20. Viviana. Czyżby Coś Was Zatrzymało?

3.2K 107 4
                                    

Byłam zdziwiona, że Sal postanowił zabrać mnie do Włoch i to do swojej rodziny. Tydzień wyjątkowo, strasznie szybko mi minął. W międzyczasie dowiedziałam się, że moi rodzice też zostali zaproszeni, tak bardzo się cieszyłam. Siedem dni spędziłam na pracy, przed wyjazdem. Musiałam wszystko dopilnować i uzupełnić. Chłopacy musieli sobie poradzić. Wiem, że Salvador ufał Vincentowi, jak i Fabianowi. Resztę czasu, byłam na zakupach z Zuzą i mamą, a noce spędzałam u mojego mężczyzny, albo on przyjeżdżał do mnie. Dzisiaj był dzień wyjazdu. Lot był zabukowany na piątą rano. Miał na nas czekać, prywatny samolot rodziny Accardi. Pan Antonio wysłał go po nas, żebyśmy mieli pełną wygodę. Gdy powiedziałam mu, że to nie potrzeba, stwierdził, że o rodzinę trzeba dbać. Zrobiło mi się ciepło na serduszko, że w jakimś stopniu byłam ważna dla niego. Tata Sala okazał się ciepłym i kochanym człowiekiem. Miał siwe włosy i brodę. Wiedziałam, że przeszywające spojrzenie czarnych oczu, Sal odziedziczył, właśnie po nim. Zawsze miał na sobie garnitur, tylko kolory się zmieniały. Wczoraj zostawiłam komplet kluczy Fabiemu i poprosiłam, żeby zaglądał do mojego mieszkanka. Właśnie stałam w salonie i sprawdzałam czy wszystko, na pewno wzięłam. Jechaliśmy tam na cztery dni. Wczoraj doszłyśmy do wniosku z moją mamą i Zuzą, że poszukać sukienki na przyjęcie, wybierzemy się we Włoszech. Zmieściłam się w duża walizkę, w sumie nie musiałam dużo zabierać. Potrzebne rzeczy jak dokumenty, portfel słuchawki, telefon, ładowarkę i takie tam istotne bagaże, włożyłam do mojej czarnej torebki a'la worek. Musiałam ubrać się wygodnie, więc postanowiłam na luźny różowy dres i białe buty sportowe. Pod spodem miałam, biała koronkową bieliznę z stringami ledwie widocznymi na tyłku. Włosy zaplotłam w dwa warkocze bokserskie. Delikatnie pomalowałam rzęsy i brwi. Na koniec popsikałam się ukochanymi perfumami i byłam gotowa. Zarzuciłam torbę na ramię. Czekałam na Sala, aż po mnie przyjedzie. Usłyszałam dźwięk domofonu, o wilku mowa. Otworzyłam mu drzwi i po chwili się pojawił. Podeszłam do niego i wtuliłam się, w jego ogromną klatkę piersiową. Podniosłam głowę, pocałowałam go w usta.


- Pięknie wyglądasz. - wyszeptał patrząc mi w oczy.


- Dziękuję ty też niczego sobie. - wyglądał obłędnie. Miał na sobie czarne bojówki, biały t-shirt, czarne buty sportowe i tego samego koloru, kurtkę skórzaną. Na nadgarstku miał zegarek który dostał na urodziny, a o dekolt bluzki zawiesił okulary przeciwsłoneczne. Włosy miał dzisiaj zmierzwione. Boże jak można, być tak przystojnym.


- Gotowa? Czy jeszcze masz ochotę mnie pooglądać? - zapytał śmiejąc się. Spojrzałam na niego groźnie i ruszyłam do kuchni. Odprowadził mnie jego głośny śmiech. Wzięłam z blatu dwa kubki termiczne z kawą i poszłam z powrotem do salonu. Mężczyzna trzymał już moja walizkę.


- Zmieściłaś się tylko w jedną walizkę? - zapytał marszcząc brwi?


- No pewnie, a ile miałam mieć?


- Nie wiem, ale Zuza pewnie będzie miała przynajmniej dwie. I podręczny bagaż. - zaśmiał się, a ja razem z nim. Oboje wiedzieliśmy jaka jest dziewczyna. Przeszłam się jeszcze raz po mieszkaniu, sprawdziłam wszystko i zamknęłam drzwi. Zeszliśmy na dół, a ja otworzyłam szeroko oczu na widok samochodu stojącego przed wyjściem. Uśmiechał się do mnie z krawężnika nowiuteńki czarny ze złotymi felgami, klamkami i podporami Mercedes G klasa. Bestia w samej postaci.


- O kurwa! Cudowny- podbiegłam do auta. - kupiłeś sobie nowy samochód? - zapytałam odwracając się do niego


- Sprawiłem sobie prezent urodzinowy. - odpowiedział wzruszając ramionami.


- Mogę go poprowadzić? - podbiegłam do niego, rzucając się mu na szyję i robiąc słodkie oczka. - Proszę.


- Masz - podał mi kluczyki. Wzięłam je natychmiast i otworzyłam. Byłam tak podjarana, że nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje. Sal włożył moją walizkę do bagażnika. Wsiadłam za kierownicą i położyłam torebkę na tylnym siedzeniu. Szybko do mnie dołączył. Odpaliłam silnik i ruszyłam z piskiem opon. Kierował się cudownie. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Czułam, że te czarne tęczówki się we mnie wpatrują. Zawsze kochałam prowadzić samochód i twierdziłam, że umiem to robić. Nawet mój tata powiedział, że jestem dobrym kierowcą. Szybko dojechaliśmy na lotnisko. Zaparkowałam na strzeżonym parkingu, zabrałam torebkę i wysiedliśmy z auta. Salvator wyciągnął nasze bagaże i zatrzasnął bagażnik, zamknęłam to cudeńko. Chciałam zabrać swoją walizkę, ale zostałam obdarzona burzliwym spojrzeniem. Postanowiłam nie dyskutować. Był taki słodki. Teraz zauważyłam, że ma przewieszoną przez ramię, sportową czarna saszetkę od Gucci.

Black Night ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz