Rozdział 10 [12 lipca]

14 1 0
                                    

Shane powiedział mi wczoraj wieczorem, że minął się z Łukaszem na korytarzu i tamten wyglądał jakby znów się naćpał. Nawet nie chciałam o tym gadać, więc tylko wzięłam od doktorka książkę, którą mi przyniósł i poprosiłam, by wyszedł, bo byłam zmęczona. Na szczęście nie protestował, uśmiechnął się i wyszedł. Tak naprawdę nie chciałam, by zostawał, bo czułam się niezręcznie sam na sam w jego obecności. Nie chciałam przypominać sobie tego jedynego razu, gdy pod wpływem stałam się odważniejsza. Książka leżała teraz u mnie na stoliku nocnym i była poradnikiem psychologicznym. Shane powiedział, że może być dla mnie ciekawa, chyba przez wgląd na to, że mówiła o wielu uzależnieniach. Naprawdę chciałabym pomóc Łukaszowi w jakiś sposób. Był jednak ten jeden problem, że cholernie bałam się z nim rozmawiać, bo wyrzuty sumienia nie dadzą mi żyć. Poszłam zrobić kakao i wziąć słodką bułkę z kuchni. Chciałam zanieść to Łukaszowi. Nadal nie wychodził z pokoju, jedynie do łazienki, a jeśli już wyszedł to siedział tam tak długo, że zaczynałam się za każdym razem niepokoić. Usłyszałam wczoraj jak wymiotuje. Powinnam do niego iść i jakoś zareagować, ale miałam kompletną świadomość, że w żaden sposób mu tym nie pomogę. Zostawało mi jedynie dokarmianie go i odbieranie mu dragów. Właśnie na tym mi teraz tak bardzo zależało.

Zapukałam do drzwi i tylko coś mruknął. Gdy weszłam to siedział na łóżku i patrzył się w ścianę. Zamarł dosłownie jak mnie zobaczył i przez chwilę naprawdę nie wiedziałam co mu powiedzieć. Okrążyłam łóżko i postawiłam kubek i talerz na stoliku nocnym. Zdawał sie tego nawet nie zauważyć.

- Powiedz mi po prostu, że Ci na nim zależy... - usłyszałam słaby, zachrypnięty głos i aż mnie ciarki przeszły po plecach, bo naprawdę rzadko kiedy zdarzyło mi się go takiego słyszeć.

- Co?

- Jesteście razem?

- Że niby kto? - spytałam i poczułam, że naprawdę zaraz zrobi się strasznie. Wiedziałam o kogo mu chodzi, ale nie potrafiłam nie udawać.

- Ty i Russell.

- No coś Ty... - bąknęłam. - Nie jesteśmy razem i nigdy nie będziemy. Tego jestem pewna. - być może ton mojego głosu wcale nie wskazywał na pewność tego co mówię, ale naprawdę nie umiałam w tamtej chwili mówić tego wyraźniej, bo gula ugrzęzła mi w gardle i nagle bardzo chciałam skończyć tę rozmowę.

- Okłamujesz mnie. - bąknął.

- Nie. Przyrzekam. - powiedziałam chcąc być nieco pewniejsza. - Proszę, zjedz coś wreszcie.

- Nie mam ochoty.

- Zjedz. - poprosiłam znów siadając na krawędzi łóżka, ale się ode mnie odsunął. Patrzyliśmy się na siebie dłuższą chwilę w milczeniu i zastanawiałam się, czy mogę poruszyć temat wczorajszego wieczora, czy byłoby to zbyt nietaktowne i lepiej, by zostało tematem tabu. Westchnęłam jednak i zamknęłam oczy. - To przez narkotyki wymiotujesz? Nie uwierzę w zatrucie.

Wpatrywał się we mnie bez słowa, ale widziałam, że dotarły do niego te słowa i to dość mocno. Jakby zastanawiał się co mi powiedzieć, ale w końcu wzruszył ramionami.

- Raczej tak.

- Przestań to brać, proszę.

- Po co?

- Tak źle Ci się żyło, gdy byłeś zdrowy i wolny od tego? Nie mogę patrzeć na to jak sine masz oczy i podkrążone. I takie zapadnięte policzki. Ile już dni to trwa?

- Nie wiem, Ellie... to moja sprawa, więc proszę Cię, nie zawracaj sobie tym głowy.

- Martwię się.

- Czemu?

- Jesteś ważny. Cholera, Łukasz... nie baw się na naszych emocjach. Nie chcesz po dobroci to przynajmniej nie bądź egoistą i zrób to dla nas.

- Ta. Bo znów naślesz na mnie Piotrka?

- Chciałam, by z Tobą porozmawiał. Przyjaźnicie się. Po prostu... przepraszam, że mu to powiedziałam, ale nie żałuję. Miałabym ukrywać przed nim to co robisz? To Twój przyjaciel i to ważne, by jak najwięcej osób z nas chciało Ci pomóc i trzymało Cię z dala od tego gówna. Ale my niewiele możemy jeśli sam nie będziesz chciał przestać. Przecież doskonale widzisz, że Cię to niszczy...

- To nie dragi mnie niszczą. - bąknął.

- A więc co?

Prychnął i nie chciał mówić nic dalej. Nie miałam pojęcia jak do niego podejść i to przerażało mnie najbardziej.

- Zjedz. - powtórzyłam zdecydowanym głosem wskazując na talerzyk, więc chwycił bułkę i powoli podniósł ją do ust. Wziął gryza i bardzo wolno przeżuwał.

- Zadowolona? - bąknął, gdy już przełknął to co miał w buzi.

- Tak. Możesz kontynuować. - uśmiechnęłam się sztucznie, a potem przysunęłam się do niego, by nie zsuwać się z łóżka i wpatrywałam się jak z uwagą przygląda się bułce. Chyba chciał mi coś powiedzieć, ale nie wiedział jak. Wyglądał jakby sie wahał.

- Czasem chciałbym przestać, ale to nie takie proste. - powiedział nagle.

- Dlatego chcę Ci pomóc i być do Twojej dyspozycji. - ożywiłam się.

- To nie takie proste. - powtórzył.

- Wyjaśnij mi.

- Chyba nie umiem. To wszystko nic nie naprawi, bo na wszystko już za póżno.

- Podobno na nic nigdy nie jest za póżno, więc...

- Ellie, nie zrozumiesz, naprawdę. Z resztą... nie chcę o tym mówić. To wszystko ciągle boli, nie chce się odczepić, nie daje zapomnieć, ja po prostu... - odłożył pół bułki na stolik i przetarł oczy. Czekałam aż jeszcze coś powie, ale chyba nie miał takiego zamiaru.

- Przepraszam za wszystko. - bąknęłam.

- Ja też.

- Jesteśmy chociaż przyjaciółmi?

- Nie umiem się z Tobą ot tak przyjaźnić. Nie umiem się z nikim przyjaźnić. Powinienem być sam na tym walonym świecie. Powinienem nigdy nie ryzykować i nigdy do Ciebie nie zagadać tamtej nocy przy barze. Powinienem nie wiedzieć co znaczy kogoś kochać. Powinienem być sam, ale już na wszystko jest zbyt późno.

- Nie mów tak...

- Ale to prawda. - powiedział.

- Nie.

- Ells?

- Hmm?

- Przed chwilą wziąłem.

Przypatrywałam się jego oczom. Nie miałam pojęcia czego się spodziewać.

- Czujesz teraz coś?

- Mógłbym zostać sam?

- Nie.

- Chcę spać. Serio, chcę to przespać.

Sama w tłumie 3.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz