15

16 1 1
                                    

Kiedyś Amelie Moore zajrzała do słownika symboli. Pamiętała, że dokładnie na stronie ósmej widniała symbolika aloesu. Jeśli chodzi o starożytność, aloes miał odzwierciedlać stan upojenia, zachwyt, euforię, przyjemność, a nawet miłość.

Teraz stojąc na szkolnym boisku z gorącą i trochę spoconą dłonią Ash Newmana na jej nadgarstku i miękkimi ustami przyciśniętymi do policzka, czuła się, jakby wokół niej zakwitł aloes. Całe masy aloesu, aż poczuła jego zapach.

– Masz ładne oczy – powiedziała Amelie, a Ash zaśmiał się.

– Dzięki.

Można by pomyśleć, że w euforii związanej ze zwycięstwem Ash nawet nie zwrócił uwagi na te słowa. Prawdą było jednak, że dzięki Amelie czuł aloes.

***

Maia Bishop ceniła tradycję urządzania imprez po każdym meczu – wygranym czy przegranym. Szczególnie w momencie życia, w jakim była teraz, kiedy jedyne, czego była pewna, to tego, że jej włosy znów nie będą się chciały ułożyć kolejnego ranka.

A teraz nie zamierzała przejmować się niczym. Nawet tym, że jej ulubiona czerwona pomadka nie miała prawa przetrwać tego wieczora. Pewnie zostawi ślady na jednym lub kilku kubkach.

Odgarnęła długie włosy na plecy i ostatni raz przejrzała się w lusterku. Uśmiechnęła się do swojego odbicia; ostatnio czuła się ze sobą trochę ponuro, dlatego obiecała sobie pracować nad swoim wyrazem twarzy.

– Jesteś gotowa, Amelie? Właśnie wyszłam z domu.

– Tak, ja też. – Maia usłyszała w tle panią Moore. – Um, Ash pójdzie z nami, okej?

– Okej. Widzimy się za chwilę.

Maia uwielbiała Amelie, ale czuła, że mogła mieć jej dość tego wieczora, dlatego obecność Asha była dla niej pewnego rodzaju wybawieniem.

A Ash właśnie wyszedł zza zakrętu. Wyglądał dobrze i niewinnie. Czasem przypominał Mai szczeniaczka, ale nie dzisiaj.

– Cześć, Ash.

Ash oderwał wzrok od telefonu. Mai zdawało się, że wyglądał na trochę speszonego. Mogła się mylić.

– Och, hej, Maia. W drodze na imprezę?

– Tak. I po Amelie. Idziemy?

Ash wykonał teatralny gest, jakby przepuszczał Maię przodem, choć ostatecznie szli obok siebie. Uśmiechnęła się do niego.

– Gratuluję wygranej. Byliście serio super.

– Dzięki. To dopiero początek, ale jestem super podekscytowany.

– Tylko nie strać tego zapału, bo słyszałam, że inne drużyny są bardzo dobre i nie będzie łatwo.

– Poważnie?

Maia pokręciła głową.

– Nie. Jestem ostatnią osobą, która może ci cokolwiek powiedzieć na ten temat.

– Przez chwilę się zestresowałem. A obiecałem sobie, że dziś koniec ze stresem.

Maia była wręcz pewna sobie, że Amelie musiała pomyśleć dokładnie to samo. Widziała to nawet na jej twarzy, gdy ta przyspieszyła kroku, by jak najszybciej do nich dołączyć.

– Hej – powiedziała Amelie i założyła nerwowo włosy za ucho. Trochę niezręczności. – Idziemy?

– Ja nawiguję. – Maia podniosła rękę i poszła przodem na tyle daleko, żeby zostawić tę dwójkę samą sobie, a jednak iść jedną grupą. Zawsze uważała się za bardzo wyrozumiałą osobę.

just like youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz