31. Salvator. Jesteś najważniejsza i tak zostanie.

2.8K 107 2
                                    

Vivi myślała, że ma jakiś wybór. Zabrałbym ją siłą. Wziąłem tą moją złośnicę, za rękę i wyszliśmy z klubu. Nacisnąłem przycisk na pilocie i auto się otworzyło. Moja kobieta się zatrzymała i patrzyła w jeden punkt. Podążyłem za jej wzrokiem i ujrzałem zakapturzonego mężczyznę, z pistoletem w dłoni. Krzyknął coś i usłyszałem strzał. Zdążyłem ją tylko lekko popchnąć, nie dałem rady zrobić nic więcej. Zauważyłem, jak facet ucieka, a chłopaki ruszają w pogoń za nim. Wszystko działo się tak szybko. Spojrzałem na Vivi, w ostatniej chwili, złapałem jej bezwładne ciało. Cała była we krwi. Widok jej takiej bezbronnej. Znalazł się przy nas jej tata, uciskał ranę. Mnie dosłownie sparaliżował strach. Spojrzałem znowu na moją kobietę, która oczy miała ledwo otwarte. Działałem jak w automacie. Złapałem jej twarz w dłonie i powiedziałem spanikowany.
- Proszę Cię Vivi, nie zostawiaj mnie. Kocham Cię. Nie dam bez Ciebie rady. Nie zamykaj oczu. Wytrzymaj – powieki powoli jej opadały. - Nie.  Otwórz oczy. - zrobiła to, ledwo podniosła dłoń, dotknęła mojego policzka i wyszeptała cicho.
- Kocham Cię. Na zawsze. - wtedy jej powieki się zamknęły.
- Antonio zmień mnie, bo on nie wie co się, dzieje kurwa. - usłyszałem głos Sergieja. Tak też się stało, mój ojciec uciskał ranę, a Serg zaczął ją reanimować. Kurwa mać. Poczułem łzy. Nie mogę jej stracić. Podziwiałem jej ojca, że zachowuję zimną krew. Przecież to jego córka. Usłyszałem co do niej wyszeptał i zrozumiałem, dlaczego nie spanikował.
- Córeczko. Wracaj do mnie. Straciłem już Aleksieja, nie mogę i Ciebie. - dalej uciskał klatkę piersiową. - Dalej malutka. - sprawdził znowu puls i się uśmiechnął. - Tak moja dzielna dziewczynka. Wróciła. - jak to usłyszałem, odetchnąłem z ulgą. Podbiegła do mnie Zuza i zauważyłem, że jest zapłakana. Przyciągnąłem ją do siebie, wtuliła się we mnie i zaczęła jeszcze głośniej płakać. Usłyszałem sygnał karetki, która zaraz podjechała. Wyskoczyli z niej dwóch ratowników. Usłyszałem głos jednego.
- Sergiej? Co mamy? - Zapytał, schylając się nad nią. - Kurwa. Przecież to Vivi. - powiedział zszokowany. Zaczęli ostrożnie układać ją na noszach.
- Viviana Iwanow. Lat dwadzieścia sześć. Postrzał w brzuch. Zatrzymanie akcji serca, na trzy minuty. Wróciła, ale dalej jest nieprzytomna. Straciła bardzo dużo krwi. - powiedział Sergiej, a głos mu się łamał. Już mieli iść do karetki, ale złapał lekarza za nadgarstek i powiedział.
- Mariusz. Nie mogę jej stracić, tak jak Aleksa.  - lekarz pokiwał głową.
- Zrobię co w mojej mocy, żeby ją uratować. Masz moje słowo, przyjacielu. Dobra ruszamy.
- Sal dasz rade prowadzić? - zapytał jej ojciec, a ja spojrzałem na niego i pokiwałem głową.
- Oczywiście. Do Twojego szpitala?
- Tak. Jest najbliżej. - powiedział i wskoczył do karetki. Odjechali, a ja już chciałem wsiadać do swojego samochodu, ale zza rogu wyszedł Iwan. Podbiegłem do niego, był zdyszany.
- Gdzie jest ten śmieć.? Zabije go. - darłem się.
- Uspokój się. Jest już w rękach policji. Razem z Vincentem zajechał mu drogę samochodem, a Vito gonił go na motorze. Skubany dobrym kierowcą jest. Za rogiem czekał na niego samochód. Na szczęście, że z Vincem mamy zawsze broń. Kurwa nie byłoby nas tutaj. Jebany zaczął strzelać, do nas z karabinu, kurwa mać. Przygotował się idealnie. - Powiedział, a ja otworzyłem szeroko oczy.
- Nic wam nie jest?
- Vito oberwał, bo nie zdążył zeskoczyć z motoru. Na szczęście, tylko draśnięcie. Nic mu nie będzie. Lepiej powiedz jak Vivi.
- Kurwa. Zatrzymała się raz. Gdyby nie Sergiej. Mnie sparaliżowało.
- Dziwisz się mu, że walczył o nią? Pierwsze to jego córka, a drugie stracił już jedno dziecko.
- To samo jej powiedział, a później wróciła.
- Dobra jedziemy do szpitala. Gdzie Zuza?
- W moim samochodzie. Chodź.
- Ja prowadzę. Ty się do tego, nie nadajesz.
- Dobra. - zrezygnowałem. Zauważyłem, że nie ma samochodu mojego ojca, więc pewnie już pojechał.  Po dwudziestu minutach byliśmy już w szpitalu. Podszedłem do dyżurki.
- Gdzie znajdę sale operacyjną? - starsza kobieta podniosła na mnie wzrok.
- Może tak Dobry Wieczór?
- Jakoś nie jest dla mnie dobry, skoro moja narzeczona właśnie walczy o życie na stole, a Pani gada mi tu o jakiś pierdołach. - spojrzała na mnie.
- Jak się nazywa?
- Viviana Iwanow. Rana postrzałowa. - spojrzała na ekran komputera i powiedziała.
- Drugie piętro, korytarzem po lewo. Trwa operacja. - Szybko ruszyłem, nie czekałem nawet na windę, wbiegłem po schodach. Dotarłem pod sale i zauważyłem wtulonych w siebie, jej rodziców, oraz mojego ojca. Jej mama płakała. Mój ojciec stał oparty o ścianę.
- Wiadomo coś.? - zapytałem.
- Zabrali ją. Trwa operacja. Ma silny organizm, musi teraz ona walczyć. My już nic nie możemy zrobić. - odpowiedział Sergiej.
- Przepraszam was. - wyszeptałem, patrząc na jej rodziców.
- Za co?
- Nie pomogłem jej. To ja powinienem ją ratować, a nie ty. Jesteś jej ojcem. - uśmiechnął się blado i odpowiedział.
- Przede wszystkim jestem lekarzem. Nie mogłem pozwolić, żeby nas zostawiła. Synowi nie mogłem pomóc, bo mnie nie było tam, ale zrobiła to Zuza. Nie udało się. Vivi ja nie pozwoliłem odejść. Nie przeżyłbym śmierci drugiego dziecka. Jest silna i da rade. Wygra tą walkę. Wierzę w nią. - powiedział i łzy popłynęły po jej twarzy. - Ty robisz coś lepszego dla niej na co dzień. - powiedział nagle, spojrzałem na niego pytająco. - Opiekujesz się nią, a przede wszystkim Kochasz. Poświecenie jakie dla niej zrobiłeś, parę godzin temu wystarczyło. - powiedział, a ja doskonale wiedziałem o co mu chodzi. Zofia podniosła wzrok na męża i zapytała.
- Co takiego zrobił?
- Sal spotkał się z Giulią i zapewnił, że wrócili do siebie. Później ta idiotka wszystko mu wyśpiewała. Pomagał jej zabójca Alka, to on postrzelił Vivi. Szukał zemsty.
- Boże święty - wyszeptała. - moja córeczka. - po tych słowach rozpłakała się na dobre.
Siedzieliśmy tak już od kilku godzin. Ludzie wchodzili i wychodzili. W między czasie, pojawiła się moja mama, z Matem i Vito.  Chodziłem jak taki idiota po korytarzu. Byłem po trzeciej kawie, nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Nagle drzwi się otworzyły i wyszedł siwy lekarz. Był strasznie zmęczony. Wszyscy odwróciliśmy się do niego. Pierwszy odezwał się Sergiej.
- Zygmunt. Co z nią?
- Zatrzymała nam się, dwa razy. - kurwa. - Udało nam się przywrócić akcje serca. Przetoczyliśmy jej krew, dużą ilość. Nie będę was okłamywał, wiecie, jak to działa. Noc i doba będą decydujące. Musicie przygotować się na wszystko. Powiem, jak będzie można, do niej wejść. Tylko jest jeszcze coś. - powiedział na chwile. - Ma jakiegoś chłopaka, narzeczonego? - zapytał.
- To ja. - powiedziałem, marszcząc brwi. Popatrzył na mnie z współczuciem.
- Niestety, ale państwa dziecka nie udało się uratować. - otworzyłem szeroko oczy.
- Jakiego dziecka? - wydukałem
- Viviana była w trzecim tygodniu ciąży. Mogła o tym nie wiedzieć. Dziecko, było jeszcze za słabe. Przykro mi. - powiedział i odszedł. Ja poczułem niewyobrażalny ból w klatce, a nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Padłem na kolana i popłakałem się. Nie mogłem poradzić sobie z bólem. Jezu ona była ze mną w ciąży. Zobaczyłem tylko moją mamę, która klęka przede mną i przytula do siebie. Nie wiem, ile mi to zajęło, ale w końcu się podniosłem. Skierowałem się do wyjścia, działałem jak w transie. Musiałem zostać sam. Chwile, żeby zaraz wrócić do mojej kobiety i trwać przy niej. Przed szpitalem poprosiłem jakiegoś mężczyznę o papierosa i ognia. Zaciągnąłem się i popatrzyłem w niebo. Dlaczego my ? Zapytałem w myślach. Skończyłem palić, wyrzuciłem peta do kosza i usiadłem na schodach. Bałem się jak zareaguje Viv gdy się obudzi. Nie chciałbym, żeby się ode mnie oddaliła. Kurde. Poczułem dłoń na ramieniu, obok mnie usiadł jej tata.
- Coś z Vivi ? – zapytałem szybko.
- Nie. Dalej nieprzytomna. – odpowiedział cicho.
- Pójdę do niej.- już wstawałam, ale mnie zatrzymał.
- Poczekaj. Chciałem z Tobą pogadać.
- O czym ?
- O dziecku. Wiem, że chciałeś być sam, ale uwierz wiem najlepiej jak boli utrata dziecka. – przerwał na chwilę.- musisz być teraz przy niej, tak jak ja byłem przy Zosi. Nie pozwoliłem się jej załamać. Uwierz nikt jej nie pomoże tak, jak ty.
- Wiem. Boję się po prostu, że nie dam rady. – wyznałem cicho.
- Dasz. Jesteś mądrym i silnym człowiekiem.- powiedział i wstał, odszedł parę kroków i rzucił jeszcze. – Chodź już można do niej wejść. Piętro drugie, sala 202. Zabiorę Zofię do domu. Powiedział i poszedł.
Wszedłem do środka i skierowałem się, pod odpowiedni pokój. Wszyscy stali, na szczęście nikt nie podszedł, żeby mnie pocieszyć. Każdy wiedział, że tego nienawidzę. Myślałem, że zaraz wydepczę dziurę w podłodze. Nagle drzwi się otworzyły i wyszli jej rodzice. Kobieta była zapłakana, a Sergiej dał mi znać, że mogę już wejść. Pożegnali się i wyszli. Moi rodzice też postanowili jechać, których odwoził Mat. Iwan z Zuzą już dawno się zwinęli, więc zostałem sam z Vitem.
- Idź do niej. Poczekam na Ciebie.
- Możesz jechać. Zostaje tu z nią. – popatrzył na mnie i prychnął.
- Braciszku. To jest OIOM, za chwilę ktoś Cię wyrzuci. Więc idź naciesz oczy i się zmywamy.- kurwa miał rację. Machnąłem ręką i wszedłem do środka. Zamarłem. Boże ona była, taka bezbronna. Moja kobieta leżała, w białej pościeli, z milionem kabelków i rurek. Wyglądała, jakby coś cudownego jej się śniło, miała taką spokojną twarz. Maszyny pikały, a ona sobie słodko spała. Usiadłem na krześle, przy jej łóżku i złapałem jej bezwładną dłoń, w swoje. Ucałowałem jej wierzch i lekko ścisnąłem, następnie zacząłem mówić.
- Cześć Kruszynko. Przyrzekałaś mi jednej nocy, że nigdy mnie nie zostawisz. Pamiętasz? Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa. Mówiłem Ci już, że Cię kocham? – przerwałem, żeby się zastanowić.- no w sumie mówiłem, z jakieś milion razy. Chociaż możesz usłyszeć i milion pierwszy. Kurde Skarbie. Nie możesz mnie zostawić. Tyle chciałem Ci pokazać. Mieliśmy wrócić do Włoch, tak bardzo chciałaś. Gdy tylko się obudzisz, obiecuję, że tam się wybierzemy. Jak się obudzisz Kochanie, za pewne nie będziesz chciała, ze mną rozmawiać, ale chcę, żebyś wiedziała jedno. Zawsze będę koło Ciebie. Przejdziemy przez to razem. Jestem samolubny, ale nic na to nie poradzę. Jesteś najważniejsza i tak zostanie. Proszę kochanie obudź się. Wróć tutaj dla mnie, rodziców, moich czy twoich. Zuzia strasznie za Tobą tęskni. Iwan, Vito i Vincent złapali tego gnoja, więc jesteś bezpieczna. Teraz już, na prawdę po wszystkim. Wierzę, że mnie słyszysz i wrócisz do mnie. Posłuchaj mnie, chociaż raz diablico moja. Będę już leciał, nie mogę niestety być z Tobą. Obiecuję, że wrócę jutro. Kocham Cię najdroższa. – powiedziałem i wstając, nachyliłem się i pocałowałem ją w czoło. Następnie wyszedłem z sali i z bratem udałem, się do samochodu, a on na motor. Przed zatrzymałem się i ruszyłem do niego. Przytuliłem go, a on odwzajemnił uścisk.
- Dziękuję. – wyszeptałam.
- Nie ma za co. Traktuje ją jak siostrę i nie pozwolę, żeby coś jej się stało. Nie będę Ci tutaj pieprzył, że mi przykro z powodu dziecka. Wiem, że tego nienawidzisz. Tylko kurwa, serio chciałbym zostać, znowu wujkiem.- uśmiechał się - Jedź do domu i odpocznij. Gdy się obudzi, będzie Cię potrzebować.
- Zostaniesz jeszcze braciszku. Obiecuję. – uśmiechnąłem się i wsiadłem do auta. Gdy wszedłem do mieszkania, myślałem, że oszaleje. Wszędzie czułem jej zapach. Kurwa będzie ciężko usnąć. Ruszyłem do barku i nalałem sobie brązowego trunku i wypiłem jednym haustem, później kolejny i następny.  Ruszyłem pod prysznic, dopiero tam, dałem upust emocjom. Trochę zajęło mi uspokojenie się. W garderobie ubrałem bokserki i położyłem się do łóżka. Sen przyszedł dopiero ok. drugiej w nocy. Usnąłem z twarzą, mojej kobiety przed oczami..


___________________________________________

Hejo ❤️

Jak się podoba ?

Dobranoc ❤️😘







Black Night ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz