W nocy znów wymiotował. Potem płakał w poduszkę, ale udawałam, że tego nie zauważyłam. Gdy wreszcie zasnął podeszłam do niego i chciałam zdjąć z niego bluzę. Zaczynał się znów bardzo pocić. Niechcący go tym obudziłam, ale tylko coś mruknął i posłusznie podniósł ręce by mi pomóc w zdjęciu tego. Udało mi się znów podać mu szklankę wody i sama położyłam się spać.
...
Zeszłam na dół przygotować mu kleik ryżowy. Stałam nieporadnie w kuchni. Gotowałam wodę na herbatę, gdy wszedł Eryk z Maćkiem.
- Siemanko, siostro. - poklepał mnie Eryk po ramieniu. - Jak pacjent? Kupiliśmy mu sucharki. Ponoć są spoko, gdy ktoś wymiotuje i nie przyswaja pokarmu.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się biorąc je od niego.
- Może zejdziesz dziś wieczorem z nami oglądać filmy? Robimy maraton Harrego Pottera.
- Dzięki, ale... nie czuję się najlepiej. Nie wiem, czy się nie rozkładam. Lepiej też będę tam wegetować. - zaśmiałam się.
...
Gdy się obudziłam zobaczyłam go nad miską. Nie wymiotował, ale kurczowo się jej trzymał.
- Co jest? - spytałam zaspana.
- Niedobrze mi. Bolą mnie wnętrzności. - szepnął. Miał przeszklone nadal oczy i podkrążone. Krzywił się strasznie wpatrując w tą miskę jakby szukał w niej jakiejś odpowiedzi. - Chyba śmierdzę.
- Co? - zaśmiałam się, ale patrzył na mnie poważnie.
- Pocę się jak świnia już czwarty dzień. Nie mów, że nie śmierdzę. Mam całą mokrą koszulkę. - wskazał na część przy szyi, która była faktycznie mokra.
- Wychodzą z Ciebie same trujace substancje, to normalne w takim przypadku...
- A więc śmierdzę?
- Nie no... nie jest tak źle. - zaśmiałam się. - W sumie naprawdę nic nie czuję.
...
Czwarty dzień mijał najłagodniej ze wszystkich dotychczasowych. Obejrzeliśmy razem film, a potem oboje przespaliśmy porę obiadową. Zjadłam mleko z płatkami, a on porcję sucharków. Miałam wrażenie, że wyglądał coraz lepiej. Nadal miał podkrążone oczy i kości policzkowe miał zbyt wyraźne, ale miałam wrażenie, że powoli przestaje być blady jak ściana i drżenie rąk trochę ustąpiło. Nie mogłam się doczekać końca.
- Jakbym dała Ci teraz odrobinkę morfiny... wziąłbyś? - spytałam rzując chrupka kukurydzianego i patrząc się w sufit.
- Przestałbym się wreszcie pocić i rzygać. Kuszące. - odpowiedział.
- Czyli byś wziął?
- Chciałbym odpłynąć. Ale tak spokojnie, nie mając koszmarów. Chyba bym wziął. Chyba że miałbym też alkohol. O, alkohol. Z chęcią nawaliłbym się do nieprzytomności. To mogłoby mi zastąpić dragi na jakiś czas.
- Jakiś czas? A co potem?
- Nie wiem... będę szukał czegoś co pokocham i co zajmie mnie do reszty. Może bym wziął plecak i ruszył na wędrówkę po górach?
Zaśmiałam się na ten pomysł. Kto normalny szedłby na wędrówkę po górach, by zapomnieć o narkotykach. Ale wydawał się być całkowicie poważny gdy to mówił, więc zamilkłam.
- Jeśli jutro nic nie zwrócę to wypijemy po jednym piwie?
- Miałam zamiar zacząć od gotowanego na parze indyka i ziemniaków jak tylko zaczniesz przyjmować normalnie jakiś pokarm... o piwie jeszcze nawet nie myślałam. - przyznałam drapiąc się po głowie. - Podrażniłoby pewnie żołądek.
CZYTASZ
Sama w tłumie 3.
RomanceDo niektórych rzeczy trzeba dojrzeć, inne zrozumie tylko ten, kto sam czuł się podobnie. To opowieść o relacjach: ich zacieraniu, naprawianiu i wewnętrznych rozdarciach, które nie pozwalają przesypiać nocy. Jak zwykle pełna sprzeczności, problemów...