S. TRUCIZNA

424 31 12
                                    

pov severus

- Severusie, nieładnie brać czyjeś rzeczy bez pytania...- zasyczał Czarny Pan.- Musi cię za to spotkać kara...

ŁUP!- w sąsiednim pokoju coś spadło.

A nie, chwila. To u mnie coś spadło.

Gwałtownie otworzyłem oczy i spojrzałem przed siebie. Ciemno, ciemno, ciemno, a na fotelu coś leży. Smród niewyobrażalny. Schodząc z łóżka mruknąłem: fuj, chyba coś mi na fotelu zdechło... Podszedłem bliżej i prawie zawału dostałem. Astoria leżała bez życia, na podłodze leżała książka która najwyraźniej spadła, a na komodzie stał kubek. Szybko skojarzyłem fakty. Nie miała pulsu.

- Ferdek! Ferdek! CHOLERA JASNA FERDEK!!!- zawołałem skrzata.

- Pan mnie wołał?- zapytał aportując się.

- Tak, sprowadź pomoc, Astoria umiera!

Skrzat deportował się z trzaskiem, a ja zacząłem przeszukiwać szafki w poszukiwaniu bezoaru. Niewiele pomoże, ale chociaż coś. Zniecierpliwiony wyciągnąłem różdżkę.

- Accio bezoar!

Chwilę później kamień znajdował się w mojej dłoni. Pokruszyłem go i włożyłem jej do ust.

- Połknij! 

Zdając sobie sprawę jak to idiotycznie brzmi, po prostu zaklęciem przeniosłem go do układu pokarmowego.  Cały roztrzęsiony zacząłem uleczać jej rany wewnętrzne.

A co się właściwie stało? Postanowiłem wyprodukować ,,przenośne drinki". Sęk w tym, że do pustej saszetki herbaty dodałem sproszkowany alkohol własnej roboty, który jednak musi dojrzeć. Niedojrzały jest śmiertelną trucizną. Takie właśnie cacko sprzed pięciu dni zostawiłem w moim pokoju. Nawet kartkę z ostrzeżeniem zostawiłem, ale gapa pewnie  nie zauważyła. Kilka minut później do pokoju wpadł Ferdek z Lucjuszem. Pobieżnie przedstawiłem mu sytuację, a on powiedział:

- Zabieramy ją do Munga! Sev, jesteś w stanie się teleportować?

Pokręciłem głową. Nie jestem w pełni trzeźwy, a nie chcę ryzykować rozszczepieniem się. Aportowaliśmy się do Szpitala w magicznej części Londynu. Malfoy przedstawił pielęgniarce sytuację, a ja usiadłem gdzieś w kącie sali. Blondyn uspokajał mnie, że dobrze się nią zajmą. Ja sam nie znałem wszystkich skutków zażycia, a co dopiero oni?

Wieczorem jeden z lekarzy wyszedł cały rozpromieniony z sali Astorii.

- Coś ty jej tam robił, że się tak szczerzysz, gnojku?

- Uratowałem, panie Snape. Uratowałem.

Nie dowierzając mu wlazłem do pokoju. Moja córka leżała w łóżku. 

- Jak się czujesz?- zapytałem

- Żyję, jak widać.

Żmijka.

- Po kiego grzyba pan trzyma truciznę w saszetkach po herbacie?- wybuchła.

- Już ci dawno mówiłem, że w każdym działaniu mam jakiś cel. Trzeba było nie pić.

- A skąd niby mogłam wiedzieć?

- Kartka była. Wyraźnie napisałem ostrzeżenie. PO CO TY W OGÓLE WŁAZIŁAŚ DO MOJEGO POKOJU?

- Ciemno było. Jak się żyje w takiej ciemnicy, to trzeba się liczyć z tym, że kilku rzeczy nie widać.

- To nadal nie tłumaczy, czego szukałaś w moim pokoju. 

Astoria westchnęła głośno i odwróciła się do mnie plecami. 

- 1:0 dla mnie.- zaśmiałem się.

W odpowiedzi dostałem kopa spod kołdry w kolano. Pielęgniarka dyżurująca zapytała, jak się czuje pacjentka. 

- O wiele lepiej, może się już kłócić więc powiedziałbym, że wręcz dobrze.- odpowiedziałem.

Mów mi tato✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz