Droga była dłuższa niż zwykle, bo znałam cel. Zaparkowałam niedbale i ruszyłam do lasu. Wielu ludzi zapominało już jak się trafiało w miejsca bez dokładnej lokalizacji. Świat stał się nowoczesny, szybki a rozwiązania gotowe. Dlatego też niewielu jeszcze ludzi zadawało sobie trud myślenia.
Szłam powoli przez gęsty las według wskazówek Michaela. były one niejasne Wzgórze Wijca, obok którego miał się znajdować dom mężczyzny nie był miejscem jakie znałam. Musiał odkryć je sam i nazwać. Wiedziałam tylko, że około dwóch godzin od miejsca naszego ostatniego spotkania musiałam iść w przód albo raczej na południe, chociaż nie mogłam być pewna kierunku ,,prosto".
W okolicy znajdowało się kilka wzgórz, które znałam mniej lub bardziej. Południowy las nie należał do mnie, nie odwiedzałam go zbyt często. Szłam w skupieniu obserwując drzewa. Wkrótce dotarłam do miejsca, gdzie rozeszliśmy się z Michaelem. Próbowałam odszukać jego ślady na ściółce, ale była zbyt bujna aby dało się cokolwiek dostrzec wśród gałęzi, mchu i liści. Kierowałam się przed siebie zdając sobie sprawę, że może to nie być właściwy kierunek. Po niedługim czasie dotarłam do Sztuki Kłamstw. Ze stawu piła wodę młoda sarna. Spojrzała na mnie po czym umknęła w głąb lasu. Szłam dalej przed siebie, ale bardziej w stronę wschodu ze względu na to, że musiałam ominąć staw. Teren za Sztuką Kłamstw był zdradziecki. Moje białe sandały zapadały się w mokrej ziemi po same kostki. Byłam zmęczona tą wyprawą.
Znalazłam się w części lasu, której zupełnie nie znałam. Było to bardziej bagno niż las. W niektórych miejscach znajdowały się spore kałuże o miękkiej wciągającej ziemi na dnie. Były miejsca, których nie dało się ominąć inaczej jak tylko przechodząc w oślizgłej wodzie do połowy ud. Minęły dwie godziny, gdy dostrzegłam zmianę w terenie. Wyszłam do doliny. W oddali widniało przynajmniej 5 wzgórz. Szłam przed siebie wolnym krokiem skupiając się na obserwowaniu okolicy. Las zdawał się otaczać dolinę. Stanęłam na moment w miejscu. Wszystkie wzgórza były inne. Najbliższe mnie było niskie i przypominało raczej pagórek pokryty wrzosem, za nim większe z rozłożystym kasztanem, chociaż nie miałam pewności z tej odległości. Daleko w tyle dwa wzgórza wydawały się łączyć, przypominały dwie sklejone bułeczki Całkiem daleko znajdowało się ostatnie wzgórze. Było porośnięte czerwonymi kwiatami, które w oddali wyglądały ślicznie.
Usiadłam na trawie i zdjęłam brudne buty. Byłam przesiąknięta zapachem szlamu i ziemi oraz zmęczona. Obejście wszystkich wzgórz zajęłoby mi wiele godzin. Wzgórze Wijca musiałam zobaczyć oczami Michaela.
Przypomniałam sobie książkę, którą kiedyś czytałam o magu Wijcu. Nie miałam pojęcia czy dobrze rozumowałam czy coś zawartego w książce o czarownicach mogło być prawdziwe ale to było jedyne skojarzenie jakie posiadałam. Szukałam w pamięci faktów na temat magów opisanych w książce. Znałam ich sporo z moją dobra pamięcią jednak musiałam wyłowić te najważniejsze. Wijec żywił się krwią. Wstałam z trawy i podążyłam w stronę czerwonego wzgórza zostawiając za sobą brudne buty.
Na równej drodze wydaje się, że oddalone od siebie punkty są bliżej niż rzeczywiście. Michael mylił się mówiąc o dwóch godzinach drogi do jego domu. Od ponad czterech błądziłam wlasach, bagnach i dolinie. Przyśpieszyłam kroku, chociaż byłam skrajnie zmęczona. Oczekiwałam, że za porośniętym czerwonymi kwiatami wzgórzem był dom.
Dom Michaela z zewnątrz był uroczy i mały. Miał niewielkie okna o ładnych ościeżnicach oraz był pokryty kremową cegłą. Domku nie otaczał płot, a granica miedzy lasem była umowna. Drzewa i krzewy wydawały się napierać na mury, mimo to dom stał silny. Zapukałam do środka nie licząc, że Michael był w środku. Odczekałam chwilę i pociągnęłam za klamkę.
