Ciastka I drobne Urazy

372 42 73
                                    

Wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet!
***

- Lumine, czy są u ciebie te wredne elfy? - wydyszał Ajax, a Zhongli spojrzał na mnie przepraszająco. Skinęłam niepewnie głową, a w  oczach rudego, zamajaczyła żądza krwi. - Własnoręcznie ich zamorduję.

- Co się stało? - sapnęłam z zaskoczeniem, gdy chłopak złapał mnie za ramiona i przestawił  w kąt, jak lalkę. Rudy popędził w kierunku salonu, a Zhongli westchnął ciężko.

- Przepraszam za niego. - powiedział i gdy chciał coś dodać, z salonu dobiegł głośny wrzask. Spojrzałam na niego, a w jego złotych oczach błysnął niepokój.

- Mówiłem wam! - krzyknął Ajax. - Możecie jest wszytko, tylko nie te pieprzone ciasteczka!

- Jakie ciasteczka? - spytałam z zaskoczeniem.

- Pamiętasz, że jego rodzina od czasu do czasu wysyłała mu paczkę z jego ulubionym jedzeniem? - pokiwała twierdzą o głową. Childe zawsze z niecierpliwością odliczał dni, do przesyłki. - Ostanio dostał cały karton swoich ulubionych ciastek. Odebrał je z paczkomatu, a później przyszedł do mnie, by omówić wyjazd. Cóż, zapomniał o nich. Poprosił ich, a raczej kategorycznie zakazał dotknięcia przesyłki.

- Tyle krzyku o jedne ciastka?

Zhongli spojrzał na mnie poważnie.

- Zjedli wszystkie.

- Ile ich tam było?

- Dwadzieścia opakowań. - parsknęłam śmiechem i pokręciłam z rozbawieniem głową. - Dobra, chodź go uspokoić, nim zrobi coś głupiego.

- Chyba za późno. - mruknął, gdy z salonu dobiegł głośny jęk.

- Puszczaj mnie, bo zaraz wklepie ci takie zarzuty, że nawet bycie świętym Mikołajem ci nie pomoże!

Szybkim krokiem ruszyliśmy w kierunku salonu, a moim oczom ukazał się dość niecodzienny widok.

Diluc trzymał za ramiona wyrywającego się rudego, a za kanapą siedzieli skuleni bruneci. Z zaskoczeniem zauważyłam, że na ich głowach znajdują się hełmy.

- Odwrót, powtarzam: odwrót! Bestia na wolności!

- Ja ci dam bestie! - warknął rudy i zacząłeś wyrywać się z żelaznego uścisku Diluca.

Odchrząknęłam głośno, a zaskoczone spojrzenia spoczęły na mojej osobie. Bruneci wyłonili się zza oparcia kanapy, Childe w końcu zdołał się wyszarpać, a Diluc spoglądał na niego z irytacją. Zhongli pojawił się za mną i uspokajająco położył dłoń na moim ramieniu.

Określenie "pobojowisko" było zdecydowanie za słabe. Kanapa była przesunięta, poduszki leżały na podłodze. Stół stał krzywo, a świecznik, który na nim stał, leżał w tym momencie na podłodze

Childe dyszał cicho, poprawił rozczochrane włosy i spojrzał na mnie przepraszająco.

- Nie było mnie raptem trzy minuty. - jęknęłam cicho i złapałam palcami nasadę nosa. - Trzy minuty.

- Nie nasza wina, że zareagował tak gwałtownie!

- Zjedliście prezent od mojej rodziny. - sapnął. - Wiecie kiedy ostatni raz jadłem te ciastka? Wieki temu.

- To tylko ciastka. - jęknął Venti.

- Od mojej rodziny. - zaznaczył, a pokręciłam z zrezygnowaniem głową.

Childe mimo całej swojej otoczki, był bardzo rodziną osobą. Starał się odwiedzać swoich bliskich najczęściej jak tylko mógł, jednak niestety, praca mu na to rzadko pozwalała. W zamian wysyłał, więc dużo paczek, którymi rozpieszczał swoje ukochane rodzeństwo.

Świąteczne Problemy Mikołaja Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz