pov astoria
Merlinie, ależ ten Snape zrobił się denerwujący. Podstawił mnie pod dom Marty i bez słowa się deportował.
Wzięłam głęboki wdech i zapukałam do drzwi. Kilka sekund później otworzył mi szarooki mężczyzna, około wieku Snape'a. Miał wiele blizn na twarzy, ale te oczy... Nie mogłam oderwać od nich wzroku.
- Oo, widzę że już się poznaliście!- tą chwilę przerwała Marta, stając obok niego. - Astoria, to jest mój wujek Luniek, znaczy Remus. Wujku, to właśnie jest Astoria.
Nie miałam pojęcia co to było, ale pamiętam że poczułam to samo podczas pierwszej rozmowy ze Snape'em. Remus podał mi dłoń, a ja ją uścisnęłam. Przyjaciółka zaprosiła mnie do środka.
Dominowały tam ciemne kolory, z resztą tak jak u nas. W przedpokoju przemówił do mnie jakiś obraz:
- Kogo to moja wnusia przyprowadziła? Czy to jakaś szlama?- usłyszałam skrzekliwy głos.
- Zamknij się mamo.- dobiegło gdzieś z kuchni.
Spojrzałam z uniesionymi brwiami na Martę i Remusa, a oni pospieszyli z wyjaśnieniami, że portret przedstawia matkę Syriusza, babcię Marty. Nie wiedziałam, że w czarodziejskim świecie portrety gadają.
Dalej zostałam poprowadzona do kuchni. Przy stole siedział mężczyzna z włosami do ramion i krótką brodą, a obok niego kobieta z dość sporym brzuszkiem ciążowym.- To są moi rodzice. Mamo, tato, to jest Astoria.- powiedziała.
Jej mama mnie uścisnęła, a tata tylko skinął głową. Czasami brakowało mi takiego kobiecego uścisku. Moja mugolska mama rzadko okazywała mi czułość, a Snape to Snape.
Poszłyśmy na górę, do pokoju Marty. W środku czekały już Susan i Dixie. Przywitałyśmy się, i Dix spytała:- Czekamy jeszcze na kogoś?
- Nie, możemy już lecieć.- odpowiedziała właścicielka pokoju.
Nie wiedziałam zbytnio na czym to ma polegać, więc bez słowa ruszyłam za nimi na dół. Syriusz podał nam pudełko z jakimś zielonym proszkiem, a Marta wskazała kominek. Zażenowana weszłam razem z pozostałą trójką do kominka, a Susan nabrała garść proszku, rzuciła go w płomienie i krzyknęła:
- Na Pokątną!
Poczułam, jakby mnie przeciskano przez sokowirówkę. Jeszcze gorzej niż podczas teleportacji. Zakręciło mi się w głowie, a w następnej chwili uderzyłam kolanami o twardą posadzkę.
- Co jest?- zapytałam nie do końca trzeźwo.
- Sieć Fiuu. Przeniosłyśmy się kominkiem na Pokątną.
Rozciągnęłam się i rozejrzałam po ulicy. Na lewo było pełno witryn sklepowych, tak samo jak po prawej. Czarodzieje w różnym wieku kłaniali się sobie. Podobało mi się tu.
Zobaczyłam dwie rude czupryny najwyraźniej zmierzające w naszą stronę.
CZYTASZ
Mów mi tato✓
Fanfictionhej, mam na imię Astoria. Mieszkałam z rodzicami w małym miasteczku, dopóki nie zostałam porwana przez przypominającego księdza człowieka. Zapisał mnie on do szkoły dla czarodziejów, w której to dowiedziałam się, że jest moim ojcem. Popularność w no...