Rozdział 7

18.2K 570 141
                                    

Victoria

Po incydencie w galerii, Zayn odwiózł mnie do mieszkania i zniknął na całe trzy dni. Nie odwiedził mnie ani razu w moim mieszkaniu, ani nie odbierał nawet telefonu. Z jednej strony, czułam się jakby mnie oszukał, a te wszystkie obietnice były kłamstwem. Z drugiej strony jednak próbowałam sobie wmówić, że musiał coś pilnie załatwić i po prostu nie ma czasu. Starałam się to uszanować i całkowicie oddałam się pracy w kwiaciarni, zapominając na chwilę o wydarzeniach jakie mnie ostatnio spotkały. 

 - Victoria, możesz tutaj podejść na chwilę? - usłyszałam za plecami, gdy wykładałam ostatnie bukiety kwiatów na półkę. 

Zeszłam z drabiny i otrzepując dłonie, posłałam lekki uśmiech szefowej. 

 - Coś się stało? 

 - Podjęłam ostateczną decyzję. Nie wyczaruję nagle wystarczającej sumy pieniędzy, żeby spłacić długi. Dlatego zamykam kwiaciarnię i przechodzę na zasłużoną emeryturę. Proszę, tutaj jest twoja wypłata za poprzedni miesiąc. - powiedziała i wcisnęła mi w ręce plik pieniędzy. 

Nie wiedziałam co odpowiedzieć i wpatrywałam się w zielone banknoty w mojej dłoni.

 - Zwalnia mnie Pani?

 - Nie mam wyjścia, od jutra już nie przychodź. - przybrała swoją maskę obojętności i zniknęła na zapleczu. 

Po skończonej pracy wstąpiłam jeszcze do sklepu i zrobiłam dosyć duże zakupy spożywcze. Tak naprawdę, to po otrzymanej wypłacie i kilku dodatkowych pieniędzy od Zayna czułam, że po raz pierwszy od kilku miesięcy nie zabraknie mi na nic pieniędzy. Zaczęłam dźwigać torby po schodach, gdy nagle z góry zaczął schodzić dobrze mi znany blondyn. 

 - Hej, pomogę ci. - zatrzymał się koło mnie i wręcz wyrywając mi reklamówkę z rąk, zaczął wracać na moje piętro. 

Próbowałam zaprotestować, ale chłopak zniknął z zasięgu mojego wzroku. Powoli wdrapałam się po schodach i uśmiechnęłam się sztucznie do Marcusa, który czekał pod moimi drzwiami. 

 - Dlaczego nie skorzystałaś z windy? - zapytał, a ja stanęłam jak słup soli.

 - Zamyśliłam się. - odburknęłam cicho i zła sama na siebie zaczęłam szukać kluczy w torebce.

 - Problemy w związku? Czy może w pracy. Tak właściwie, to spotykasz się z kimś? - zasypał mnie masą pytań, a ja spojrzałam na niego.

Nigdzie nie było mowy o związku.

 - N-nie... Nie spotykam się z nikim. - zawahałam się i wyczuwając wreszcie kluczy na dnie torby, przekręciłam zamek.

 - Czyli coś złego się stało w pracy? - nie odpuszczał, tylko wszedł do mieszkania z torbą w ręku. 

Czy ja cię do niego zapraszałam? Proszę, nie utrudniaj mi jeszcze ty. 

 - Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, to właśnie dzisiaj ją straciłam. - weszłam za nim do korytarza i położyłam zakupy na podłodze, przez co blondyn zrobił to samo.

 - Przykro mi. - posłał mi współczujące spojrzenie, ale po sekundzie jego oczy zabłyszczały. 

Zwyzywałam go w myślach za to, że jakiś pomysł przyszedł mu do głowy. 

 - W kawiarni, w której pracuję od kilku dni szukają jeszcze jednej kelnerki. Zawsze mogę popytać i przekonać szefa, żeby dał ci tą pracę. - powiedział podekscytowany. 

 - Nigdy nie pracowałam jako kelnerka. Nie wiem czy sobie poradzę, nie lubię pracy w tak dużej grupie osób... - zaczęłam, ale Marcus złapał mnie za ręce i podniósł je na wysokość naszych twarzy. 

Let Me Love YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz