Do Thetford przyszła zima.
Pewnego ranka śnieg niespodziewanie zasypał ulice, szybko odganiając jesienny krajobraz. Drzewa straszyły nagimi gałęziami bujanymi przez wiatr, a lód na chodnikach był niebezpieczną pułapką. Główne wyposażenie garderoby też się zmieniło – nikt nie wychodził z domu bez czapki i szalika, który miał chronić czerwone nosy.
Grudzień przyniósł nie tylko zimę, ale i kolejny mecz, na który zawodnicy mieli jechać do sąsiedniego miasta.
– Muszę wam powiedzieć, że nigdy nie miałem pod swoją opieką lepszego składu. Albo nie, zapomnijcie o tym – powiedział trener, rozbawiając tym chłopaków. – Jeśli wszystko dobrze pójdzie, przyjdzie nam zagrać jeszcze dwa mecze, dlatego wiecie, co macie robić, prawda? No, zmykać do szatni i wyspać się, bo jutro ważny dzień. I nie trenować już dzisiaj. Czy Anthony Clark słyszał?
Anthony Clark słyszał bardzo dobrze, jednak bez słowa poszedł z wszystkimi do szatni. Może trener Burton byłby zaskoczony, ale Anthony nie miał w planie biegania. W zasadzie od jakiegoś czasu nie miał żadnego planu.
Całkiem możliwym było, że wraz ze zmianą pory roku, coś zmieniło się w Anthonym Clarku.
***
Nathan Graham tej nocy długo nie mógł zasnąć. Na myśl o meczu czuł dziwne ukłucie w środku. Choć tak właściwie doskonale wiedział, co było tego powodem. A raczej kto.
Nathan jak każdy nastolatek miał wiele marzeń. Jedno z nich było dla niego praktycznie niemożliwe do spełnienia. Chciał w końcu usłyszeć od rodziców: "Jesteśmy z ciebie dumni", "Dobra robota", "Jesteś świetny". Nie chciał nigdy więcej słuchać, że nie był jak jego siostry. Nie rozumiał też ich zdziwienia. Przecież oczywistym było, że będzie inny, tak jak Jane różniła się od Margaret. Czasem zastanawiał się, jakim cudem były spokrewnione. Nie były podobne ani z wyglądu ani z charakteru. Jedynym, co ich łączyło, były dobrze płatne, przyszłościowe (słowo klucz) zawody. W końcu lekarz i prawnik stoją o wiele wyżej niż piłkarz. Przynajmniej w ocenie państwa Graham.
Nathan nie rozumiał, dlaczego dorośli byli tak zafiksowani na punkcie pracy. Oczywiście, pieniądze były ważne, ale gdyby miał wybierać czy dostać od rodziców nowe buty, czy trochę uwagi, bez wahania wybrałby to drugie. Wiedział jednak, że oni za to woleli spędzać wolny czas na pracy niż na rozmowie z nim.
Nathan pomyślał jeszcze, że chciałby, by ktoś taki jak Luke Newman był jego ojcem, nim usnął, znużony własnymi myślami.
***
– Myślisz, że szkoła załatwi dojazd? – spytała Amelie.
– Nie ma opcji. W dodatku na pewno wszyscy, którzy nie pójdą na lekcje, będą mieli nieusprawiedliwione nieobecności.
– To nie fair. Przecież ktoś musi iść dopingować naszej drużynie.
Maia uśmiechnęła się pod nosem, czego Amelie nie mogła zobaczyć, gdy rozmawiały przez telefon.
– Jesteś gotowa? Za jakieś dziesięć minut będzie u mnie autobus. Kierowca nie będzie na ciebie czekał.
– Rany, mówisz jak moja mama. Jestem gotowa. Ale chyba niepotrzebnie malowałam usta, bo wszystko mi się zetrze przez ten szalik.
– Dobra, wychodzę już. Napiszę ci, jak wsiądę. Pa.
Maia już nie usłyszała pożegnania przyjaciółki, bo wrzuciła telefon do torebki i poszła ubrać ocieplane buty za kostkę, długą kurtkę, gruby szalik i czapkę, przez którą jej grzywka będzie zrujnowana, ale przynajmniej nie zmarznie.

CZYTASZ
just like you
Teen Fiction- O czym myślisz? Ash Newman spojrzał na Amelie Moore. Wzruszył ramionami i uśmiechnął się do niej lekko. - O niczym. Amelie Moore nie uwierzyła. - A o czym myślisz, kiedy patrzysz na nich? - spytała, wskazując ruchem głowy na uczniów biegających po...