Sheila:
Dlczego to robię? Nawet nie znam tego wampira. Przecież ich w ogóle nie lubię. Ich styl życia nie pasuje do mojego. Nigdy się nie dogadamy. To wszystko chyba przez Lizzie. Widząc jej zmartwioną twarz moje nogi same mnie poniosły. Czuję ten konkretny zapach, więc za nim biegne. Muszę tylko uważać na ludzi. Niezbyt dobrze by zareagowali widąc dużego wilka biegnącego po środku chodnika. Zapach z sekundy na sekunde staje się coraz bardziej intensywny. Musiałam przebiec prawie połowe wyspy. Po kilku minutach znalazłam się w jakiejś biedniejszej dzielnicy. Mało tutaj jakiejkolwiek istoty, a budynki nie są zbyt stabilne. Ponownie zaciągnęłam się zapachem. Pośród tego całego smrodu ciężko jest mi wyczuć to co najważniejsze. Lekko niepewna poszłam w jednym kierunku. Dwa wampiry przede mną oznajmiły mi, że wybrałam dobrą strone. Szybko schowałam się za pobliskim budynkiem. Przybrałam ludzką forme i wyjrzałam zza cegieł. Tylko jedna kobieta i jeden facet pilnują wejścia do jednego z najbardziej stabilnych tutaj budowli. Tak, czy siak budynek ma okna zabite deskami, a tynk odlatuje plastrami ze ściany. Lecz zapach chłopaka dochodzi stamtąd. Nie mam wyjścia. Muszę ich wyeliminować. Wilkołaki nie lubią robić coś po cichu, ale to nie oznacza, że nie zachowujemy precyzji. Złapałam za małą metalową puszkę i jak najmocniej uderzyłam nią o ziemie.
- Co to było? - słyszę głosy wampira.
- Sprawdźmy to. - proponuje dziewczyna.
Zrobiłam kilka, większych kroków w głąb wąskiej uliczki, w której się znajduje. Ciemność zaczyna mnie zasłaniać. W ostatnim momencie, zanim całkowicie pojawili się w owym miejscu uciekłam schować się za rogiem. Specjalnie wykonałam pewny, mały błąd.
- To był ogon? - pyta wampirzyca łapiąc za nóż.
- To pewnie jakiś kot. - wzdycha.
- Koty nie mają tak puchatego ogona. - odzywam się będąc nad nimi.
Zgadza się. W momencie, kiedy przez te kilka sekund rozmyślali nad moim ogonem, ja cicho wspiełam się na dach. Zanim zdążyli zrozumieć moje słowa, naskoczyłam na nich z góry. Od razu zablokowałam dłoń dziewczyny, w której trzyma nóż. Kopnięciem odsunęłam od siebie drugiego wampira. Nie chcę ich zabić. Dlatego też, jestem w ludzkiej formie. Gdybym była wilkiem... nie wyszli by z tego żywo. Szybkim ruchem przybliżyłam do siebie dziewczyne i uderzeniem w kark sprawiłam, że straciła przytomność. Kiedy łagodnie kładłam ją na ziemie drugi wampir podszedł do mnie. Też wyciągnął nóż. Podejrzewam, że nie mają żadnej broni palnej. Wystrzał z niej spowodowałby duży hałas, a tym samym zaniepokoiłby władze Medinilli. Jedno uderzenie w szczęke nie złamało go. Ponowiłam atak, ale dopiero za 4 razem facet padł. Z lekko obolałą ręką podeszłam do drzwi, których tak zaciekle bronili. Złapałam za klamke i otworzyłam je. Ukazał mi się pusty korytarz. Stawiając krok w pomieszczeniu, od razu mój wilczy zmysł zadziałał. Szybko schowałam się za drewnem i dzięki temu trzy noże, które leciały w moją stronę zostały zablokowane.
- Łapać ją! Nie pozwólcie jej pójść dalej. - słyszę rozmowę między nimi.
Powoli zamknęłam drzwi. Dzięki temu odgłosy miasta nie drażnią moich uszu. W pomieszczeniu jest ciemno. Zamknęłam oczy i zdałam się na słuch. Słyszę ich szeleszczenie jak chodzą. Jest ich 5... Nie! 4. Jeden chyba za dużo waży, bo tupie jak słoń. Wyrównałam oddech i już po sekundzie rozpoczęłam atak. Pierwszego wyeliminowałam w bardzo łatwy sposób. Złapałam go za kark i wystawiłam na atak przyjaciela. Drugiej wampirzycy złamałam rękę i mocno uderzyłam w brzuch. Kiedy jej nieprzytomne ciało spadało na ziemie, poczułam ból w prawym ramieniu. Dotknęłam owego miejsce. Od razu pod opuszkami palców zrozumiałam, że to krew. Skaleczyli mnie jednym nożem.
- Nie chcę mi się z wami bawić. - warcze.
Złapałam za deske wbitą na oknie, po czym wyrwałam ją. Rzuciłam drewnem w kolejnego wroga i zanim zdążył on pozbyć się przedmiotu podbiegłam do niego i kopnęłam w drzewo. Gwoździe umiejscowione na nim wbiły się w ciało wampira, a ten zaczął krzyczeć. Szybko uderzyłam go w szyje i tym samym sprawiłam, że zemdlał. Ostatnią osobę usłyszałam zza swoimi plecami. To ten grubasek. Chciał zaatakować mnie od tyłu, ale wyprzedziłam go. Złapałam za ten tłusty kark i mocno przywaliłam jego głową o ściane. Zsunął się po cegłach jęcząc cicho. Nie zagraża już mi. Spokojnym krokiem weszłam w głąb budynku. Dotarłam do jedynych drzwi tutaj. Złapałam za klamke z zamiarem otworzenia ich, ale wtedy napotkałam przeszkode.
- Hasło? Jakie znowu hasło? - syczę przez zęby.
Do moich uszu dotarły jęki tego chłopaka. Szybko podeszłam do niego i ponownie złapałam go za kark przygniatając do ściany.
- Jakie jest hasło do tych cholernych drzwi? - pytam mocniej zaciskając rękę.
- Nic ci nie powiem. - wydukał.
Zawarczałam głośno, a moje futro na ogonie i uszach stanęło dębą.
- 4520! - wykrzykuje w strachu.
- Dziękuje. - pokazuje kły puszczając go. - Zasrane wampiry. - dodaje ciszej.
Wpisałam hasło i bez problemu otworzyłam metalowe drzwi. Od razu ujrzałam schody bez widocznego dna. Na szczęście jest tutaj jakieś oświetlenie. Będąc kilka stopni niżej zamknęłam metalowy otwór. Nie chciałabym by ktoś za mną poszedł. Słyszać tylko moje kroki i odgłos palącej się świecy w lampach na ścianach. Jest tutaj dość chłodno, a dla niektórych pewnie i strasznie. Ponownie zaczęłam się zastanawiać, czy to jest wszystkiego warte? Pokręciłam głową. Robię to dla Lizzie, a nie dla tych wampirów. Tak muszę myśleć. Schodzy dłużą się niemiłosiernie. Już nawet nie wiem ile idę w dół. Na jakim jestem piętrze? W pewnym momencie schodzenia zauważyłam, że świece są o wiele mniejsze. To oznacza, że im dalej idę tym szybciej były zapalane. Powinnam przyśpieszyć. Może na nim mi nie zależy, ale dla Lizzie to przyjaciel. Dopiero po długim czasie znalazłam się na równej powierzchni. Zapach stał się intensywniejszy. Pomimo odóru pleśni i wilgoci. Przyśpieszyłam by nie niszczyć sobie nozdrzy przez ten smród. Przeszłam całe podziemia i nie natrafiłam na żadnego wrogiego wampira. Zaskoczyło mnie to tylko przez chwile. Najwidoczniej odpuścili. Podążając za woń trafiłam na ostatnią okratowaną cele. Wyrwałam pręty i bez problemu przez nie przeszłam. Od razu ujrzałam cel mojej podróży. Wampir o imieniu Adrian siedzi przy ścianie i ma przykute ręcę. Cicho oddycha, ale jest przytomny. Podeszłam bliżej i tym samym dałam mu znać, że nie jest sam w tym zimnym pomieszczeniu.
- Idziemy do twojego domu. Lizzie i twój brat czekają na ciebie. - odzywam się.
- Po co? - szepcze nie patrząc na mnie.
- Słucham? - podnosze brew.
- Po co mnie ratować? Oni to robią by dorwać Doriana. Jestem tylko nic nie wartą przynętą. - sapię. - Zawsze byłem tym słabszym. Może należy do rodu Martin, ale jestem drugim synem. Nie odziedzicze niczego. Jestem poboczną gałęzią, która zwiędnie tak szybko jak powstała. - dodaje.
Słysząc jego słowa czuje jak złość wypełnia moje ciało. Dlatego nie lubię wampirów. Zrobiłam krok w strone chłopaka i złapałam go za szyje. Przygniotłam jego ciało do ściany podnosząc go jednocześnie.
- Nie interesują mnie wasze problemy! Jestem tutaj dla Lizzie. Moim zdaniem powinieneś zginąć wraz z całym swoim gatunkiem! - warcze. - Zabieram cię stąd, czy ci się to podoba, czy nie. Więc przestań użalać się nad sobą i nie utrudniaj mi roboty! - burcze.
Wampir szerzej otworzył oczy. Zły wilkołak jest o wiele bardziej groźnieszy od Boga. Po chwili rozluźnił swoje ciało. Puściłam go i zabrałam się za jego łańcuchy. Siłą je zerwałam, a dźwięk upadającego metalu wypełnił otoczenie.
- Dasz radę iść? - pytam.
- Z twoją pomocą. - odpowiada.
Podał mi rękę. Pomogłam mu wstać i ułożyłam jego ciało tak byśmy oboje mogli iść. Adrian jest bardzo osłabiony. Nie wiem tylko dlaczego. Nie czuje zapachu jego krwi. Nie jest ranny. Wystarczyło, że wyszliśmy z pokoju i od razu kilkoro wampirów zatorowało nam drogę.
Nie może być tak łatwo...
CZYTASZ
Angel Among Us
FantasíaTeraz jak wracam wspomnieniami do tego dnia, czuje się dziwnie. To miał być normalny dzień, ale tak naprawdę wszystko zaczęło się właśnie wtedy. Chciałam pomóc tak jak mam to w zwyczaju i dzięki temu poznałam wspaniałą osobę. Moje życie się zmieniło...