Rozdział 41 - Raphael Tanner cz. 1

225 17 3
                                    

10 lat wcześniej...

Raphael:

Złapałem za klamke, po czym otworzyłem drzwi. Od razu do moich nozdrzy dotarł słodki zapach. Hałasy z kuchni dały mi znać, że to tam znajde moje dwa skarby.

Najciszej jak potrafie ściągnąłem kurtke, buty i odłożyłem torbe na malutkiej komodzie. Niestety przy wykonywaniu owej czynności strąciłem szczotke do włosów, a to sprawiło, że upadła ona na ziemie.

Już po sekundzie zza wyspy kuchennej wyłoniła się mała blond czupryna.

- Tata! - podnosi głos uradowana Lizzie.

7 latka podbiegła do mnie najszybciej jak potrafi. Szczelnie zamknąłem ją w ramionach na przywitanie. Od kiedy nauczyła się chodzić w taki sposób mnie wita. Ten drobny gest sprawia, że zapomniam o tym co działo się w pracy i mogę na spokojnie odetchnąć.

- Cześć, aniołku. Jak było w szkole? - pytam głaszcząc ją po głowie.

Moja córka odsunęła się ode mnie. Jej blond włosy naelektryzowały się przez moją marynarke. Śmiejąc się pod nosem zacząłem je ulizywać dłońmi.

- Dzisiaj bawiliśmy się na zewnątrz. Ulepiliśmy bałwana i nazwaliśmy go Vincent. - opowiada.

To prawda, że od kilku dni na Medinillie prószy śnieg.

Lizzie dalej opowiadała co robiła w szkole, a ja w między czasie posprzątałem bałagan jaki zrobiłem. Kiedy skończyłem mała złapała mnie za rękę i zaczęła ciągnąć w strone kuchni. Po drodze przyjrzałem się w lustrze.

Widać po mnie, że praca daje mi w kość. Na szczęście nie jest, aż tak stresująca jak w Nowym Yorku. Firma w której pracuje jest znana z dobrej atmosfery. Szybko poprawiłem swoje blond włosy i białą koszule.

Znaleźliśmy się w kuchni. Od razu ujrzałem najwspanialszą kobiete na świecie. Moją żone, Agathe.

- Hej, jak było w pracy? Zaraz będzie obiad. - informuje z uśmiechem.

- Męcząco, ale już o tym nie myśle. - prycham całując ją w policzek. - A u ciebie? - dopytuje.

- A u mnie było bardzo spokojnie. Rzadko się to zdarza w szpitalu, ale było to potrzebne. - odpowiada grzebiąc coś przy patelni.

Ona też ciężko pracuje każdego dnia. By jej pokazać jak bardzo jestem za to wdzięczny przytuliłem ją od tyłu i pocałowałem w odsłonietą szyje.

- Nie przy Lizzie. - śmieje się.

- Dlaczego? To już dorosła kobieta. - oznajmiam podnosząc małą w góre.

Blondynka zaczęła się głośno śmiać. Położyłem ją na pobliskiej kanapie w salonie, po czym zacząłem łaskotać. Kiedy mała miała już problem ze złapaniem oddechu zaprzestałem ten czynności.

- Pomóc ci z obiadem? - zwracam się do żony.

- Nie. Już jest prawie gotowy. Zajmij się małą. - odpowiada.

- Dwa razy nie musisz mówić. - prycham zerkajac na córke. - Co chcesz porobić przez tę chwilę? - pytam.

Lizzie zeszła z kanapy i kucnęła przy stoliku kawowym. Wyciągnęła stamtąd pewną, znaną przez nas wszystkich książke.

- Poczytaj mi. - mówi wracając do mnie.

- Znowu? Znasz ją już na pamięć. - śmieje się łapiąc książke pod tytułem "Posłanek Boga".

Oboje usiedliśmy wygodniej na kanapie, po czym zacząłem czytać. W sumie to niezbyt potrzebuje owego przedmiotu. Bez problemu mogę mówić z pamięci.

Angel Among UsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz