Rozdział 31 [24-25 lipca].

14 1 0
                                    

Nie mogłam uwierzyć, że to dopiero dziewiąty dzień odtruwania. Chłopak wydawał się już całkiem zdrowy. Przynajmniej nie licząc podkrążonych oczu. Obudził się w południe i spojrzał na mnie zdezorientowany. Podrapał się po głowie.

- Przeszły mnie ciarki po plecach. - powiedział. - Ale nie zgrzałem się i nie mam ochoty wymiotować. To chyba dobrze.

- Jestem dumna. - uśmiechnęłam się szeroko.

- Przyznam Ci się do jednej rzeczy.

- Hmm?

- Sprawdź boczną kieszonkę w moim plecaku. - powiedział cicho, jakby z wyrzutami sumienia. Szybko wstałam i podeszłam do leżącego na podłodze plecaka. Sięgnęłam do wskazanej przez niego kieszonki i wyciągnęłam zmiętą chusteczkę higieniczną. Jego mina sugerowała, że mam to rozwinąć. W środku były dwie tabletki. Nie miałam pojęcia co ma mi zamiar tym powiedzieć.

- To to co myślę? - spytałam.

- Były tam od początku.

- Wziąłeś coś w ciągu odtruwania? - spytałam i dosłownie gula ugrzęzła mi w gardle, bo nie miałam pojęcia czego mam się spodziewać.

- Ten jeden raz o którym wiesz.

- A to? Czemu o tym nie powiedziałeś?

- Bałem się zostać bez niczego. - powiedział cicho. - Wiem, wiem... jesteś zła, ale...

- Nie jestem. - zaprzeczyłam. - Wręcz przeciwnie.

- Przeciwnie?

- Jestem szczęśliwa, że wiedziałeś, że masz zapas i jesteś w stanie mnie oszukać, a dałeś radę, wiesz? O to przecież chodzi.

- Wstyd mi za wczoraj, mimo, że byłem zupełnie trzeźwy. - powiedział nagle zmieniając temat. Byłam tym zdziwiona, bo myślałam, że wszystko wyjaśniliśmy sobie wczoraj zbyt dokładnie. Może to nie chodziło o sam fakt wypitego piwa, ale po prostu o klimat nocnego spaceru nad morzem. Było parę momentów, gdy myślałam, że spróbuje mnie pocałować i byłam cały wieczór spięta, bo nie miałam pojęcia jak powinnam na to zareagować. Nie wiem, czy powinnam udawać, że wszystko jest okay i że od teraz będzie dobrze, czy potraktować go jak słabego i uzależnionego i wysłać do psychologa, by najpierw zaczął sie leczyć, a dopiero potem układał sobie życie. Nie miałam pojęcia co powinno być dla niego właśniwe. Z narkotykami nigdy nie było żartów.

...

Nie ustawiałam budzika na północ, a mimo to obudził mnie jakiś dźwięk z mojego telefonu. Połączenie od Shane'a. Odebrałam.

- Co jest? - spytałam.

- Tak tylko chciałem Cię usłyszeć.

- Piłeś?

- Nie.

- Okay... - bąknęłam, a potem przekręciłam się na bok i zobaczyłam, że na materacu nie ma Łukasza, a zdecydowanie tam powinien być. - Czekaj, bo mam problem. - powiedziałam do psychologa. - Oddzwonię później, okay?

- W porządku.

Rozłączyłam się, a potem rozejrzałam po pokoju, skierowałam się do łazienki. Była pusta. Łukasz zniknął. Nie miałam pojęcia czy mam ochotę teraz wrzeszczeć czy płakać. Nie chciałam, by wrócił do starych przyzwyczajeń. Nie chciałam, by cokolwiek odwalił. Przecież minęło dziewięć dni detoksu, to niby nic, ale nie chciałam by zaprzepaścił wszystko to co przeszedł. Przeszukałam salon, łazienki, basen, podwórko, a potem wyszłam na plażę. Próbowałam się do niego dodzwonić, ale nic nie odpowiadał. Usiadłam na tarasie i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Ufałam mu, chyba tylko dlatego nie zamknęłam na noc drzwi. W pewnym momencie zobaczyłam diodę w moim telefonie i szybko go odblokowałam. Widniał tam sms od Łukasza: "przepraszam". I tylko tyle. Próbowałam się do niego dodzwonić drugi raz, ale zupełnie nie odbierał. Zachciało mi się płakać. Ale zanim zupełnie się załamałam to oddzwoniłam do Shane'a, bo przecież mu to obiecałam.

- Myślałem, że to przenośnia z oddzwonieniem później. Ale miło, że o mnie pamiętałaś.

- Mam problem z Łukaszem. Zniknął.

- Jak to zniknął? Jak poprzednio?

- Nie wiem, ale teraz boję się bardziej. To dziewiąty dzień odwyku. On nie może sobie tak po prostu znikać, bo przecież pewne jest, że coś weźmie.

- Dziewiąty dzień. Myślę, że podczas zeszłego tygodnia przeszedł tyle bólu, że niechciałby tego powtarzać. - usłyszałam.

- Jesteś psychologiem, Shane, pomóż... gdzie on może być?

- Psychologiem, nie jasnowidzem. - westchnął. - Ale okay, co się wydarzyło podczas ostatniego czasu?

- Dzisiejszy dzień był raczej normalny... Wczoraj byłam z nim na jednym piwie na mieście. Dał radę i dużo rozmawialiśmy. Dziś obudził się i przyznał do tego, że cały czas miał w plecaku dwie tabletki, ale ich nie wziął. Powiedziałam, że mi zaimponował. Potem obiad, parę odcinków serialu i poszliśmy spać. Gdy mnie obudziłeś telefonem to zorientowałam się, że go nie ma. - gdy to mówiłam szłam tarasem po przeszukaniu wszystkich pomieszczeń w domu. Chciałam zaangażować Piotrka do poszukiwań, ale to chyba nie miało sensu. Gdyby Łukasz dał się znaleźć to bym z pewnością poradziła sobie i sama.

- Pytanie pierwsze, czy jego plecak jest w pokoju, czy zniknął? I czy są te tabletki?

- Plecak jest, tabletki zabrałam w południe.

- Portfel?

- Chyba nie ma, nie rzucił mi się w oczy.

- Miał jakieś załamanie ostatnio?

- Wczoraj dłuższy czas rozmawialiśmy i chyba było słabo. Mocno to wszystko przeżywa, jest strasznie rozdarty i przewrażliwiony.

- To normalne po narkotykach. Nawet nie chcielibyśmy sobie wyobrażać tego co się dzieje na odwyku. Najpierw próbujesz jakieś złe emocje zakryć ćpaniem, a potem wraca to do Ciebie ze zdwojoną siłą i nie możesz zrobić już nic. Musi to przeczekać. Być silny i przeczekać. Wychodzenie z nałogu jest naprawdę bardzo trudne i często toczy się całe życie. Ale on jest silny. Sama widziałaś, że dawał radę funkcjonować normalnie. Nawet sobie nie wyobrażam ile trzeba własnej woli, by tego dokonać. Dlatego ufam, że wszystko będzie dobrze, wiesz Ellie? - mówił, a ja miałam przeszklone oczy.

- Boję się o niego, Shane. Mógł iść ćpać. Nie mogę mu na to pozwolić, muszę go z tego wyciągnąć, muszę...

- Załatwić Wam tam kogoś po fachu? Można go wysłać na odwyk. Znam kogoś kto ma znajomego w Monarze, może dalibyśmy radę go tam wysłać, tylko...

- Shane, Monar to będzie koniec, czaisz? - rozpłakałam się siadając na piasku na plaży.

- Ludzie z tamtąd wychodzą niemal zdrowi, to jest szansa.

- Jeśli pójdzie się tam leczyć to będzie oficjalnie postrzegany za narkomana. Dopóki sam nie myśli, że nim jest to jest lepiej. Gdy wmawiamy sobie, że to tylko nic nie znaczący incydent, który się raz czy dwa zdarzył. Jeśli pójdzie do Monaru to wróci jako były narkoman. I już zawsze nim pozostanie, nie chcę by tak było, nie miałam pojęcia, że...

- Ciii, Ellie, spokojnie. Patrzmy realnie. Nic złego się jeszcze nie stało. Łukasz ma ogromne szanse. Jest zdrowym, silnym facetem. Ma pracę, ludzi którzy go kochają, mieszkanie i godność. Nie leży nagi i zarzygany w rowie, tak? Kocha Cię bardziej niż siebie. Wykorzystaj to. Nie wierzę, że to mówię ale wykorzystaj to. Daj mu powód do normalnego życia. Nikt bardziej mu nie może pomóc niż Ty. Gdybym Ci tego nie powiedział na głos to byłbym okropnym egoistą i krzywię się jak to mówię, ale Ty jesteś kluczem. Prędzej się wyleczy dla Ciebie niż dla siebie, serio, tak uważam.

Bardzo płakałam. Nie wiedziałam gdzie iść. Wszystkie drogi wokół wydawały mi się równie prawdopodobne. Wróciłam do domu znów przeszukać wszystkie pomieszczenia. Shane w tym czasie dawał więcej motywujących tekstów. Starałam się nie hałasować, by nikogo nie pobudzić. Tego tylko mi brakowało, żeby ktoś zobaczył jak latam w szortach zaryczana w środku nocy po mieszkaniu i gadam z kimś przez telefon. Nie mogłam im powiedzieć, że zgubiłam Łukasza, nie chciałam, by ktokolwiek to wiedział, by ktokolwiek mu współczuł. Trzeba było zrobić mu łatwiejszą drogę do normalności. Wiedziałam jak bardzo nienawidzi współczujących spojrzeń i jak bardzo nie chce by to się wydało. Musiałam zrobić wszystko, by mu pomóc.

Sama w tłumie 3.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz