Sheila:
Wróciliśmy do głównego pomieszczenia. Od razu jak postawiłam stope w tym miejscu, poczułam mocny zapach przeróżnych ziół. Skrzywiłam się i zatkałam nos palcami.
- To pomoże Lizzie. - śmieje się Justin widząc moją reakcje.
Zauważyłam, że Hope klęczy przy nieprzytomnej, a jej dłonie świecą na żółto. To oznacza, że używa magii.
- Czyli... zaatakowaliście smoka. - odzywa się i tym samym przerywa przerwe Hope.
Nastała cisza. Jakby Dorian żałował tego co się wydarzyło.
- Sheila. - zwraca się do mnie brunet. - Co zrobiłaś z Zu? - pyta.
Jego wzrok wierci mi dziure w głowie. Skrzyżowałam ramona i oparłam plecy o ściane za sobą. Chłopak od razu po mojej postawie zrozumiał jaka jest odpowiedź.
- Postąpiłaś idiotycznie. - wtrąca Hope.
- Hope, to nie nasz... - nie dokończył Justin.
- Ona zabiła smoka. Rozumiesz to, Justin? Smoka! Wiedziałam, że wilkołaki nie grzeszą inteligencją, ale to lekka przesada. - burczy.
- Z tego co wiem smoki nie są gatunkiem chronionym. Kto i co mi niby zrobi? - wzruszam ramionami.
Z ust czarodziejki nie wyszły żadne słowa, ale dalej złowrogo na mnie patrzy.
- Ty masz tylko jedno zadanie. Uzdrowić Lizzie. Więc się tym zajmij. - warcze.
Dziewczyna oderwała ode mnie wzrok i ponownie skupiła się na blondynce. Westchnęłam głośno. Nie dość, że tu śmierdzi zbyt wielkim nadmiarem perfum i ziół, to na dodatek trafiła się wielka pani mądrala. Takich istot nie lubie.
- Może zrobie jakąś kawe? Trochę to może potrwać. - odzywa się nerwowo Justin znikając w kuchni.
Dopiero teraz zauważyłam, że Lizzie już nie jest w swojej anielskiej forme. Ponownie przedstawia człowieka, ale poparzenie na ręcę pozostało. Nie może tak pokazać się matce.
- Wylecze poparzenie, ale Lizzie sama musi się obudzić. - mówi Hope.
- Wiesz kiedy to nastąpi? - pyta Dorian.
- Nie mam pojęcia. - odpowiada.
Jest godzina 19. Mam tylko nadzieje, że Lizzie obudzi się do 21. Później będą lekkie problemy.
Hope wyprostowała nogi i ruszyła do miejsce gdzie poszedł Justin. Usłyszałam głośne westchnięcie z ust Doriana. Brunet wstał i położył ręcę na biodrach.
- Masz jakieś wyrzuty sumienia? - pyta.
- Nie. - oznajmiam szybko.
- A ja mam. Mogło to się inaczej skończyć. - szepcze.
- Czyli? - podnoszę brew.
- Powinniśmy bardziej chronić Lizzie, a skończyło się na tym, że to ona ochroniła nas. - wspomina. - Z jednej strony to dobrze, bo przyzwyczai się szybciej do swojej mocy, ale z drugiej... Wolałbym uniknąć takich okoliczności. - szepcze jakby do siebie.
Nic nie powiedziałam. Nawet nie wiem co bym mogła mu przekazać. Nie mam żadnych słów jakie mogłyby mu poprawić humor.
Po chwili Justin wraz ze swoją partnerką wrócili do nas. Położyli 4 kubki z kawą na pobliskim stole i gestem ręki zaprosili nas do mebla. Bez chwili zawahania usiedliśmy na mało wygodnych krzesłach. Dotknęłam kubka jakbych chciała podgrzać sobie ręcę. Tak jakoś czuje chłód na skórze.
CZYTASZ
Angel Among Us
FantasiaTeraz jak wracam wspomnieniami do tego dnia, czuje się dziwnie. To miał być normalny dzień, ale tak naprawdę wszystko zaczęło się właśnie wtedy. Chciałam pomóc tak jak mam to w zwyczaju i dzięki temu poznałam wspaniałą osobę. Moje życie się zmieniło...