Na parterze znajdował się jeden spory pokój, który był zarówno jadalnia, kuchnią i salonem. W rogu znajdowały się schody na poddasze. Miejsce było ponure i wyglądało jakby nikt tutaj nie mieszkał od wielu dni. Prawdopodobnie Michael mieszkał tutaj na dziko. Poszłam na górę.
Poddasze było wielkości dolnego pomieszczenia, ale wydawało się mniejsze przez skośne ściany. W rogu pomieszczenia stało dwuosobowe łóżko. Po za tym pokój nie posiadał mebli tylko coś co miało robić za meble. Kilka cegieł i deska jako półka na książki. Panował bałagan. Wszędzie leżały ubrania, narzędzia, książki. Wygląd Michaela był iluzją tego kim był naprawdę. Z pozoru ułożony w środku pełen chaosu. Przeglądałam pobieżnie rzeczy porozrzucane na podłodze nie znajdując wśród nich nic godnego uwagi. Dopiero, gdy doszłam do łóżka dostrzegłam coś niepokojącego. Łoże było idealnie zaścielone nie pasowało do reszty. Na beżowej narzucie w równiutkim rzędzie zostały ułożone nóż, lina, piła oraz młotek. Obserwowałam długo przedmioty leżące przede mną, chociaż wnioski nasuwały się od razu. Nie chciałam wierzyć, że Michael szykował się do morderstwa. Widziałam w nim dobro, którym mnie obdarzył. Powinnam była wezwać Rufusa. Powinnam..., ale nie uczyniłam tego.
Wyszłam przed dom Michaela. Świeże powietrze, nawet duszne miało ocucić mój umysł, wyrwać mnie z szoku. Upadłam kolanami na ziemię i ukryłam twarz w dłoniach. Kogo zamierzał pozbawić życia Michael?
Na zewnątrz pachniało konwaliami, ale to nie był sezon na te kwiaty. Nie widziałam konwalii przed domem, ale wolałam dla pewności sprawdzić. Odkryłam twarz a dom Michaela rozpłynął się. Czy ja tam w ogóle byłam naprawdę?
Klęczałam w wodzie. Była to kałuża pokaźnych rozmiarów. Nie dostrzegałam końca płytkiej wody. Niebo miało barwę jasnoróżową z niebieskimi prześwitami. Wstałam z klęczek mokra. Niebo i woda stanowiły jedność, gdybym tylko mogła to miejsce pokazać Auguste.
Szłam powoli przed siebie. Obok mnie przeleciał kruk a za nim drugi. Były szybkie, a ich obecność musiała mieć znaczenie. Miejsce tak puste posiadało określone elementy. Przeszła mi przez głowę myśl, że to mógł być Hugin i Munin para kruków znanych jako myśl i pamięć. Nie zwiastowały niczego dobrego. Nie razem. Przyśpieszyłam nieco kroku. Czułam się niepewnie. mimo, że woda była płytka nie dostrzegałam dna. Obawiałam się wpadnięcia w dziurę. W oddali poruszała się postać odziana w czarną suknię. Średni brat. Przyśpieszyłam bardziej. Mężczyzna był sam. Szedł przed siebie powoli.
-Miło, że dołączyłaś do mnie.
-Gdzie są twoi bracia?- spytałam.
Średni brat szedł nadal przed siebie ignorując moje pytanie. Po chwili u jego boku pojawił się najmłodszy brat. Tym razem był ubrany na czarno, a jego ciągły uśmiech zasłaniał czarny woal. Nie przestał się uśmiechać a jedynie ukrył rozbawienie.
-Czy on nie żyje?- spytałam. Najstarszy z braci nigdy nie zostawiał reszty samych. W czerni, którą nosili czułam coś złego.
-Nie żył nigdy.- rzekł średni brat.
-Gdzie jest teraz?
-Już go nie będzie.
-Kto to zrobił?
Bracia zatrzymali się gwałtownie. Najmłodszy zbliżył się do mnie.
-To się dopiero stanie.
Niebo gwałtownie pociemniało. Zapadł zmrok. Stałam przed moim domem i trzymałam dłoń na klamce drzwi samochodu. Cofnęłam dłoń. Moje nogi do połowy ud pokrywała ziemia, zaschnięte błoto, muł. Zastanawiałam się nad tym co ujrzałam. Jak część mojej podświadomości mogła zostać zniszczona?
CZYTASZ
Pilot
Mystery / ThrillerMatka Wilhelminy zostaje zamordowana. Przez kolejne lata córka pragnie odszukać człowieka, który pozbawił życia jej matkę. Coraz więcej tropów prowadzi ją do samej siebie. W pułapce tego co widzi i tego co czuje dziewczyna szuka odpowiedzi na dręc...