10

31 1 2
                                    

Sophie King tego dnia była zmęczona. Właściwie tego poranka, bo dopiero otworzyła oczy po niespełna pięciu godzinach snu. Wczoraj siedziała do późna, straciwszy poczucie czasu i teraz przyszło jej płacić za to cenę.

Odrzuciła na bok kołdrę i wstała. Nie czuła pod stopami zimnej podłogi. Przetarła zaspane oczy, podniosła szkicownik i odłożyła go na szafkę nocną. Wsunęła stopy w ciepłe trepki i poszła do łazienki. Pociągnęła za klamkę. Jak zwykle.

– Evan, długo jeszcze?

– Dopiero wszedłem!

Sophie wywróciła oczami.

– No okej, ale pospiesz się, bo ja też muszę!

– Mogłaś wstać wcześniej!

Sophie miała ochotę kopnąć w drzwi. Zamiast tego wróciła do swojego pokoju i trzasnęła drzwiami.

– Zawsze wstaję wcześniej od ciebie. Cholera, chociaż raz mógłbyś mi ustąpić.

Bycie starszą siostrą dla Sophie było naprawdę uciążliwe. Codziennie musiała ustępować Evanowi, nawet jeśli chodziło o głupoty. Należało zauważyć, że Evan miał dwanaście lat, nie był więc już dzieckiem, a jednak tak się zachowywał. Sophie winiła za to rodziców i miała im to okropnie za złe. Nigdy nie wstawiali się po jej stronie. Zawsze był tylko Evan i Evan. Miała tego dość.

Nie chcąc jednak tracić czasu, Sophie postanowiła spakować torbę i się ubrać. Wybrała dziś jasne dżinsy z wysokim stanem i krótką bluzę w kolorze pudrowego różu, tak więc kawałek jej skóry był odsłonięty. Rozczesała długie blond włosy i pozwoliła im opaść falą na plecy. Swój wygląd postanowiła nadrobić makijażem. Tak więc zrobiła wszystko, by zakryć jakiekolwiek oznaki niewyspania, podkreślić duże brązowe oczy i rozświetlić cerę. Wyglądała naprawdę ładnie.

Jak zwykle jej się udało.

– Wolne! – Usłyszała głos Evana i pobiegła do łazienki, póki miała okazję. Załatwiła swoje potrzeby, umyła zęby i poprawiła pomadkę na ustach. Wróciła do pokoju, żeby spryskać się swoimi ulubionymi perfumami. Narzuciła na siebie dżinsową kurteczkę i białe trampki. Wzięła torbę i poszła do kuchni.

– Och, jesteś, Sophie. Dobrze, bo właśnie wychodzimy – powiedziała pani King, ubierając płaszcz.

Sophie zmarszczyła brwi.

– Jeszcze nie jadłam śniadania.

– No to należało wstać wcześniej, moja droga. Weź sobie jakieś owoce, zjesz w aucie.

– A czy Evan nie może czasem wcześniej wstać?

– Evan dopiero dorasta i potrzebuje odpowiedniej ilości snu.

– A ja nie?

– Gdybyś nie siedziała do późna, to byś wstała bez problemu.

Sophie nie mogła tego słuchać.

– Wcale nie...

– Sophie, nie mamy czasu, Evan zaraz się spóźni – powiedział tata, już stojąc przy drzwiach. – Jedziesz z nami czy idziesz na autobus?

Sophie zacisnęła usta. Ścisnęła telefon w dłoni i bez słowa wyszła z domu. Wsiadła do auta i nie odzywała się przez całą drogę. Zresztą, nie miała z kim rozmawiać; rodzice byli zajęci dyskusją o pracy, a Evan grał na telefonie. Sophie było duszno.

Kiedy tylko wysiadła z samochodu, wzięła głęboki oddech. Przybrała na twarz uśmiech (wcale nieszczery) i weszła do szkoły. Głowa wysoko uniesiona, pewność siebie bijąca z daleka.

just like youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz