17

14 1 1
                                    

Tego dnia było zimno. Mróz szczypał policzki uczniów, wchodzących szybko do szkoły, by jak najszybciej się ogrzać. Anthony Clark podążał za Carterem Bakerem, chowając nos w szaliku.

– Myślałem, że już w tym roku nie będzie zimy. Czuję się mocno rozczarowany – powiedział Carter, upychając grubą kurtkę w szafce.

– Dlaczego? – zapytał Anthony. – Zima zawsze była. Czemu teraz miałoby jej nie być?

Carter wzruszył ramionami.

– Nie wiem. Po prostu nie lubię zimna. A ty... Co z tobą?

– Zima jest mi obojętna. Może być i nie.

– Nie o to pytam. – Carter oparł się o szafki. – Gryzie cię coś? Od meczu jesteś jakiś inny. Albo od imprezy. Chyba szybko wróciłeś.

Anthony nie wiedział, dlaczego miałby być inny, ale był wdzięczny, że Carter o tym wspomniał. Pierwszy raz od dawna pragnął podzielić się z kimś swoimi niepokojami, myślami, których sam nie potrafił uporządkować. Chciał, błagał w myślach, by Carter zrobił to za niego.

Anthony zamknął szafkę i spojrzał na Cartera.

– Napisała do mnie Lily Foster.

Carter uniósł brwi.

– Okej? To chyba nie pierwszy raz. Chyba jakoś się umawialiście na naukę, nie?

– Ale już się nie uczymy razem.

– A co napisała?

– "Hej".

– A ty co jej odpisałeś?

– Nic.

Carter zmarszczył brwi, ale uśmiechnął się lekko.

– Dlaczego?

– Bo nie wiem, po co do mnie pisze.

– Myślę, że dowiedziałbyś się, jakbyś jej odpisał.

Anthony pokręcił głową.

– Nie rozumiesz, Carter.

– Nie. I myślę, że ty też. Spójrz, stoi tam. Możesz z nią pogadać.

Anthony spojrzał w kierunku, o którym mówił Carter. W istocie stała tam Lily Foster, znana w całej szkole jako Gruba Lily, nieprzeciętny umysł matematyczny. Lily patrzyła na Anthony'ego, nie sposób było tego ukryć. Ale tak szybko, jak jego wzrok na nią padł, ta spuściła głowę, pozwalając swoim włosom zakryć zarumienione policzki i odeszła, najpewniej w stronę klasy.

– Chyba ją speszyłeś.

– Albo wystraszyłem.

Carter nie mógł powtrzymać uśmiechu. Dawno nie widział swojego przyjaciela w takiej odsłonie. Miał pewne podejrzenia, ale na razie wolał je zachować dla siebie.

– Myślę, że po prostu podobasz się Lily. Może chciała zapytać czy nie potrzebujesz jeszcze pomocy.

– Nie musisz się ze mnie nabijać.

Anthony narzucił plecak na ramię i odszedł. Carter go dogonił i zarzucił ramię na jego barki. (W końcu mieli razem lekcję).

– Z nikim nie jestem tak szczery, jak z tobą, Thony. Nie każdy jest twoim wrogiem, naprawdę.

Anthony nigdy by tego nie przyznał, nawet przed samym sobą, ale cholernie chciał słyszeć te słowa. Potrzebował zapewnień, że nie był czarnym charakterem, że nie należał do ludzi, a do siebie.

just like youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz