21

13 1 4
                                    

Lily Foster nigdy by nie powiedziała, że lubi chodzić do szkoły. Tak naprawdę nie była pewna czy to lubiła, czy nie – było to czymś nieuniknionym, więc nigdy się nad tym nie zastanawiała. Ale jeden dzień coś zmienił. Dzień, w którym Anthony Clark poprosił ją o pomoc, co skutkowało ich częstymi spotkaniami. Wtedy Lily pomyślała, że szkoła jest dla niej błogosławieństwem tak długo, jak długo mogła patrzeć na Anthony'ego. Było to bardzo samolubne z jej strony, ale całą sobą pragnęła, żeby znów jakiś dział z matematyki okazał się dla niego za trudny, bo wtedy nie miałby innego wyjścia jak podejść do niej. Lily wiele razy odtwarzała w myślach, jak Anthony górował nad nią wzrostem, jak marszczył czoło i odgarniał z niego ciemne włosy, jak jego oczy spoglądały na nią, jak oblizywał usta między wypowiadanymi słowami. Każdy najmniejszy szczegół pragnęła zapamiętać i zachować w sobie na zawsze, a jej największym strachem było zniknięcie Anthony'ego z jej życia, czyli coś, co miało stać się razem z zakończeniem szkoły. Ta myśl sprawiała, że siły opuszczały ciało Lily, a sylwetka garbiła się, jakby spadał na nią wielki ciężar. W istocie tak było, gdyż dla jej nad wyraz wrażliwego serca zauroczenie w tak nieosiągalnym chłopcu ciążyło niczym stos kamieni, które ciągnęły ją w dół, ale wystarczyło jego jedno spojrzenie, by to wszystko przestało mieć znaczenie.

Po skończonych lekcjach, które tego dnia dłużyły się wprost niemiłosiernie, Lily Foster poszła do biblioteki. Oddała ostatnio wypożyczoną książkę i zapuściła się między wysokie regały, by znaleźć inną. Przechadzając się alejkami, zobaczyła, że stolik na samym końcu biblioteki był zajęty. Zastanowiła się tylko chwilę nim do niego podeszła.

– Więc tutaj się chowasz.

Anthony Clark podniósł głowę znad książki.

– Chowam?

Lily wzruszyła ramionami.

– Nigdzie cię nie widziałam cały dzień.

– Myślałem, że przez te kule jestem bardziej zauważalny.

Lily spojrzała na stos książek leżących wokół chłopaka. Zauważyła publikacje o fotografii i różne słowniki w obcych językach.

– Wybierasz się gdzieś? – spytała Lily, wskazując ruchem głowy na książki. Anthony uśmiechnął się krzywo.

– Nie wiem. Na razie i tak jestem uziemiony.

– No tak. Kiedy zdejmujesz gips?

– Koniec tego miesiąca lub początek kolejnego. Wolałbym jak najszybciej.

– A potem rehabilitacja?

– Mhm. Trochę zajmie mi wrócenie do formy... jakiejkolwiek.

Anthony bawił się rogiem kartki rozmówek angielsko-francuskich, a Lily pomyślała, że musiał istnieć powód jego wyjątkowej wylewności.

Nie znała go długo, ale wydawało jej się, że wystarczająco, by zauważyć, że nie lubił bezsensownej paplaniny (choć może u innych mu to nie przeszkadzało, nie była pewna). A tego dnia jego zaciśnięte usta i napięcie na twarzy wyraźnie mówiło, że potrzebował wylać z siebie to wszystko, co nigdy nie ujrzało światła dziennego. Znaczy, takie było zdanie Lily i zamierzała go popchnąć w tym kierunku.

– Jak sobie radzisz? – zapytała.

– Co masz na myśli?

– Wyglądasz na sfrustrowanego. I te książki.

– Może trochę jestem. Nie wiem, nigdy nie byłem w takiej sytuacji i nie wiem, co mam robić.

– Jakiej sytuacji?

just like youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz