny. Dzieliłam je na dwie kategorie. Normalne sny były chyba tym co śnią normalni ludzie. Byłam w miejscach, które widziałam lub chciałam zobaczyć oraz w miejscach, które kreował mój umysł łącząc to co chciałam zobaczyć z tym co znałam. Czasami sny odzwierciedlały rzeczy oraz czynności jakie wykonywałam. Wyobrażałam sobie całe miasta, które w snach przemierzałam powoli budując od nowa. Normalne sny były czymś oczywistym. Znajdowałam się w konkretnym miejscu, gdzie nawet mój sposób myślenia ulegał zmianie. Emocje jakie odczuwałam były narzucone jakby z góry, ja je tylko odczuwałam. Nie potrafiłam manipulować podświadomością.

Coś więcej stanowiły piękne sny. Śniłam je rzadziej. Znajdowałam w nich odległe myśli i łączyłam je niczym mozaiki. Myśli miały kolory, kształty, dzięki snom mogłam przeniknąć je i przenieść, aby uzyskać całość lub dostrzec coś czego nie widziałam wcześniej. W tych snach nie było ludzi. Byłam tylko ja. Nie istniałam jako fizyczny byt, stanowiłam fragment przestrzeni. Arenę stanowiła nicość, niekończąca się przestrzeń, a w niej jak fragmenty układanki moje myśli.

To co śniłam teraz było zupełnie inne. Głęboka czerń nic nie wyjaśniała, chociaż byłam przekonana, że posiadała sens. Cały ten sen stanowił najwspanialszą oraz najgorszą rzecz jaka mnie spotkała. Emocje, które odczuwałam były tak prawdziwe, że pragnęłam się w nich zatracić ponownie. Ta szalona ciekawość. Magnetyzm tego snu był ogromny. Musiałam poznać sens.

Podniosłam się powoli z łóżka. To był sen sensu. Koszulka lepiła się do mojego spoconego ciała. Za oknem było jeszcze ciemno. Patrzyłam w ciszy na widok rozciągający się na zewnątrz. Księżyc rozjaśniał ogród. W jego blasku lśniła poranna rosa na trawniku i liściach. Kropelki wody przypominały z okna diamenty. Było wietrznie, mimo to wiedziałam, że krzaki przy podjeździe poruszyły się nie tylko z tego powodu. Ktoś tam stał. Nie widziałam jednak postaci, równie dobrze mógł być wytworem mojej wyobraźni. To był zaledwie ruch gałązek. Nienaturalny, ale odległy.

Ruszyłam w dół po ciemku. Drewniane schody skrzypiały pod moimi stopami w znajomy sposób. Na parterze do domu wdzierał się ostry zapach lasu przez otwarte okno. Słodka woń żywicy, delikatna, ale jakże wyraźna. Ożywiający świeży zapach mokrej gleby. Usiadłam na kanapie tuż przy oknie i patrzyłam. Blask księżyca rozświetlał ogród do momentu jego zetknięcia z lasem. Tam na krawędzi jakby światło się kończyło. Nie potrafiłam z daleka odróżnić drzew od siebie, chociaż znałam ich rozkład. Patrzyłam w odległą czerń. Las ciągnął się wiele kilometrów w każdym kierunku. Byłam sama. Ta myśl mnie uspokajała. Poruszający się krzak w ogrodzie, niewidoczny stąd, przestał budzić mój niepokój. To musiało być zwierzę. Duże zwierzę.

PilotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz