32.Wybaczę

5.9K 159 105
                                    

Pov. Camilla

- Zgon nastąpił o szesnastej dwadzieścia cztery. Dziękuję wszystkim za pomoc. - słyszę, że ktoś się odzywa. Zgon? Jaki zgon? Oni chyba nie mówią o mnie. Przecież ja nadal żyję.

- Powie pan o śmierci pacjentki jej rodzinie? - pyta się jakiś inny kobiecy glos.

- Powiem. - mówi smutno lekarz i czuję, że czymś mnie nakrywa. Jednak w tym momencie o niczym innym nie myślę jak o tym co powiedział. Czemu oni chcą powiedzieć że nie żyję? Przecież żyję, wszystko słyszę. Próbuję otworzyć oczy, ale nie mogę. Nie słyszę również bicia własnego serca. Cholera, co mam zrobić.

- Nie! To nie może być prawda! - słyszę głośny krzyk mojej Veronici. Jestem w swoim ciele. Ja nadal żyję. Jestem bliżej życia niż kiedykolwiek indziej. Jak mam z powrotem zmusić serce do pracy?

- Camilla, Camilla. - słyszę znowu ten głos i czuję jak ktoś mnie odkrywa i dotyka dłonią okolicy mojego serca. W tym momencie moje serce zaczyna bić, a ja mam w sobie wystarczająco dużo siły żeby otworzyć oczy. Gdy je otwieram zauważam mojego tatę, który siedzi obok mnie na łóżku.

- Tato. - chrypię cicho, ponieważ okrutnie boli mnie gardło. Zresztą nie tylko one. Boli mnie dosłownie wszystko.

- Spokojnie. Zaraz wszyscy się dowiedzą, że żyjesz. Nie zrobiłem nic wielkiego, tylko pomogłem twojemu sercu znowu bić. Kocham cię córeczko. Proszę weź tego narcyza z łąki, na której rozmawialiśmy. On ci zawsze będzie o tym przypominał. - mówi mój tata i wręcza w moją chudą i bladą dłoń kwiata. - Do zobaczenia za kilkadziesiąt lat. - mówi i po chwili go nie ma. W mojej ręce pozostał jednak narcyz. Leżę na pół przytomna na łóżku, a po kilku minutach do sali wchodzi pielęgniarka. Na widok moich otwartych oczu i ręki trzymającej kwiat upuszcza to co miała w ręce i piszczy. Po chwili szybko do mnie podchodzi.

- To pani żyje? Słyszy mnie pani? - pyta szybko, na co lekko kiwam głową. - Skąd Pani ma tego kwiata? Jeszcze kilka minut temu go nie było. - pielęgniarka próbuje mi go zabrać, ale szybko zabieram go i wącham. - Zaraz zawołam do pani lekarza. - mówi i szybko wychodzi. Pomimo tego całego bólu czuję się naprawdę szczęśliwa. Wiem, że od teraz wszystko będzie dobrze i za niedługo wrócę do mojej rodziny. A narcyz? On zawsze będzie mi przypominał o tacie i o tym, że mnie uratował.

Pov. Emiliano

Wszystko miało być inaczej. Razem z kwiatuszkiem mieliśmy żyć długo i szczęśliwie. Jednak nie było nam to pisane. Teraz ja jestem tutaj, w szpitalu, a ona gdzieś w niebie. Co ja bez niej zrobię? Jak dzieci znowu poradzą sobie bez mamy? Teraz już nic nie ma sensu. Rozglądam się dookoła i widzę, że reszta także milczy cicho pochlipując. Nagle z sali, z której leży Camilla wybiega przestarszona pielęgniarka. Zdziwiony postanawiam zajrzeć do sali. I tak będę musiał się z nią pożegnać. Patrzę w około czy ktoś mnie widzi, a gdy nikogo nie widzę, szybko wchodzę i podchodzę do łóżka Camilli. Ale to co zauważam wprawia mnie w osłupienie. Camilla ma otwarte oczy, w rękach obraca kwiat, a gdy mnie widzi lekko się uśmiecha.

- Kwiatuszku to na prawdę ty? Przecież powiedzieli nam że nie żyjesz? - pytam nadal nie widząc co się dzieje. Camilla na moje słowa kiwa głową i wskazuje na butelkę z wodą, którą trzymam w ręce. Odkręcam i podaję jej butelkę, a ona  bierze i wypija prawie całą butelkę. W tym samym momencie do sali wchodzi lekarz z wystarszoną wcześniej pielęgniarka, Sophia, Gabe, małżeństwo Fabbro, moje córki i rodzice.

- Miała pani rację. Pacjentka faktycznie się obudziła. - mówi lekarz do pielęgniarki. - Proszę zmierzyć jej podstawowe parametry i pobrać krew.

- Przepraszam bardzo. - mówię zburzony. - Jeszcze kilka minut temu powiedział pan, że Camilla umarła. Może jakieś wyjaśnienie? - pytam już mocno zdenerwowany.

My sweet babysitterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz