Epilog.

5.3K 151 22
                                    

                           Czerwiec.
                            Salvator.
Ból głowy po kawalerskim to chyba normalne. Boże miałem ochotę ich zabić. Na mojego świadka poprosiłem Matteo. Mogłem od razu domyśleć się, że to głupi pomysł. Wczorajszy wieczór spędzałem z Vitem, Iwanem, Matem, Moim i Vivi ojcem, oraz z Vincentem. Siedzieliśmy w klubie, który został specjalnie zamknięty. Nie zgadniecie co Ci idioci napisali na drzwiach, w ramach wyjaśnień.

                  Wybaczcie Ludziska.
Klub przez trzy dni zamknięty, ponieważ Właściciel się żeni. Niestety wszystkie dziewczyny się spóźniły. Nasza Pani menager, była najlepsza. Spokojnie nie musicie się załamywać, mamy jeszcze innych przystojniaków w klubie.
                                            Pozdrawiamy.

Jak ja to zobaczyłem, to nie wiedziałem, czy mam się śmiać, czy płakać. Chociaż fakt, żenię się z najwspanialszą kobietą na świecie. Wiem, że one też wczoraj nieźle zabalowały. Podobno miała nawet striptizera, kurwa mać policjanta. Byłem o nią cholernie zazdrosny. Myślałem, że coś rozniosę, ale chłopaki, szybko mnie ostudzili. Jedno mnie pocieszało, załatwiłem im specjalną loże w klubie mojego znajomego. Wiedziałem, że ma je na oku. Ślub odbywa się we Włoszech, wiec od samego rana byliśmy w samolocie. Faceci osobno i kobiety osobno. Ja będę przygotowywał się w letnim domu Mata, a Vivi u moich rodziców. Ten ostatni rok nieźle dał nam w kość. Całe załatwianie, sali, wybieranie dekoracji, stroju. Na szczęście zajęła się tym wszystkim Viv z dziewczynami, u mnie szukała tylko akceptacji. Każdego dnia, zakochiwałem się w niej, na nowo. Nie chciała zdradzić mi jaką wybrała suknie, musze wytrzymać. Ja wybrałem czarny trzyczęściowy smoking z błyszczącego materiału, z welurowymi klapami marynarki i muchą. Koszule oczywiście biała, tak samo poszetka. Włosy na bokach miałem wygolone na zero, a reszta zaczesana jak zawsze do tyłu. Zostawiłem brodę, którą moja kobieta tak bardzo, u mnie lubi. Buty lakierowane i złoty zegarek oraz spinki od mankietów. Wyglądałem nad zwyczaj elegancko, aż dziwnie się czułem. Siedziałem właśnie w moim domowym gabinecie i leczyłem kaca, a kto mi w tym pomagał? Mama. Przyjechała, żeby zrobić nam cudowny rosołek. Weszła właśnie i położyła wielką miskę naprzeciwko mnie, po czym usiadła naprzeciwko.
- Jak Vivi? - pytam.
- Dochodzi do siebie. Chociaż o tej godzinie pewnie już siedzi na fotelu i się przygotowuje.
- Też zaraz będę się zbierał. - zapewniam.
- Jak się czujesz synku?
- Już lepiej, teraz rosół jeszcze mi na pewno pomoże.
- Nie chodzi mi o kaca, bo on na pewno zaraz minie. - spojrzałem na nią pytająco. - Mam na myśli ślub. Nie, codziennie się go bierze. Małżeństwo to nie zabawa. Jesteś pewny tego co robisz? - zapytała spokojnie.
- Tak mamo. Jestem pewny. Viviana Iwanow, niedługo Accardi, zostanie moją żoną. Kocham ją i tak już zostanie. Jestem gotowy, na ten ślub i życie jakie razem spędzimy. Wiem, że to wszystko szybko się potoczyło, ale nie wyobrażam sobie życia, bez niej u mojego boku mamo. - powiedziałem pewnie. Kobieta na moje słowa uśmiechnęła się szeroko, po czym wstała i ruszyła do wyjścia. Trzymając dłoń na klamce, odwróciła się w moją stronę i powiedziała.
- Jestem z Ciebie dumna Synu. Dobrze Cię wychowaliśmy. - odwróciła się i przez ramie jeszcze rzuciła - Zbieraj się na dół. - i tyle ją widziałem. Chociaż nie powiem lekki stres odczuwam. Patrzę na zegarek i widzę, że jest już po jedenastej. Zjadam zupę i kieruje się do salonu. Przekraczam próg i widzę istny armagedon. Wszyscy się krzątają. Podchodzę do mojego ojca i niedługo teścia i wyciągam dłoń na przywitanie, którą od razu ściskają.
- I jak stresik jest? - pyta Sergiej. Śmieje się na jego słowa.
- Spokojnie wytrzymam z tą diablicą. - odpowiadam i śmiejemy się wszyscy razem. Siadam na fotelu, a fryzjerka zaczyna układać mi włosy. Nie wiem, ile tam siedzę, ale mama już dość. Wstaje w końcu i idę pod prysznic, po czym zaczynam się ubierać. Zakładam koszule, zapinam spinki. Wsuwam na tyłek spodnie i skarpetki oraz buty. Próbuje uporać się z tą przeklętą muchą, ale za każdym razem się rozwiązuje. Zaczynają trząść mi się ręce, z pomocą przychodzi mi Matteo.
- Daj to - mówi i zawiązuje to ustrojstwo. Jestem mu wdzięczny. - stres to nic złego bracie.
- Jest coraz większy. Mam nadzieję, że się nie rozmyśli i przyjdzie do kościoła. - mówię podchodząc do okna. Słyszę tylko jego prychnięcie.
- Żartujesz prawda? - pyta retorycznie. - Przecież ta dziewczyna nie widzi, poza Tobą świata i ty też. Jesteście jak takie gołąbki.  - odwracam się do niego i podnoszę wyzywająco jedną brew.
- Tak jak Ty z Arią? - na moje słowa wybucha śmiechem.
- Tak jak ja z Arią. - potwierdza. Zakładam marynarkę i pryskam się perfumami.
Gotowi idziemy do samochodu i ruszamy do kościoła.

                            Viviana.
Od rana panuję tutaj chaos. Próbuje panować nad sobą, ale nerwy zaraz zjedzą mnie od środka. Kurde. Właśnie siedzę na depilacji woskiem i to tak cholernie boli, że od razu kac mnie opuścił. Po tych męczarniach przyszedł czas, na trochę rozpieszczania. Kosmetyczka, robi mi paznokcie. Dzisiaj postawiłam, na migdałki i na nich delikatny french ombre, z malutkimi diamencikami. Wyglądały cudownie. Mój palec zdobił pierścionek, a już niedługo obrączka. Co do włosów, chciałam coś, żeby nie było mi gorąco. Po długich próbach, w końcu postawiłam, na delikatne upięcie z ozdobą i wypuszczone po bokach zakręcone kosmyki. Makijaż delikatny. Powieki pomalowane srebrnymi, brązowymi i złotymi cieniami. Do tego sztuczne rzęsy i kreska, brwi miałam idealnie podkreślone. Usta miałam w kolorze delikatnego, brudnego różu. Sukni szukałam, bardzo długo. Pojechałam nawet po nią specjalnie, do Włoch. Dopiero tam znalazłam moją wymarzoną. Była w literkę A, na cienkich ramiączkach. Z głębokim dekoltem i delikatnym kwiatowym haftem 3D i aplikacjami opadającymi kaskadami po spódnicy, która miała ogromy tiulu. Welon wybrałam pod dół sukienki, który ciągnął się za mną. Buty miałam obłędne białe szpilki z dekoracją, podobną do tej na sukience. Biżuteria została na swoim miejscu, czyli mój ukochany łańcuszek, dokupiłam jeszcze pasujące kolczyki. Na koniec, jeszcze perfumy i byłam gotowa. Gdy wyszłam z pomieszczenia, wszyscy zamarli na mój widok. Mama zaczęła płakać, chociaż Gabriela i Zuza też. Widziałam, że dojechali do nas też mój tata i Antonio. Pewnie chłopacy są już w drodze do kościoła. Tata zrobił krok w moją stronę i złapał moją dłoń po czym ją ucałował. Widział, że walczy z rozpłakaniem się.
- Jesteś przepiękna Kruszynko. Salvator jest cholernym szczęściarzem. - mówi drżącym głosem i całuje mnie jeszcze w czoło. Podaje mi ramię i idziemy do Samochodu. Jadę z Zuzą i tatą. Droga trwa wieczność. Czym bliżej kościoła tym bardziej się boję. Podjeżdżamy na miejsce, a mój żołądek podjeżdża niebezpiecznie do góry. Stresuje się. Tato podaje mi rękę, którą ujmuję i wychodzę z auta. Zuzka podaje mi moją wiązankę, z blado różowych róż i białych piwonii, przeplatanymi liśćmi eukaliptusa, to ą kwiaty przewodnie. Drzwi do kościoła są otwarte. Wiem, że wszyscy są już w środku i czekają na mnie. Oddycham głęboko i z ojcem pod rękę, ruszam do środka, gdy tylko słychać pierwsze dźwięki Ave Maria grane na skrzypcach. Czuję łzy, które cisną się, ale odganiam je. Wchodzimy do kościoła i widząc Salvatora w smokingu, czekającego na mnie przy ołtarzu, wszystko mija. Gdy mnie zauważa otwiera szeroko oczy i usta. Uśmiecham się szeroko. Chcę tego. Idę dumnie, w rytm muzyki.

                               Salvator

Czekam przy tym przeklętym ołtarzu i nie mogę już wytrzymać. Chyba moje modlitwy zostają wysłuchane, bo muzyka zaczyna grać. Brat łapie mnie za bark i wskazuje głową drzwi, gdy na niego patrzę. Robię to, a to co widzę, zapiera mi dech w piersiach. Do kościoła wchodzi Sergiej, z Vivi pod ramię. Ja pierdole, otwieram oczy i usta szeroko. Wygląda jak bogini. Matko, czuje łzy, które mi się cisnął. Mat rozbawiony, nachyla się i szepcze mi do ucha. “pozwól im płynąć.” Właśnie to robię. Płaczę jak małe dziecko i uśmiecham na zmianę. Kocham Ją. Nie mogę oderwać od niej wzroku. Ta sukienka, ten welon, który ciągnie się za nią. Ta fryzura, czy makijaż. Cała ona. Podchodzi do mnie i Sergiej podaje mi jej dłoń, mówiąc tylko “opiekuj się nią”. Słyszałem w jego głosie, że jest na skraju, nie dziwie mu się. Biorę jej dłoń i całuje delikatnie. Uśmiecha się do mnie nerwowo i wiem, co czuje, dlatego odwzajemniam gest. Ksiądz zaczyna mszę, a ja co jakiś czas spoglądam na Vivi. Nawet nie wiem, kiedy przyszedł czas przysięgi. Wszyscy wstają, stajemy przed księdze, który zwraca się do nas.
- Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński? Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia? Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy? - spoglądamy na siebie i z uśmiechem jednocześnie odpowiadamy
- Chcemy.
Kapłan mówi, żebyśmy podali sobie prawe dłonie i owija je stułą. Po czym zwraca się do mnie, żebym powtarzał słowa przysięgi. Patrząc jej prosto w oczy zaczynam mówić.
- Ja Salvator, biorę Ciebie, Viviano, za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy święci. - Po mnie zaczyna mówić, Vivi.
- Ja Viviana, biorę Ciebie, Salvatorze, za męża i ślubuje Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy święci. - po jej policzkach płyną łzy.
- Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez was zawarte, ja powagą Kościoła katolickiego potwierdzam i błogosławię w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Po tych słowach zdejmuje z naszych rąk stułę. Zaczynają grać organy, a w naszą stronę, podąża Luka, z poduszeczką, na której ma nasze obrączki. W tym granatowym garniturze i białej koszuli wygląda rozkosznie. Podaje tacie poduszkę i ucieka do mamy. Mat podaje ministrantowi. Ksiądz błogosławi obrączki i przemawia następującymi słowami.
- Na znak zawartego małżeństwa nałóżcie sobie obrączki.
Wkładamy na serdeczny palec i znowu zaczynam powtarzać.
- Viviano, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. - Mówię pewnie. Kobieta zabiera głos.
- Salvator, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
- Teraz możecie się pocałować. - o tak właśnie na to czekałem. Przyciągam ją za rękę i obejmuje. Całuje delikatnie jej cudowne usta. Wszyscy biją brawa. Odrywamy się i msza toczy się dalej. Kapłan udziela błogosławieństwa i po wszystkim goście wychodzą, a my ze świadkami podpisujemy dokumenty. Ustawiamy się na środku i trzymając za dłonie wychodzimy z kościoła. Goście rzucają w nas ryżem, a chłopacy odpalają confetti.  Ludzie składają nam gratulację i życzenia. Po wszystkim wsiadamy do samochodu i kierujemy się na sale.

                             Viviana

Patrzę na nasze złączone ręce i uśmiecham tak szeroko, że aż bolą mnie policzki. Obrączki mamy złote pod mój pierścionek. Ja mam z cyrkoniami w środku, a Sal prostą. Obie proste i błyszczą się w słońcu. Na odwrocie mamy wygrawerowaną datę ślubu i imię drugiego.  Wysiadamy pod restauracją i dalej trzymając się za ręce ruszamy do środka. Wszyscy zaczynają klaskać i wiwatować. Mój mąż w pewnym momencie podnosi mnie na ręce i przenosi przez próg. Całuje go w usta i stawia mnie na nogi. Wypijamy alkohol z kieliszków i częstujemy chlebem i solą.  Impreza trwa w najlepsze. Przyszedł czas na pierwszy taniec. Rozbrzmiewają pierwsze dźwięki piosenki Luka Rosi- a ty bądź. Wykonywana na dwa głosy, damski i męski. Zaczynamy tańczyć. Sal okręca mnie i prowadzi pewnie. Uśmiechamy się do siebie i nucimy dobrze znaną piosenkę. Pod koniec wszyscy dołączają do nas. Tańczę z każdym po kolei, tak jak Sal. Całe wesele szybko mija. Pan, który śpiewa, nagle zwraca się do mnie.
- Od męża, dla żony dedykacja. - Odwracam się do Sala, a on tylko puszcza mi oczko. Zaczyna śpiewać piosenkę Sobel - Wyglądasz tak pięknie. Z każdym słowem płaczę coraz więcej. Rzucam się mu na siłę i całuje mocno. Wszyscy klaszczą. Słyszę głos Vita.
- Kto by pomyślał, że z mojego braciszka taki romantyk. - na jego słowa wszyscy zaczynamy sie głośno śmiać. Ta piosenka kończy nasz magiczny wieczór. Głos zabiera mój ukochany mąż.
- Wybaczcie, ale udamy się w naszą noc poślubną. Dziękujemy wam za przybycie i do zobaczenia, na następnym ślubie. Tym razem Zuzy, bo na Vito nie ma co liczyć. - na jego słowa wszyscy wybuchają śmiechem. Ruszamy na górę. Noc jeszcze młoda i cała nasza.

__________________________________________.

Hej kochani 🥰
Takim sposobem doszliśmy do końca. Nawet nie wiem kiedy to zleciało. 😭
Do Następnego ❤️
Miłego dnia.😍






Black Night ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz