Victoria
Poprawiając swój fartuch do pracy, wkroczyłam jak zwykle uśmiechnięta do pomieszczenia, w którym siedziała już starsza kobieta. Praca u niej to jedna z lepszych rzeczy, które ostatnio mi się przytrafiły.
- Jak się dzisiaj miewasz, kochana? - zapytała i wstała z niskiego krzesła.
Przy jej stu pięćdziesięciu pięciu centymetrach wzrostu byłam olbrzymem.
- Jest lepiej niż wczoraj. - odparłam.
Pudła ze świeżymi kwiatami stały przed drzwiami i czekały na ich przeniesienie do magazynku. Zabrałam się więc za kilka z nich i po kilku rundach w tą i z powrotem, odetchnęłam głęboko. W tej samej chwili dzwoneczek zawieszony u drzwi zadzwonił, informując o pierwszym kliencie tego dnia.
- W czym mogę służyć? - zapytałam uprzejmie i stanęłam za kasą.
Przede mną stał wysoki mężczyzna, bardzo umięśniony i z ciemnymi okularami na nosie. W pierwszej chwili ktoś mógłby pomyśleć, że jest ochroniarzem w jakiejś mafii.
Co za ironia.
- Potrzebuję bukietów na uroczystość urodzinową, matka szefa obchodzi pięćdziesiąte piąte urodziny. - niski ton głosu rozniósł się po pomieszczeniu, wywołując u mnie gęsią skórkę.
- Na kiedy przygotować bukiety? - odpowiedziałam wreszcie po chwili ciszy.
- Dziś wieczór. Najlepiej jak najwięcej, cena nie gra roli. Pięćset dolarów za wszystkie kwiatki jakie macie wystarczy? Czy podnieść cenę? - zapytał całkiem poważnie, a ja prawie otworzyłam usta ze dziwienia.
- To za dużo za...
- Świetnie, ktoś odbierze je po dwudziestej. - przerwał mi i położył małą karteczkę z ciągiem cyfr. - W razie czego proszę dzwonić.
I zostawił mnie z cholernym numerem telefonu w ręku.
Kilka godzin minęło w zaskakującym tempie, a ja kończyłam dwudziesty bukiet. Składał się on z białych róż, jasno różowych stokrotek i goździków.
- Victoria, wychodzę! - właścicielka kwiaciarni wyrwała mnie z transu i zostawiając klucze, wyszła do domu.
Dochodziła dwudziesta godzina, a ja coraz bardziej się stresowałam. Nie wiem, czy moja praca się spodoba, a patrząc na mojego poprzedniego gościa, nie chciałabym im się narazić.
Zayn
Lekko wkurwiony tym, że to na mnie spadł obowiązek odebrania tych badyli, otworzyłem gwałtownie drzwi od małej kwiaciarni. Za ladą stała młoda brunetka, która na moje gwałtowne wejście podskoczyła w miejscu. Od razu było widać że jest zestresowana. Spojrzała na mnie i wyprostowała się dumnie, aby ukryć swoje emocje. Parsknąłem na to cicho i podszedłem do niej szybkim krokiem.
- Przyszedłem odebrać bukiety urodzinowe, Alessio rano u państwa był. - odezwałem się z lekką chrypką i czekałem na reakcję zwrotną.
- Oczywiście, proszę za mną. - odezwała się, na co moje serce lekko przyśpieszyło.
Ruszyła na zaplecze, więc skierowałem się za nią, omijając porozwalane liście i kawałki wstążki. Mój wzrok padł na jej plecy, na których z każdym ruchem podskakiwały jasno brązowe włosy. Przy moim stu dziewięćdziesięciu centymetrach wzrostu, była niższa z dwadzieścia, co idealnie współgrało z moimi upodobaniami.
- Przygotowałam dwadzieścia bukietów, nie wiem czy to jest wystarczająca ilość za tyle pieniędzy... - odwróciła się w moją stronę.
Nie odezwałem się, więc zmieszana schyliła się po pudełko. Skierowałem wzrok na jej sporych rozmiarów tyłek, starając się nie rozproszyć, ale jej idealne proporcje sporo mi to utrudniały. Wyprostowała się i wcisnęła mi w ręce karton z kwiatami. Sama zaś podniosła z ziemi drugi i zaczęła wracać na sklep. Ruszyłem znowu za nią, tym razem intensywnie wpatrując się w poruszające się szybko biodra.
CZYTASZ
Let Me Love You
RomansaCzego się spodziewać, kiedy spadkobierca rodzinnej, włoskiej mafii upatrzy sobie za cel dwudziestojednoletnią pracownicę kwiaciarni? P r o b l e m ó w. Cause they say, "All good boys go to heaven, but bad boys bring heaven to you''