Magiczna Terapia Małżeńska

647 52 136
                                    

- Więc od teraz jesteśmy partnerami w zbrodni?

- Coś w tym rodzaju. - krzywy uśmieszek pojawił się na jego twarzy. - Czy święty Mikołaj nie powinien czasem pilnować, by ludzie byli grzeczni?

- Być może. - wzruszył beznamiętnie ramionami. - Jak zdążyłaś pewnie zauważyć, mam swoje niekonwencjonalne metody bycia.

Prychnęłam cicho.

- Uhm, od czego w ogóle zaczniemy? - spytałam po chwili milczenia. Diluc podniósł na mnie spojrzenie, jego brwi zmarszczyły się.

- Myślałem, że ty mi powiesz.

- Ja? - spytałam zaskoczona.

Westchnął zirytowany. Usiadł na miękkiej, beżowej kanapie i założył nogę na nogę. Odgarnął nerwowym ruchem czerwoną grzywkę z twarzy.

- Czego ludziom brakuje w świętach? Być może to tu tkwi problem. - Uśmiechnęłam się myśląc, że żartuje, ale kiedy uzmysłowiłam sobie, że mówi całkiem poważnie, grymas zszedł z mojej twarzy. Jego poważne spojrzenie wierciło we mnie dziurę. Usiadłam ciężko w fotelu i zamyśliłam się.

- Nie wiem. - wymamrotałam. Podrapałam się po brodzie, a ciche westchnienie wyrwało się z moich ust. - Nie da się tego jednoznacznie określić. - stwierdziłam w końcu. W jego oczach pojawił się błysk, jednak twarz była nadal bez wyrazu. - Niektórym brakuje pieniędzy, innym uwagi, kolejnym świątecznej atmosfery. - stwierdziłam w końcu. - To zależy.

- A czego tobie brakuje? - spytał z ledwie zauważalną ciekawością.

- Rodziny.

***

- Gdzie idziemy? - w końcu odważyłam się zadać nurtujące pytanie. Od jakieś godziny błądziłyśmy bez żadnego celu po mieście.

- Przed siebie.

- Ale po co? - jęknęłam.

- Szukam czegoś, co może nam pomóc.

- Zacznij normalnie odpowiadać. - parsknęłam i włożyłam dłonie do kieszeni płaszcza.Przystanął i spojrzał na mnie zmieszany. Przewróciłam oczami. - Nie bądź taki ogólnikowy.

Prychnął.

- Nie odpowiada ci moja aura tajemniczości?

- Zachowujesz się jak Edward ze "Zmierzchu". - parsknęłam śmiechem.

- Kto?

- Nieważne. - pokręciłam z rozbawieniem głową. Zapadła niezręczna cisza. Pociągnęłam delikatnie nosem i owinęłam się ciaśniej szalikiem. Diluc wsunął niesforne pasemko włosów za kaptur, który miał nałożony.

- Dlaczego jesteś taki?

- Taki? To znaczy jaki?

- Rudy. - wyjaśniłam. - Czy Mikołaj nie powinien mieć siwych włosów?

Chłopak podniósł kaptur delikatnie, tak bym widziała jego twarz.

- Ile znasz- tu przerwał i zamyślił się, po czym kontynuuował. - dwudziestotrzylatków z siwymi włosami?

Podrapałam się po brodzie.

- To ile ty masz w końcu lat? - spytałam z konsternacją. Czerwonowłosy westchnął ciężko. - Mówiłeś, że robiłeś zabawki dla przodków Zhongli.

- Bo robiłem. - oznajmił pewnie. - U nas wiek liczy się inaczej niż u was, żyjemy w końcu dłużej. - odchrząknął. - Gdyby jednak się uprzeć, to mój wiek na ziemi wynosi dwadzieściatrzy lata.

Świąteczne Problemy Mikołaja Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz