Rozdział 33 [26 lipca].

10 1 0
                                    

Shane. 

Pewnie obudziłbym się o ósmej, gdybym w ogóle spał. To przynajmniej sugerował mój budzik. Sięgnąłem po notes, który leżał na nocnym stoliku. Miałem tam zapisane wszystkie wizyty na dziś i pierwsza była dopiero o trzynastej, więc do tej godziny mogłem pastwić się nad własnym losem. Zastanawiałem się, czy próbować spać dalej, ale się poddałem. Sięgnąłem po telefon i jeszcze raz wpatrywałem się w sms'a od Ellie, że znalazła Łukasza i że wszystko jest w porządku. Nie wiedziałem, czy powinienem wnikać.To były teraz ich sprawy. Powinienem się chyba nie mieszać. Wstałem. Poprawiłem nogawki dresowych spodni, bo podjechały mi prawie do kolan przez co było mi niewygodnie, a potem poszedłem do kuchni wstawić wodę na kawę. Byłem okropnie zmęczony, ale nie miałem wyjścia. Ten dzień zapowiadał się być koszmarem już od samego początku.

Spojrzałem na stół pod ścianą. Był na nich stos kartek, a na górze list. List, który pisałem od dwóch wieczorów do Ellie, ale bałem się go wysłać. Taki z prawdziwymi przeproszeniami za to co powiedziałem i zrobiłem. Może nie do końca czułem się winny czynów, ale słów z pewnością. Zwłaszcza, gdy przypomniałem sobie naszą wymianę zdań w salonie nad morzem. Byłem okropny. Przemawiała przeze mnie jakaś chora zazdrość, ale ona miała rację, nie było możliwości by wyczytała mi z głowy tego czego chciałem. Nie powiedziałem nigdy prosto z mostu, bo to nie miało sensu. Wszyscy wiedzieliśmy, że do siebie wrócą, każdy z nas podświadomie miał to z tyłu głowy, bo rozmawiałem z domownikami. Każdy bez wątpienia stwierdził, że są idealni dla siebie i jeszcze będzie czas, gdy się zejdą. A ja postąpiłem źle mimo to.

Zalałem sobie kawę. Przejrzałem wiadomości w telefonie, a potem wpatrywałem się w list czytając go milionowy raz. Zastanawiałem się, czy go wysłać. Mógłbym zrobić to w cztery oczy, ale wtedy nie ubiorę tak dobrze w słowa tego co czuję. A wiadomością w telefonie to nie będzie to samo.

Poparzyłem się kawą, zupełnie zapomniałem, że przecież nie miała prawa wystygnąć. Strasznie się stresowałem. Wszystkie sprawy sercowe znałem doskonale w teorii, ale praktyka nie była chyba moją mocną stroną. Nie potrafiłem wyobrazić sobie sytuacji, gdy zupełnie zabraknie mi jej w życiu.

...

Wojtek krążył po gabinecie mieszając łyżeczką w herbacie. Wiem, że był psychologiem Łukasza, ale także moim przyjacielem, więc stwierdziłem, że mogę z nim porozmawiać. Gdy się jednak spotkaliśmy to opadły ze mnie wszystkie chęci. Stchórzyłem zupełnie i on teraz krążył po gabinecie w milczeniu, a ja nie wiedziałem jak zacząć temat.

- O której masz pacjenta? - spytał mnie.

- Za godzinę. Spokojnie się wyrobię, a Ty?

- Dwie. Jeszcze zdążę papiery uzupełnić. Kawy, herbaty?

- Kawy z chęcią. Muszę dziś wypić dwie, bo nie spałem.

- Czemu to? Znów sąsiad z wiertarką?

- Gorzej, serce nie pozwala.

- No to chyba nieźle, co? Wreszcie się ktoś pojawił na horyzoncie?

- Widnieje tam od jakiegoś czasu. Ale to wcale nie jest dobra wiadomość.

- Oho, słucham. - odparł opierając się o biurko, a ja wgniotłem się mocniej w fotel biorąc głęboki oddech.

- Kojarzysz Łukasza <Dobieckiego>?

- Owszem. Mój pacjent. Z resztą chyba chłopak Twojej byłej pacjentki, prawda?

Raz w tygodniu mieliśmy wspólne spotkania wszystkich psychologów z przychodni i omawialiśmy ewentualne problemy i wątpliwości. Stąd właściwie znaliśmy poniekąd wszystkich pacjentów, a te konsultacje dużo nam dawały, bo pomagały spojrzeć na coś z innej perspektywy. W przypadku Ellie nigdy nie musiałem się konsultować, bo jej stan poprawiał się przez samo rozmawianie. Nie musiałem używać skomplikowanych sztuczek, bo wystarczyła rozmowa. Dlatego też nie sądziłem, że Wojtek od razu skojarzy o kim mówię.

Sama w tłumie 3.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz