Sala

295 38 228
                                    

Miłego dnia/nocy!

***
- Weźmy się lepiej do roboty. - wymamrotał rudowłosy i dziwnie niezgrabnie podniósł się z posadzki. Odchrząknął cicho, a jego wyraz twarzy mówił o tym, jak bardzo zażenowany jest.

Pierwszy raz od dawna widziałam go w takim stanie. Otarł krew płynącą z czoła i bez słowa ruszył w kierunku choinki, którą miał przystroić.

Zhongli westchnął ciężko. Potarł podkrążone, złote oczy i wzniósł je w kierunku nieba.

- Stój, musisz to opatrzyć.

Rudowłosy pokręcił lekko głową, wskazał palcem na uszkodzone miejsce i uśmiechnął się szeroko, jednak grymas nie dosięgał jego oczu.

- Wszystko jest w porządku, to tylko draśnięcie.

Zhongli zacisnął usta.

- Nie interesuje mnie to, idziemy. - dogonił rudego, złapał go za rękę i siłą wyprowadził z sali.

Zmarszczyłam brwi.

Oj, zdecydowanie coś jest nie tak. Będę musiała później z nimi porozmawiać.

Kaeya odchrząknął i podrapał się po karku, a Donna wychyliła się zza choinki.

- Problemy w związku? - powiedziała dziwnym tonem głosu. Spojrzałam na nią głupio, a ta wzruszyła ramionami. - No co?

- Oni nie są... - zaczęłam tłumaczyć, ale ucięłam w połowie zdania. - Zresztą, nieważne.

Donna pokiwała głową i wróciła do dekorowania drzewka, które stało w centrum sali.

Swoją drogą, pomieszczenie było naprawdę piękne. Pomalowane było kremowy kolor, na ścianach wisiały obrazy w misternie zdobionych, złotych ramach. Sala była podtrzymywana przez kolumny wykonane w stylu korynckim. Marmurowa podłoga ładnie współgrała z całością.

- Halo, ziemia do Lumine! - otrzasnęłam się z zamyślenia i spojrzałam pytająco na szatynkę. Kiwnęła na mnie ręka, przez co z lekkim oporem zdecydowałam się do niej podejść. Wymusiłam lekki uśmiech i spojrzałam na nią pognalająco. - Gdzie jest Diluc?

Prawie niewidocznie się skrzywiłam, co nie umknęło jej bystrym oczom.

- Nie będzie go.

-Wypadło mu coś? - dopytywała z zmartwieniem. - Lub jest chory? Mam nadzieję, że przejdzie mu do balu...

Pokręciłam głową, po czym uśmiechnęłam się do niej słabo.

- Nie, Donna. Nie będzie go w ogóle. Musiał wyjechać i prawdopodobnie już nigdy się nie zobaczymy.

Otworzyła szeroko usta, a ozdoba, którą trzymała w ręce, upadła z łoskotem na posadzkę. Oczy wszystkich zwróciły się na nas.

Donna poczerwieniała, a następnie pochyliła się i zaczęła zbierać stłuczone szkło. Westchnęłam cicho, po czym klęknęłam i zaczęłam jej pomagać. Spojrzała na mnie z wdzięcznością, przez co wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu.

- Jak to już nigdy się nie zobaczycie? - kontynuowała niewygodny dla mnie temat. Ludzie, którzy zwrócili na nas uwagę, wrócili już do swoich poprzednich zajęć.

Westchnęłam ciężko i podrapałam się po karku.

- Jesteśmy zbyt różni. - zbyłam ją pierwszym lepszym argumentem, ma który wpadłam. Przecież nie mogłam jej powiedzieć, że Diluc jest świętym Mikołajem.

- Ale to nie znaczy, że od razu musicie urywać kontakt! - Donna znowu zwróciła na nas uwagę. Venti uniósł brwi i szepnął coś do swojego przyjaciela, ten w odpowiedzi pokiwał głową i zamyślił się. Inni przybyli rzucili nam ukradkowe spojrzenia, jednak na szczęście, nijak nie skomentowali naszego zachowania.

Boże, daj mi siłę.

- To trochę bardziej skomplikowane, nie chce o tym mówić. - wymamrotałam, a ta spojrzała na mnie ze smutkiem, który jednak zniknął tak szybko, jak się pojawił.

- Nie ma co się przejmować. - oznajmiła pewnie. Podparła się rękami o biodra i odrzuciła warkocz do tyłu. - Sama też możesz się dobrze bawić, po co ci facet?

Zachichotałam cicho.

- Co paniom tak wesoło? - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się rudowłosy. Na na jego czole znajdował się plaster z dinozaurem, a usta wykrzywiły się w miłym uśmiechu. Obok niego stał Zhongli, który mruczał coś pod nosem i coś jakiś czas, rzucał ukradkowe spojrzenie przyjacielowi.

- Obgadywałyśmy cię. - palnęłam, a ten wciągnął ze świstem powietrze i wydął wargi. Położył dłoń na biodrze. A drugą uniósł w powietrzu, niczym rasowa diva.

- No wiesz ty co? - zajęczał i uwiesił się na moim ramieniu, przez co się zachwiałam. - Ranisz mnie. - zaczął udawać, że wyciera łzy do mojej koszulki. Nasz przyjaciel odchrząknął nerwowo, ale się nie odezwał.

- Childe, możemy później porozmawiać? - spytał niepewnie brunet. Ajax odwrócił się w jego kierunku i zmrużył oczy.

- Wydaje mi się, że wszytko między nami zostało wyjaśnione. - w jego głosie zabrzmiała jakaś dziwna nuta.



Świąteczne Problemy Mikołaja Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz