Epilog

2K 141 47
                                    

Rhiannon

– Nie mogę uwierzyć, że za tydzień wylatujesz do Paryża i to na rok... – westchnęłam i popatrzyłam na moją przyjaciółkę.

– Ja też nie, ale w końcu ktoś mnie zauważył i nie zamierzam tego zaprzepaścić – mrugnęła okiem. – No, dobra. Powiedz mi lepiej, co planujecie z panem górą lodową po sezonie.

– Jeszcze zostały nam trzy mecze. Ale mogę ci zdradzić, że jedziemy do Mediolanu! Bardzo się cieszę, a stamtąd lecimy do Chicago, żeby Dean poznał moich rodziców. Wiesz, niby widzieli się na Skype, ale to nie to samo.

Razem z Charlotte szykowałyśmy się na mecz. Od pamiętnego tańca na moście minął już miesiąc, a nasza miłość tylko rosła, o ile to było możliwe. Zajmowaliśmy się swoją pracą, ale wydawało mi się, że podświadomie chcemy nadrobić te kilka miesięcy, kiedy byłam we Włoszech. Gdy wracałam z agencji, Dean czekał na mnie przed nią. Sophia, raz mnie zaprosiła do siebie i podziękowała mi za to, jaki stał się przy mnie Dean. Widziałam dumę w jej oczach. Dziwnie się z tym czułam, gdyż tak naprawdę nic nie zrobiłam. To była tylko miłość.

– Ej, zakochana czarnulko – pstryknęła mi palcami przed oczami. – Znów poszłaś ze swoim Deanem w tany.

– Lottie, przestań – zaśmiałam się. – Mamy jeszcze pół godziny, więc lepiej już chodźmy.

– Oczywiście. Od razu zmiana tematu. Chodźmy, bo się spóźnimy i Parker nie wyjdzie na boisko, tylko będzie po ciebie swoim pięknym BMW z oczami anioła.

– Kocham cię, laska – przytuliłam ją do siebie i wyszłyśmy z sypialni.

Wzięłam po drodze jeszcze torebkę, w której miałam wszystkie potrzebne rzeczy i wyszłyśmy z mieszkania. Zamówiłyśmy taksówkę, gdyż ja później będę wracała z Deanem, a Charlotte miała jechać i pożegnać się z przyjaciółmi przed wylotem. Już za nią tęskniłam, gdyż była moją najbliższą przyjaciółką, ale na szczęście miałam jeszcze przyjaciół Deana.

Z jego ojcem widziałam się jeszcze raz całkiem przypadkiem, gdy byliśmy w centrum miasta. Spojrzał na nas z pogardą, a swoją kobietę przysunął bliżej siebie, jakby chciał się nią pochwalić. Przewróciłam tylko oczami na to zachowanie i chwyciłam mocniej dłoń Deana. Chciałam, żeby wiedział, że ma we mnie oparcie. Czasami zachowywaliśmy się jak nastolatkowie, ale za to w sypialni byliśmy bardzo niegrzeczni. Na samo wspomnienie tego, co robiliśmy w nocy lekki rumieniec pojawił się na moich policzkach.

Wsiadłyśmy do taksówki i pojechałyśmy na stadion. Od czasu naszego oficjalnego powrotu do siebie i wyjaśnienia całej sytuacji przez moją manager, odbyło się już kilka meczy. Dostałam taką samą kartę, jak Rose, Emma oraz kilka innych dziewczyn, która była potwierdzeniem, że jestem jedną z WAGs. Bałam się, że będę przez to postrzegana jako ta następna, ale nic się takiego nie stało. Dalej byłam Rhiannon Roderick, uznaną modelką. Mój kontrakt, który podpisałam z Joanną, prawie dobiegł końca, gdyż wzięłam kilka kampanii naraz. Mogłam oficjalnie powiedzieć, że byłam szczęśliwa i spełniona zawodowo.

– Pod które wejście podjechać? – przerwał moje myśli taksówkarz.

– Pod główne – odpowiedziała za mnie przyjaciółka. – Znowu jesteś, gdzieś daleko – trąciła mnie łokciem.

– Aż tak daleko nie – zaśmiałam się. – Myślałam tylko jak to wszystko się zmieniło i tyle.

– Dwadzieścia funtów – wtrącił się kierowca.

Wyciągnęłam portfel i zapłaciłam mu za kurs. Będąc bliżej ochroniarza, pokazałam mu moją wejściówkę, choć tak naprawdę nie musiałam, bo każdy wiedział już kim byłam. Przeciskałyśmy się przez tłum osób, które szukały swoich miejsc.

– Mam nadzieję, że góra lodowa choć raz trafi – usłyszałam, jak starała się przekrzyczeć tłum.

– Czemu mówicie na mnie góra lodowa? – posłałam jej szybkie spojrzenie, a później odwróciłam się w stronę Deana, który szedł za nami.

– Kochanie – podeszłam do niego i przytuliłam, dając całusa w policzek.

– Czarnulko – kiwnął głową i pocałował w usta. – Charlotte.

– Cześć – przywitała się z nim. – To ja pójdę na miejsca – pokazała palcem w ich stronę i odeszła.

– Charlotte... – starał się ją zatrzymać, ale dość szybko zaczęła iść. – Nie powinieneś mieć teraz jeszcze szybkiego treningu, czy mowy motywującej od trenera?

– Powinienem, ale chciałem zobaczyć się z moją dziewczyną. Więc, o co chodzi z tą górą?

– O nic ważnego. Po prostu tak się już przyjęło. Może kiedyś ci powiem – uśmiechnęłam się do tego tajemniczo.

– Nigdy z ciebie tego nie wyciągnę – zaplótł nasze palce razem. – Z tego, co widziałem to Rose już jest oraz Emma.

– Super, to pójdę do nich, a ty wracaj do swoich – chciałam odejść, ale pociągnął mnie w swoją stronę.

– A buziak na szczęście? – postukał palcem swój policzek.

– No, dobra – westchnęłam, aż nad zbyt teatralnie i pocałowałam go w policzek. – Do zobaczenia i wygraj to.

– Ma się rozumieć – mrugnął do mnie okiem i odszedł.

Poszłam na swoje miejsce, po drodze witając się z dziewczynami. Nawet Rose wzięła córeczkę na mecz. Była kochanym dzieckiem, gdyż żaden hałas nie był w stanie jej obudzić, a nawet jeśli to tylko się rozglądnęła i poszła dalej spać.

– Nie jesteśmy w kinie – odezwałam się do Charlotte, która podsunęła w moją stronę paczkę chipsów.

– Nie, ale za chwilę będziemy w cyrku, bo zobaczymy jak tamci przegrywają.

– Jedz – odsunęłam paczkę od siebie.

– Twoja strata – wzruszyła ramionami i wzięła się za dalsze jedzenie.

Mecz się rozpoczął z małym opóźnieniem. Po dwóch stronach boiska były zajęte wszystkie miejsca. Graliśmy z drużyną z Walii. Gdy Will oraz drugi kapitan wymienili się proporczykami, sędzia rzucił monetą. Nasi zaczynali, więc mieli łatwiej. Śledziłam przez cały czas piłkę, żeby jej nie zgubić. Samuel, biegł z nią i miał trafiać do bramki, ale inny mu odebrał piłkę. Nasze trybuny wydały z siebie niezadowolony dźwięk, za to przeciwników szczęśliwy. Był to bardzo ciężki mecz, gdyż oni tak łatwo nie robili błędów. W końcówce pierwszej połowy bramkę strzelił nam Krystian, kuzyn Rose. Wstaliśmy z miejsca i bili im brawo.

Gdy nadeszła druga połowa, drużyny wymieniły się połowami. Sędzia gwizdnął, Will, który był na środku podał do Deana, a ten od razu przystąpił do ataku. Biegł przez całe boisko, ale na końcu przy oddaniu strzału, trafił w słupek. Westchnęłam i spojrzałam na przyjaciółkę, która z zapartym tchem oglądała mecz. Odwróciłam z powrotem głowę, gdy usłyszałam gwizdek. Najpierw nasi przeciwnicy mieli piłkę, ale później nasza drużyna ją odebrała. Will, podał do jakiegoś chłopaka piłkę, tylko z tej odległości nie widziałam do kogo, a później tamten do kogoś bliżej. Kiedy miał paść strzał do bramki zawodnik z Walii, staranował naszego wpadając najpierw na niego, a później jeszcze kopiąc w głowę.

Wszyscy zamarli i wstrzymali oddech. Jeden z naszych miał dziwnie wykręconą nogę oraz się nie ruszał. Wstałam z miejsca i przyjrzałam się chłopakowi, który leżał na murawie i wyglądał, jak martwy. W końcu, gdy wpadli sanitariusze i brali go na nosze zobaczyłam kto to był.

– Archie – szepnęłam i przytknęłam dłonie do ust.

Koniec.

New Love/Nowa miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz