Rozdział 24 [19 lipca]

21 1 0
                                    

W nocy znów wymiotował. Potem płakał w poduszkę, ale udawałam, że tego nie zauważyłam. Gdy wreszcie zasnął podeszłam do niego i chciałam zdjąć z niego bluzę. Zaczynał się znów bardzo pocić. Niechcący go tym obudziłam, ale tylko coś mruknął i posłusznie podniósł ręce by mi pomóc w zdjęciu tego. Udało mi się znów podać mu szklankę wody i sama położyłam się spać.

...

Zeszłam na dół przygotować mu kleik ryżowy. Stałam nieporadnie w kuchni. Gotowałam wodę na herbatę, gdy wszedł Eryk z Maćkiem.

- Siemanko, siostro. - poklepał mnie Eryk po ramieniu. - Jak pacjent? Kupiliśmy mu sucharki. Ponoć są spoko, gdy ktoś wymiotuje i nie przyswaja pokarmu.

- Dzięki. - uśmiechnęłam się biorąc je od niego.

- Może zejdziesz dziś wieczorem z nami oglądać filmy? Robimy maraton Harrego Pottera.

- Dzięki, ale... nie czuję się najlepiej. Nie wiem, czy się nie rozkładam. Lepiej też będę tam wegetować. - zaśmiałam się.

...

Gdy się obudziłam zobaczyłam go nad miską. Nie wymiotował, ale kurczowo się jej trzymał.

- Co jest? - spytałam zaspana.

- Niedobrze mi. Bolą mnie wnętrzności. - szepnął. Miał przeszklone nadal oczy i podkrążone. Krzywił się strasznie wpatrując w tą miskę jakby szukał w niej jakiejś odpowiedzi. - Chyba śmierdzę.

- Co? - zaśmiałam się, ale patrzył na mnie poważnie.

- Pocę się jak świnia już czwarty dzień. Nie mów, że nie śmierdzę. Mam całą mokrą koszulkę. - wskazał na część przy szyi, która była faktycznie mokra.

- Wychodzą z Ciebie same trujace substancje, to normalne w takim przypadku...

- A więc śmierdzę?

- Nie no... nie jest tak źle. - zaśmiałam się. - W sumie naprawdę nic nie czuję.

...

Czwarty dzień mijał najłagodniej ze wszystkich dotychczasowych. Obejrzeliśmy razem film, a potem oboje przespaliśmy porę obiadową. Zjadłam mleko z płatkami, a on porcję sucharków. Miałam wrażenie, że wyglądał coraz lepiej. Nadal miał podkrążone oczy i kości policzkowe miał zbyt wyraźne, ale miałam wrażenie, że powoli przestaje być blady jak ściana i drżenie rąk trochę ustąpiło. Nie mogłam się doczekać końca.

- Jakbym dała Ci teraz odrobinkę morfiny... wziąłbyś? - spytałam rzując chrupka kukurydzianego i patrząc się w sufit.

- Przestałbym się wreszcie pocić i rzygać. Kuszące. - odpowiedział.

- Czyli byś wziął?

- Chciałbym odpłynąć. Ale tak spokojnie, nie mając koszmarów. Chyba bym wziął. Chyba że miałbym też alkohol. O, alkohol. Z chęcią nawaliłbym się do nieprzytomności. To mogłoby mi zastąpić dragi na jakiś czas.

- Jakiś czas? A co potem?

- Nie wiem... będę szukał czegoś co pokocham i co zajmie mnie do reszty. Może bym wziął plecak i ruszył na wędrówkę po górach?

Zaśmiałam się na ten pomysł. Kto normalny szedłby na wędrówkę po górach, by zapomnieć o narkotykach. Ale wydawał się być całkowicie poważny gdy to mówił, więc zamilkłam.

- Jeśli jutro nic nie zwrócę to wypijemy po jednym piwie?

- Miałam zamiar zacząć od gotowanego na parze indyka i ziemniaków jak tylko zaczniesz przyjmować normalnie jakiś pokarm... o piwie jeszcze nawet nie myślałam. - przyznałam drapiąc się po głowie. - Podrażniłoby pewnie żołądek.

Sama w tłumie 3.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz